21 kwi 2015

Azjatyckich wojaży podsumowanie

        Taa... Wszystko, co dobre... :)

        124 dni, nieco ponad 4 miesiące, 4 kraje... Kilometrów nie liczę, bo to nie o przebyte kilometry w podróży chodzi. A przynajmniej nie w mojej ;)

        Przyznaję, że wygląda to całkiem nieźle :)


15 kwi 2015

W kierunku Polski...

[25.03.2015 - dziś :)]

       By na własną rękę dojechać do Bangkoku z Tonsai bez wcześniejszych rezerwacji, to trzeba by przeznaczyć na to zapewne z 2 dni. Ale że mnie było szkoda tego czasu, to ponownie skorzystałam z usług agencji turystycznej i wykupiłam łączony przejazd, czyli (teoretycznie) łódź + autobus.

9 kwi 2015

Zatoka Tonsai

[24-25.03.2015]

        Sporo czasu zabawiłam na Ko Tao i zostały mi zaledwie 3 dni do odlotu... Postanowiłam jeszcze na szybko pojechać w okolice Krabi, do zatoki Tonsai, którą tak bardzo polecał mi Layne, Amerykanin spotkany w Laosie.
        Czas nie był tu moim sprzymierzeńcem, więc gdy okazało się, że w zasadzie przejazd łączony do samego Krabi (prom+bus) kosztuje niewiele więcej niż sam prom, to postanowiłam skorzystać - jak nigdy - z agencji turystycznej. I to był błąd... Ale zacznijmy od początku :)

4 kwi 2015

Nurkowanie na Koh Tao

  [16-23.03.2015]
        Prom z Chumphon na Koh Tao odpływał o godzinie 23.00 i cumował przy wyspie około godz. 5.00 rano. Całe szczęście ekipa statku jeszcze jakieś 2 godziny miała wyładowywać towar, więc można było jeszcze chwilę w łóżeczku pokimać.

1 kwi 2015

Ko Surin - turkusowe wody i błogie lenistwo... :)

[14-16.03.2015]

                     Archipelag Surin położony jest na Morzu Andamańskim i zajmuje około 320 km kw. Utworzono tutaj Park Narodowy Mu Ko Surin (ok. 140 km kw.) ze względu na doskonale zachowane rafy oraz bogate życie podwodne. Na jednej z dwóch głównych wysp mieszka także plemię Moken, czyli grupa Cyganów Morskich, którzy żyją jedynie z tego, co daje im morze oraz dżungla. Poniżej zdjęcie ich wioski zrobione z łodzi:


28 mar 2015

Park Narodowy Khao Sok

[10-13.03.2015]

        Park Narodowy Khao Sok w przeważającej większości porośnięty jest lasem deszczowym i jako dom służy ponad 150 gatunkom ptaków, jak i też leopardom czy tygrysom.
        Są tutaj dwa główne punkty, do których dojeżdżają turyści: wioska, która wyrosła w zachodniej  części przy głównej siedzibie parku oraz Jezioro Cheow Lan w jego wschodniej części.


23 mar 2015

One night in Bangkok

[07-09.03.2015]

        Chociaż w sumie to dwie noce - jeśli liczyć tę na terenie lotniska.
        Na południe Tajlandii i nurkowanie chciałam przeznaczyć nieco ponad 2 tygodnie. Jednakże Polacy należą do tej grupy nacji, które przybywając do Tajlandii poprzez granicę lądową otrzymują pozwolenie na pobyt jedynie na okres 15 dni (przy przekroczeniu granicy drogą powietrzną otrzymuje się pozwolenie na pobyt na 30 dni).
        Po różnych pomysłach i kombinacjach (przedłużenie wizy poprzez tzw. visa run na południu w pobliżu Ranong ponoć jest możliwe, ale bardzo utrudnione i zdarza się, że nie wpuszczają człowieka z powrotem; przedłużenie pobytu w biurze emigracyjnym w Bangkoku jest możliwe o 7 dni, kosztuje 1900 bahtów, czyli ok. 190 zł, ale podobno jest niesympatycznie i też robią problemy).

21 mar 2015

Na zakończenie Kambodży

PIENIĄDZE

        W Kambodży mamy dwie obowiązujące waluty: riel oraz dolar.
        Oficjalny kurs dolara wynosi mniej więcej 1$=4030 rielów, ale standardowo przelicza się to 1$=4000 rielów i bardzo rzadko zdarza się, że ktoś policzy inaczej (jeśli już, to czasem w hotelach).
        Ceny podawane są wymiennie, albo w $ albo w rielach, a płacić można czym bądź przy odpowiednim przeliczeniu - co więcej, naraz płacić można obiema walutami. Np. jeśli za coś trzeba zapłacić 5000  rielów, to można dać 1$+1000 rielów.

19 mar 2015

Siem Reap i świątynie Angkoru, cz. II

[06-07.03.2015]

        Kolejnego dnia pobudka o godz. 4.40. Byłam już na słynnym zachodzie słońca na Phnom Bakheng, to teraz czas na jeszcze słynniejszy wschód w Angkor Wat. Oj, tłumy waliły tu srogie...


17 mar 2015

Siem Reap, czyli ile starożytnych świątyń można zobaczyć w 3 dni

[04-07.03.2015]    

         Już spieszę z odpowiedzią: dużo. Albo jeszcze bardziej prawidłowo: niewiarygodnie wiele...
            Siem Reap oznacza ponoć "Syjam pokonany". Samo miasto jest zdecydowanie najbardziej turystycznym miastem Kambodży, a to wszystko ze względu na ruiny, po których biegała Lara Croft z Tomb Rider.

9 mar 2015

Kompong Cham i Kompong Thom

KAMPONG CHAM
[02.03.2015]

        Siedzę na balkonie guesthousu w Kampong Cham i patrzę na rozpościerający się przede mną Mekong.


5 mar 2015

Bezdroża Sen Monorom i opróżnienie apteczki...

[28.02-02.03.2015]

        Dochodzi  godzina 9.00. Dziś z Oliverem wstaliśmy o godz. 5.30, żeby opuścić Banlung, a po ponad trzech godzinach nadal jesteśmy w mieście. Docelowo mieliśmy dojechać do Sen Monorom, jadąc autobusem o 6.30 do Kratie bądź Kompong Cham i tam dopiero jutro przesiąść się na  minivana do Sen Monorom. Ostatecznie dojedziemy tam już dziś i to bezpośrednim busem z Banlung :)

Banlung, na krańcu kambodżańskiego świata

[26-28.02.2015]

        Kolejny mroźny autobus... Ale była szansa ugrzać się po drodze poza autobusem :))


3 mar 2015

Kratie - senne miasteczko nad Mekongiem

[24-26.02.2015]

        Podczas podóży do Kratie tempratura na zewnątrz wynosiła jakieś 35 stopni, a wewnątrz autobusu jakieś 15 stopni... Wymarzłam paskudnie - całe szczęście, że na przerwie jedzeniowej kierowca otworzył mi luk bagażowy, skąd wyciągnęłam kurtkę. Jak można tak mrozić pasażerów?
        Kratie jest niewielkim miasteczkiem położonym nad Mekongiem. Główną jego część - jak zwykle - stanowi olbrzymie targowisko.


2 mar 2015

Reżim Czerwonych Khmerów - gdy Kambodża spływała krwią i łzami...

        Podróżując po Kambodży, czasami odczuwa się pewną... mroczność tego kraju, która nad nim nadal wisi i która wynika z wydarzeń, które miały miejsce wcale nie tak dawno temu.
        Czerwoni Khmerzy było to ugrupowanie komunistyczne połączone z khmerskim nacjonalizmem. Swoje działania rozpoczęli już w latach '60 ubiegłego wieku, do władzy dochodząc od 1970 r. - w 1975 r., wspierani przez Wietnam Północny i Chiny, przejęli kontrolę nad 85% powierzchni kraju.

28 lut 2015

Phnom Penh, w stolicy Królestwa Kambodży

[21-24.02.2015]

        Stolica Królestwa Kambodży nie oferuje przyjezdnym zbyt wielu atrakcji, ale sama w sobie ma ciekawy klimat i kolonialną atmosferę.
        W zasadzie wszystko można by oblecieć w ciągu jednego dnia, nieco z wywieszonym językiem, ale jest to do zrobienia - zwłaszcza jeśli korzysta się z mototaxi czy tuk-tuka...
        I tutaj dwa słowa - jest jedna rzecz, która w Phnom Penh potrafi doprowadzić do szału.
- Tuk-tuk, miss?
- Moto, miss?
        I tak mniej więcej co 2 minuty, czasem częściej.

26 lut 2015

Wakacje od wakacji na Wyspie Króliczej :)

[19-21.02.2015]

        Miało być tak spokojnie... Ale że był Nowy Rok, to tłumy zalegały na plaży w Kep i tłumy kierowały się na wyspę, gdzie zamierzałam wypocząć, zrelaksować się i nadrobić zaległości w blogu.


25 lut 2015

Takie rzeczy tylko w Kambodży...

[17-19.02.2015]

        Siedzę na motorze za plecami pana parkowca z Parku Narodowego Bokor w Kambodży w okolicach miasta Kampot.
        Pan parkowiec z kolei trzyma swoją lewą nogę na podnóżku drugiego motoru, na którym siedzi Darrian, mój dzisiejszy przewodnik, którego motor klapnął i już nie odpalił.
         Jesteśmy na dość ruchliwej drodze, co chwila parkowiec musi ściągać nogę z drugiego motoru, by zmienić tutaj bieg - i tak nas raz po raz zarzuca. Zrobiłabym zdjęcie, ale obawiam się, że każdy mój ruch mógłby zakłócić balans, który jako tako już sobie wypracowaliśmy.
        To już drugi motor w ciągu godziny, który nam się zbuntował. Gęba śmieje mi się od ucha do ucha - od rana same przygody! :D

24 lut 2015

Z Wietnamu kilka luźnych obserwacji i kolekcja ponadgabarytowych fotek :)

           Podobno rząd wietnamski (jak to w państwie komunistycznym) zabrania używania Facebooka - ale sam ma na nim swoją stronę :P
(zasłyszane, niesprawdzone)

23 lut 2015

Delta Mekongu - Chau Doc i Ha Tien

        Pomału przyszedł czas, by zwijać się do Kambodży. Ubolewam nad tym, że kawy wietnamskiej niestety nie opiłam się za wiele, bo miałam jakieś półtora tygodnia przerwy z racji problemów żołądkowo-jelitowych. Niemal połowa pobytu w świecie doskonałej kawy i niemożliwość jej kosztowania... Koszmar! :P

22 lut 2015

Delta Mekongu - Ben Tre i Can Tho

        Najczęściej turyści, zwłaszcza backpakerzy, docierają do Delty w ramach zorganizowanych wycieczek. Trochę się o nich naczytałam i jakoś nie bardzo miałam ochotę wziąć w jednej udział, zwłaszcza, że wymagało to wcześniejszych poszukiwań dobrej oferty. A więc ruszyłam sama.

21 lut 2015

A to ci Sajgon!

[10-12.02.2015]

Zasady sajgońskiego ruchu drogowego:
1. Nie ma żadnych zasad.
2. Pieszy na przejściu dla pieszych nie ma pierwszeństwa i musi ustąpić nadjeżdżającym pojazdom.
3. Pieszy na chodniku nie ma pierwszeństwa i musi ustąpić nadjeżdżającym pojazdom.


18 lut 2015

សប្បាយ​រីក​រាយ​ឆ្នាំ​ថ្មី!!

សប្បាយ​រីក​រាយ​ឆ្នាំ​ថ្មី!!
Sabbay​ rik​ reay​ chhna​ thmei!! 
Szczęśliwego Nowego Roku!! (Chińskiego :)

        Z wydarzeń bieżących - wczoraj z małymi turbulencjami przekroczyłam granicę z Kambodżą. I to nie tak, że zapomniałam o blogu i fb... Zajmę się tym, gdy już przestanę świętować :P 
       Zamierzam zrobić sobie 2-3 dni wakacji od wakacji, wtedy wszystko nadrobię (przynajmniej taki jest plan). Niewykluczone, że zalegnę w hamaku na Wyspie Króliczej (Rabbit Island), z tym, że tam elektryczności nie ma, więc nie wiem, czy będzie dostęp do interntu :P Gdyby na blogu była cisza, to znaczy, że leżę plackiem pod palmami nad błękitną wodą oceanu... :)

P.S. A w Khmerach, przynajmniej w tej części Kambodży, można zakochać się od pierwszego wejrzenia :)

16 lut 2015

Dalat - wietnamski Paryż (?)

[08-09.02.2015]    

      W Lak złapałam busa do Dalat, do którego doczłapałam lekko chwiejnym krokiem. Facet pobierający pieniądze za przejazd od samego początku cieszył się jak dziecko, wołając: "Mani, mani!!". 
- Ile? - pytam. Pokazuje mi 5 palców. Że niby 50 tys.? Mało. Ale przecież nie 500 tys...         Wyciągam banknot 50 tys. Ten kręci głową i jednak pokazuje banknot 500 tys. 500 tys!! 25$!

15 lut 2015

Przygoda z wietnamską służbą zdrowia

[06-11.02.2015]

        Dziś bez zdjęć, będzie sama opowieść. Zresztą jakież fotki mogłabym tu załączyć...
        Rzecz zaczęła się od nagłej gorączki. Do tego doszło niesamowite osłabienie, dreszcze, ból mięśni. Wszystko, co dotykało mojej skóry było mega drażniące - nawet gorąca woda pod prysznicem drażniła i powodowała dreszcze. Wzięłam paracetamol i ległam do łóżka, noc była niełatwa i niespokojna. Dopiero jakimś wczesnym ranem zasnęłam nieco spokojniej.
        Obudziłam się z olbrzymim bólem głowy. Dwa ibuprofeny i z powrotem do łóżka.

14 lut 2015

W Królestwie Kawy - Buon Ma Thuot

        W busie z Kontum do Buon Ma Thuot nadal dało się wyczuć, że jestem dużą atrakcją. Największy ubaw miałam z chłopaka, który siedział 2 rzędy przede mną i niby spoglądał do tyłu, by spojrzeć na zewnątrz przez okno, przy którym akurat siedziałam - i wgapiał się we mnie niemiłosiernie :))
        Potem pasażer z tego samego rzędu, tylko dwa fotele dalej, poczęstował mnie czekoladkami. Ach...! Jak ja tęsknię za czekoladą :) Nawet takie czekoladopodobne coś sprawiło mi sporo radości :D

11 lut 2015

Popijając wino ryżowe na cmentarzu...

[04.02.2015]

        Teoretycznie wiedziałam, w których wioskach w okolicach Kontum znajdują się cmentarze Jarai, do których chciałam dotrzeć, ale i w przewodniku i w internecie widniały informacje o tym, że ciężko je znaleźć i bardzo zalecano wzięcie przewodnika. Cóż, stwierdziłam, że jeśli gdzieś faktycznie są miejsca tego warte, to to zapewne jest jedno z nich.

10 lut 2015

Kontum - etnograficzna uczta!

        Jak zaplanowałam, tak zrobiłam. Na ulicy w Da Nang złapałam moto-taxi - i była to najostrzejsza jazda, jaką dotąd dane mi było przeżyć... Koleś w ogóle nie przejmował się swoim (całkiem przecież sporym) ładunkiem i zapierniczał, jakby go ścigano i to jeszcze jakimiś dziurawymi zaułkami, więc podskoków na siedzeniu doświadczyłam niemało. Już zdążyłam zauważyć, że w Wietnamie nikt ponadgabarytowymi towarami na motorach się za specjalnie nie przejmuje, ale mimo wszystko siebie z olbrzymim plecakiem z tyłu i mniejszym z przodu uważam za rzecz dość delikatną :P

8 lut 2015

My Son - kolejna falliczna świątynia kultury Cham

[01.02.2015]

        Po wykwaterowaniu się z hostelu w Hoi An, zostawiłam tam plecak i planowałam wybrać się do My Son, również będącego na Liście UNESCO, położonego ok. 45 km od Hoi An. Organizowane są tutaj niedrogie wycieczki, ale czytałam, że tanie są z racji tego, że po drodze wycieczka zatrzymuje się na jedzenie czy zakupy w miejscach, które są dogadane z przewodnikiem, zgarniającym prowizję za klientów, a w samym My Son zwiedzanie jest pospieszne i krótkie. Zamierzałam zatem wypożyczyć motor, choć miałam obawy co do wietnamskiego sposobu jazdy - zasada nieprzejmowania się innymi uczestnikami ruchu jest aż nadto widoczna. Jestem większy, więc się usuń. Albo wyprowadzanie tyłem motoru na jezdnię - nikt nawet nie sprawdza, czy ktoś akurat jedzie czy idzie. Podobnie jest z włączeniem się w ruch - problem ma nadjeżdżający :)) A ruch też potrafi być spory...


7 lut 2015

Hoi An - urodziwe miasteczko w pobliżu oceanu

[30.01-31.01.2015]

            Pomiędzy Hanoi i Sajgonem kursują autobusy, na które można zakupić tzw. open bus ticket. Chyba połowa drogi kosztuje 27$, ale głowy nie dam, bo nie do końca się interesowałam. Polega to w każdym razie na tym, że dostaje się pliczek pustych biletów, które wypełniane są podczas rezerwacji miejsca. Wspominam o tym informacyjnie, gdyby ktoś chciał podróżować wybrzeżem - ja miałam zamiar ruszyć w nieturystyczne góry, więc tegoż biletu nie zakupiłam, choć i tak wylądowałam w tym samym autobusie, co pozostali.
             Autobus wlókł się niesamowicie, gdzieś po drodze była też przerwa na luch (po 1,5 h od wyruszenia, o godzinie 10.30). Knajpa oczywiście z cenami typowo pod turystów, więc zamiast płacić ileśkrotność tego, co powinnam (poza tym niedawno było śniadanie), poszwędałam się tu i ówdzie i znalazłam taki mały raj :)


4 lut 2015

DMZ - Wietnamska Strefa Zdemilitaryzowana

[28.01.2015]

        Miałam nie zapisywać się już na organizowane wycieczki, ale to był najtańszy i najszybszy sposób, by mimo wszystko być w miejscach, gdzie działa się Wielka Historia. Bo tak naprawdę to jest główną "atrakcją" Strefy Zdemilitaryzowanej - nie ma tu zbyt wiele ciekawych rzeczy, które można zobaczyć. Dla mnie liczyła się bardziej obecność tutaj i próba przeniesienia się do  tamtych, rozpaczliwych, dni...

3 lut 2015

Hue - królewska metropolia

[27-29.01.2015]

        Przed przyjazdem do Wietnamu wielu turystów spotykanych na mojej drodze opowiadało, że Wietnamczycy są opryskliwi, nieprzyjemni i że generalnie nie za fajnie się tu podróżuje. Natomiast moje pierwsze odczucie, które w dużej mierze trwa do teraz, jest zgoła inne, bo kraj ten dość szybko polubiłam, a kawę wietnamską pokochałam :D (jak to mówią - przez żołądek do serca :P).

1 lut 2015

O wietnamskim targowaniu się

        Pierwszą rzeczą, na którą należy się nastawić, przyjeżdżając do Wietnamu, jest pogodzenie się z faktem, że zawsze będzie się płacić ileśkrotną wartość tego, co płacą lokalsi. Jeśli raz na jakiś czas otrzyma się cenę lokalną, to należy to traktować tylko i wyłącznie jako miłą niespodziankę, a nie wymagać tego jako reguły.
        Ważną rzeczą przy takim nastawieniu jest też to, by koniecznie się targować - czasem naprawdę twardo, ale z uśmiechem - i nie dać się mocno obrobić.

31 sty 2015

Mały sekrecik o mojej wielkiej miłości... :)

...czyli o tym, dlaczego zdecydowałam się jednak przyjechać do Wietnamu :)
            27.01.2015, Hue. Siadam sobie tuż nad rzeką i rozkoszuję się ciepłymi promieniami słońca. Już mi się podoba :) To, co słyszałam o Wietnamczykach w miejscach turystycznych nie sprawdziło się jak dotąd, bo choćby właściciele hostelu, w którym się zatrzymałam, są sympatyczni, a i sporo ludzi dookoła pozdrawia, uśmiecha się i jest całkiem miło. Oczywiście to dopiero początek, ale już widzę, że Wietnam ma swój charakter - Laos był jednak dość rozlazły :P

30 sty 2015

Autobus do Wietnamu

[26.01.2015]

        Bo rzecz warta jest osobnego posta :)

        W przeddzień wyjazdu do Wietnamu musiałam w Pakse wydać ostatnie laotańskie kipy, bo poza Laosem nigdzie ich na nic nie wymienię, a była to niedziela, więc kantory pozamykano (by móc je wymienić na dolary, bo o wymianę na wietnamskie dongi w Laosie ciężko).

29 sty 2015

Kilka zaobserwowanych laotańskich ciekawostek

        Większość ciekawszych rzeczy już gdzieś zawarłam przy okazji innych postów, więc jeszcze tylko kilka kwestii, które na wyjściu mi się nasuwają :)

LAO P.D.R.
        Oficjalna nazwa Laosu w skrócie brzmi: LPDR, czyli Lao People's Democratic Republic. Bardzo często jednak rozwinięcie tego skrótu wygląda następująco: Laos, Please Don't Rush :)

28 sty 2015

Falliczna świątynia w Champasak i doskonała kawa w Bolaven Plateu :)

        Pakse okazało się być całkiem sympatycznym i niewielkim (mimo że to stolica prowincji) miasteczkiem. Dla mnie był to punkt wypadowy do ruin khmerskich wpisanych na Listę UNESCO, gdzie wybrałam się motorem. Tym razem nie był to już automatyk, tylko elegancka Honda ze zmianą biegów :)
        Wat Phou położone jest ok. 45 km od Pakse. Po drodze skręciłam nie tam, gdzie powinnam, i zajechałam jeszcze pod ogromnego Buddę, który sterczy na wzgórzu nad Mekongiem:





        Górski Monastyr (Wat Phou) to dawna świątynia hinduska, obecnie służąca jako świątynia buddyjska u stóp góry Lingaparvata. "Linga" oznacza "fallus" i nazwa ta nadana została z racji kształtu góry, który to zresztą był powodem powstania w tym miejscu owego założenia. Związane jest to z tym, że fallus jest także symbolem Shivy, hinduskiego boga, stąd też wielokrotnie pojawia się on na terenie tego kompleksu, czasem można aż poczuć się osaczonym...





        Ciekawe jest to, że w różnych kulturach na całym świecie symbol fallusa pojawia się zupełnie niezależnie od siebie i w zależności od miejsca związany jest z siłą, mężnością, władzą czy też płodnością i dobrobytem (jak np. w świątyni w Chucuito nad Jeziorem Titicaca w Peru). Jak to się dzieje, że faceci na całym świecie muszą ten swój oręż wtrynić w kwestie magiczne czy religijne? :P Tak się zastanawiam czy u nas w Europie też takie symbole się pojawiają, ale nic mi do głowy nie przychodzi.
        Budowle Wat Phou pochodzą jeszcze z czasów przedangkoriańskich (czyli są wcześniejsze niż ruiny Angkor Wat w Kambdży) i powstawały od VI do XII wieku. Kompleks położony jest na kilku tarasach i składa się z ruin, z których obecnie wyróżnić można 2 pałace, mniejszą świątynię oraz główny budynek sakralny, nadal służący buddystom. Zwłaszcza w tym ostatnim są niesamowite płaskorzeźby pokazujące wierzenia hinduskie.










        Nieco za nim tuż pod ogromną wiszącą skałą znajduje się nisza, w której malutkim strumyczkiem płynie święta woda ze skały powyżej.



        Małą ścieżką można dojść do 2 skał zwanych Słoń oraz Krokodyl.



        Miejsce robi spore wrażenie, warto było przejechać tu ten kawał drogi :)


        Następnie zamierzałam przejechać przez Pakse i udać się na wschód, gdzie znajduje się Bolaven Plateau znany z uprawy doskonałej kawy i pięknych krajobrazów. 
        Zasuwam zatem z powrotem, a tu macha na mnie policjant, że mam się zatrzymać. No to ładnie, myślę sobie. Paszport poszedł w zastaw za motor, a prawo jazdy zostało w dużym plecaku w guesthousie. Zresztą co ja takiego mogłam zrobić? Przekroczenie prędkości na takim skuterku? No, ileż ja tam mogłam na nim maksymalnie wyciągnąć? 70 km/h? No, max 80. Ale! Po przebojach z ukraińską policją podczas wycieczek, policja laotańska to przecież pikuś...
        Staję na poboczu, zdejmuję kask, słodko się uśmiecham.
- Sabadee! - mówię.
- Sabadee. Where are you go?
(To dosłowny cytat.)
- Pakse.
- So go.
        No to pojechałam... :))
        Bolaven Plateau jest olbrzymim terenem, są tutaj liczne wzgórza, góry oraz przede wszystkim wodospady, ale żeby przejechać polecaną trasę dookoła tego terenu, to potrzeba 2-3 dni.
        Zatrzymałam się po drodze, by skosztować doskonałej kawy z mlekiem skondensowanym :) i wypatrzyłam białego chłopka spoglądającego w mapę. Uderzyłam więc do niego z pytaniem, czy mogę mu przez ramię zajrzeć. On zamierzał zrobić objazd dookoła, ja miałam jeszcze tylko jakieś 2,5 godziny, polecił mi zatem wodospad Tad Louang i tam też się udałam.




        I tutaj nad tym wodospadem pożegnałam się z Laosem. Jakoś tak tkliwie mi się zrobiło... :) Mimo różnych sytuacji i nie zawsze pozytywnych emocji, to jednak Laos gdzieś tam znalazł swój kawałek w moim serduchu i jakoś taki niedosyt czuję. Ale pewnie lepiej niedosyt niż przesyt :)

       Czas na Wietnam!


26 sty 2015

25 sty 2015

Vientiane, stolica Laosu

[20-21.01.2015]

        W przewodniku przeczytałam, że styczeń to najwyższy sezon w Vientiane, więc dobrze jest zabukować nocleg zawczasu, czego generalnie nie robię. Zabukowałam zatem dzień wcześniej najtańszą miejscówkę w hostelu, 40 tys. za łóżko w pokoju 8-osobowym. Wychodząc z busa natomiast od razu rzuciło mi się w oczy ogłoszenie z hostelu tuż obok: jedynka za 40 tys. Bardzo skromna, ale zawsze jest ta wygoda, że można rozrzucić się z rzeczami dookoła. Ale jeśli nie skorzystałabym z zabukowanego miejsca, to pobraliby mi pieniądze za rezerwację miejsca z karty.
        Ale pewnie i dobrze, że jednak dotarłam do Backpakers Garden Hostel, bo mieli pyszne śniadanie wliczone w cenę, przyjemne wnętrza, przestronny pokój i bardzo miłą obsługę.
        Gdy rozpakowywałam się w pokoju, drzwi otworzył jeden z pracowników, by pokazać ewentualnej klientce pokój.
- Cześć Marysiu!
           Zdębiałam.
- Jestem Bartek! Później pogadamy.

24 sty 2015

Vang Vieng - mekka tubingu

[17-20.01.2015]

        Gdzieś przeczytałam, że lepiej jechać turystycznym minivanem do Vang Vieng zamiast tzw. VIP busem. Nazwa tego ostatniego może być myląca, nie ma ona absolutnie nic wspólnego z luksusem, ponoć zazwyczaj są to stare autobusy bodaj z Chin sprowadzane. Wolniejsze od minivanów, ale czasem dostaje się w nich lunch czy jakieś przekąski. Ale gdybym miała drugi raz kupować bilet, to zdecydowałabym się jednak na autobus. Może i dłużej jedzie, ale jest na pewno wygodniejszy...

22 sty 2015

Luang Prabang - jedno z najbardziej czarujących miast w Azji Pd-Wsch.

[15-17.01]

        Z Muang Ngoi z powrotem przedostałam się łodzią do Nong Khiew. Na przystani minęłam zbiorowego tuk-tuka i na dworcu (ok. 2 km dalej) byłam nawet szybciej niż on, dzięki czemu dostałam bilet na busa na "już", a nie na "wtedy, kiedy zbierze się odpowiednia ilość osób".
        Zajęłam dobre miejsce przy oknie, choć babcia chciała mi je podprowadzić, i byłoby wygodnie, gdyby nie to, że tuż przed odjazdem dołożono nam na 2-osobowe siedzenie jeszcze jedną kobietę. I tak po 4 godzinach ze zdrętwiałymi nogami dotarłam do Luang Prabang. A w zasadzie jeszcze nie do miasta, bo dworzec  północny, na który zajechaliśmy, znajduje się w wiosce obok.

18 sty 2015

W górę rzeki - Muang Ngoi

[14.01.2015]

        Z Muang Khiew chciałam dostać się jeszcze dalej w głąb odludzia, do Muang Ngoi, gdzie dopływa się łodzią. Do niedawna była to jedyna droga dotarcia tutaj, obecnie można dojechać też transportem lądowym, ale zajmuje to 2,5 godziny, podczas gdy łodzią płynie się 1 godzinę.
        Rzeka Nam Ou wcale nie taka spokojna była na tym odcinku, było kilka miejsc z bystrzami i dość niespokojną wodą, nawet kapitan raz musiał przycumowac do wysepki. Zgasił silnik, wyciągnął pagaj... Było to prawie na samym początku, więc zapewne nie tylko ja miałam chwilową wizję dopagajowania do końca :))


16 sty 2015

Wakacje od wakacji nad rzeką Nam Ou

[12-13.01.2015]

        Po wielu trudach, znojach, oszustwach laotańskich i licznych próbach zrobienia na mnie biznesu, dotarłam w końcu do Nong Khiew. Jak ległam w hamaku, tak prawie go nie opuściłam przez półtora dnia. 
        O, tak... Słodkie lenistwo na hamaczku, przykryta różową kołderką, by trzymać ciepło. Tego dnia niczego więcej nie pragnęłam niż świętego spokoju.


14 sty 2015

Żeby za łatwo i za przyjemnie nie było...

[10-11.01.2015]

        Jadę busem wypełnionym ludźmi i towarami: gdzie tylko się da, powciskane są torby, pakunki, kartony, stosy jajek, worki z warzywami itp. itd. Sporych rozmiarów motocykl też z nami jedzie. Nie ma jednej szyby, więc kierowca przewiązał okno peleryną (czyli ten sam patent, który zastosowałam dzień wcześniej na łodzi), która porozdzierała się w trakcie jazdy. A może raczej w trakcie spływu, bo długie i silne opady deszczu naniosły błoto na drogę, gdzieniegdzie ją zalało, a w pozostałej jej części asfalt, jeśli jest, to mocno podziurawiony. I tak wszyscy skaczemy jak na komendę - nie tylko prawo-lewo na serpentynach, ale także góra-dół.
        Opatulona jestem w jedyny polar, jaki mi pozostał (drugi zostawiłam w wiosce podczas tajskiego trekkingu), kurtkę, na głowie mam buffa i zaciągnięty kaptur. Ileżbym teraz oddała za ciepły sweter, szal i rękawiczki...


13 sty 2015

Spływ(y) Mekongiem

[08-09.01.2015]

        Wczesna pobudka i o 5.30 (nadal ciemno) byłam już przy biurze imigracyjnym. Światło się pali, ale w środku nikogo nie ma. Poczekałam kilka minut, potem poszłam na drogę, prowadzącą do "przystani". Na łódkach jakieś delikatne światło jest, ale nikogo nie widać.
        Zeszłam na dół do rzeki, świecąc sobie czołówką. Cisza. Poczekałam kolejne kilka minut. Zostawiłam duży plecak i z powrotem poszłam do biura na górze. Wszędzie pustki. No, jaja jakieś :))

12 sty 2015

W drodze na laotański koniec świata...

[7.01.2015]

- Ale nie możesz tak zrobić!
- A to niby dlaczego?
- Bo jesteś sama. I jesteś kobietą.
        Człowieku... Gdybym miała się tym przejmować, to tyłka z domu bym nie ruszyła.
- Musisz wrócić na dworzec autobusowy i tam, jeśli będzie odpowiednia ilość osób, to pojedzie autobus do Xiang Kok o 11. Która jest godzina?
- 11.00
- Aha... To może zadzwonię do nich.

11 sty 2015

Błądząc po plantacji bananowców... (Muang Sing)

[05-06.01.2015]

         On Keo z kolegą dowieźli nas na dworzec autobusowy obsługujący dalekobieżne autobusy, który znajdował się około 10 km od miasta. My jednakże chcieliśmy dostać się do Muang Sing, znajdującego się w tej samej prowincji, więc musieliśmy dojechać do lokalnego dworca w centrum. Zamiast płacić za tuk-tuka złapaliśmy stopa. Kobieta chciała chyba od nas pieniądze, bo przy wysiadaniu pokazała nam na palcach 2, ale Layne udał, że tego nie widzi i ze swoim jakże szerokim  uśmiechem wskazał drogę na wprost i powiedział "Yes, yes! Muang Sing!".

10 sty 2015

Wolontariacko na laotańskiej wsi

[01-05.01.2015]

- Hej! Wyglądasz, jakbyś była sama, zupełnie tak, jak ja! Miesiąc już pdróżuję sam, a gdy cię zobaczyłem, to pomyślałem, że fajnie byłoby tak z kimś przy piwku posiedzieć.
        Przede mną nagle wyrósł wysoki barczysty chłopak. Wyraźnie jest pod wpływem i nawija.
- Dzisiaj planowałem dostać się do Muang Sing, ale nie chciałem jechać autobusem, więc zacząłem iść. Ale po 10 km zawołali mnie lokalsi, "chodź, chodź!", wołają. No to idę. Paliłem z nimi, piłem whisky i mnie upili. W końcu wziąłem plecak i znowu zacząłem iść. Ale wtedy ponownie jakieś dzieciaki mnie zawołały: "chodź, chodź!", no to idę. I znowu kilka głębokich. Aż w końcu władowali mnie na ciężarówkę i przywieźli tu z powrotem.

8 sty 2015

Layne - najbardziej zwariowany życiorys "ever"

        W zasadzie chłopak ma na imię Travor, a Layne to jego nazwisko.  Zapytany, dlaczego zatem używa nazwiska, odpowiedział, że każdy w armii amerykańskiej woła innych po nazwisku, przyzwyczaił się i tak już zostało.
        Ma obecnie 33 lata. 
        Gdy miał lat 8, jego matka zdradziła męża z pastorem. Wtedy cała społeczność kościelna przeniosła się do innego kościoła, łącznie z ojcem, a matka w ogóle przestała chodzić do kościoła. Gdy Layne i jego brat odwiedzali ojca weekendami, wysyłano ich na niedzielne msze, podczas których byli wytykani przez stare kobiety, przekonujące, że powinni być z ojcem. Wtedy prawdopodobnie rozpoczęły się problemy psychiczne u Layne'a, co sam przyznaje, bo wtedy zaczął rosnąć w nim gniew i złość. Do tego kobiety te karały go na różne sposoby, np. obcinając jego włosy, jedna baba cięła również jego ucho. Albo karany był tym, że wkładano jego palec do wrzącej wody. Albo zmuszano go do kucnięcia na ziemi, a potem ktoś kładł się na niego tak, że nie mógł się ruszyć... Chorzy Amerykanie z kościelną obsesją. W końcu trafił do psychologa, który przepisał jakieś tabletki - chłopak brał je dopóki jego matka nie zaczęła mu ich podkradać...

7 sty 2015

Sylwester w dżungli (czyli jak oszukać turystów i zgarnąć kasę)

[31.12.2014-01.01.2015]
     
        Luang Namtha jest miejscem wypadowym do położonego w pobliżu obszaru chronionego, czegoś w rodzaju parku narodowego, o fantastycznej ponoć urodzie i starej dżungli z ogromnymi drzewami. Samemu niestety nie można się tam dostać, więc jedynym wyjściem jest wykupienie trekkingu. Agencji jest kilka, ale tylko teoretycznie masz wybór, zwłaszcza jeśli jesteś sam i chcesz iść na trekking jutro. Mnie najbardziej ciągnęło do 1 dnia na kajaku i 1 dnia trekkingu z noclegiem w jednej z wiosek licznych mniejszości narodowych. Niestety w Sylwestra, kiedy chciałam ruszać, odbywał się tylko jeden 2-dniowy trekking, bo pozostałe agencje nie miały chętnych. Więc pozostało mi zapisać się tutaj, czyli w Khmu Expierence, przed którym potencjalnych klientów ostrzegam.
        Czego to mi nie naobiecywano! :)) Pierwszego dnia na przykład miał być super wodospad, w którym można pływać. Oto i wodospad:


6 sty 2015

W stronę Laosu

[28-30.12.2014]

        Po ostatecznych pożegnaniach w Tam Wua (próbowałam je opuścić przez 3 kolejne dni), mimo wszystko z pewnym wzruszeniem, opuściłam "mury klasztorne".


5 sty 2015

Kilka tajskich ciekawostek

        Standardowym powitaniem w Tajlandii jest tzw. wai, czyli złożenie rąk jak do modlitwy, ustawienie ich przed klatką piersiową lub twarzą (w zależności od ważności osoby, której się kłaniamy) i lekkie skinienie głowy. Nie podaje się tu ręki, większości osób jest to zupełnie obce, choć niektórzy starają się być "nowocześni" i witają obcokrajowców, podając im rękę.

2 sty 2015

1 sty 2015

Pobyt w klasztorze buddyjskim :)

        Po dnie olbrzymiego, wszechogarniającego oceanu pomału posuwa się żółw. Na powierzchni tegoż oceanu dryfuje koło ratunkowe. Szansa na to, że człowiek w ciągu swojego życia natrafi na nauki buddyjskie jest taka, jak szansa na to, iż wypływający na powierzchnię żółw trafi akurat w środek dryfującego koła.