2 mar 2015

Reżim Czerwonych Khmerów - gdy Kambodża spływała krwią i łzami...

        Podróżując po Kambodży, czasami odczuwa się pewną... mroczność tego kraju, która nad nim nadal wisi i która wynika z wydarzeń, które miały miejsce wcale nie tak dawno temu.
        Czerwoni Khmerzy było to ugrupowanie komunistyczne połączone z khmerskim nacjonalizmem. Swoje działania rozpoczęli już w latach '60 ubiegłego wieku, do władzy dochodząc od 1970 r. - w 1975 r., wspierani przez Wietnam Północny i Chiny, przejęli kontrolę nad 85% powierzchni kraju.


        Wkrótce rozpoczęli realizację swego planu - pozamykano szpitale, szkoły, zlikwidowano monetę, nastąpiła nacjonalizacja prywatnych własności, a ludność miejską przesiedlono na wieś, gdyż odtąd Demokratyczna Kampucza (nowa nazwa kraju) miała być państwem agrarnym. Rozpoczęto również masowe eksterminacje, likwidując wszystkich intelektualistów (nauczycieli, lekarzy, prawników itp.itd.), a powodem wyroku śmierci było także posiadanie okularów czy zbyt delikatnych dłoni... Uśmiercano "winnych" oraz całe ich rodziny, łącznie z dziećmi.
        Statystyki podają różne dane co do ilości zamordowanych osób, od 10% do 25% populacji kraju. Czyli zupełnie tak, jakby wystrzelać co czwartą osobę.
        Najbardziej zapamiętany został reżim Pol Pota, który trwał 4 lata, od 1975 r. do 1979 r. Jest to najczarniejszy okres w dziejach Kambodży.
        Atakowano nie tylko Khmerów, gdyż ofiarą padli również Wietnamczycy zamieszkujący tereny przygraniczne. Wówczas do gry wkroczyła armia Południowego Wietnamu, ostatecznie przepędzając armię Pol Pota z Phnom Penh. Czerwoni Khmerzy uciekli do dżungli w pobliżu granicy z Tajlandią i stamtąd prowadzili teraz działania partyzanckie. Jeszcze do 1998 r. (!!) wspierani byli przez organizacje międzynarodowe, m.in. przez USA, które dostarczało im broń i żywność. Ostatecznie Pol Pot został wydany przez samych Czerwonych Khmerów, a ci niedługo po tym również się poddali. 
        W Phnom Penh i okolicach są dwa szczególne miejsca związane z tym rozdziałem khmerskiej historii: Więzienie Toul Sleng oraz Pola Śmierci (Choeung Ek). Oba nie pozostawiają wizytującego obojętnym...
        W jednej z dzielnic Phnom Penh, około pół godziny pieszo z centrum, znajdowała się szkoła, którą najpierw zamknięto za czasów reżimu, a następnie przerobiono na ciężkie więzienie, tzw. S21. Przywożono tutaj (mniej lub bardziej) podejrzewanych o kolaborację z CIA i KGB. Większość z tych ludzi z tymi pojęciami spotkała się tutaj po raz pierwszy.



        Wygląda to niemal  tak, jakby miejsce to dopiero co opuszczono - na ścianach i podłodze nadal widać ślady krwi...
        Więźniów przetrzymywano w malutkich celach, głodzono oraz nieludzko torturowano - m.in. bito i kopano do nieprzytomności, następnie wkładano głowę więźnia do stęchłej wody, by się przebudził - i kontynuowano...






        Przypuszcza się, że katowano tu 20 tysięcy osób, którzy albo ginęli tutaj albo wywożono ich do obozów śmierci na zewnątrz miasta.
        Wszystko to odbywało się bez wiedzy innych państw. Co więcej - przybywały tu międzynarodowe delegacje, którym pokazywano szczęśliwych ludzi, dobrobyt i powodzenie kraju. Miejsca pokazowe były specjalnie wyselekcjonowane, a delegacje powracały do swoich państw i starały się o dofinansowanie dla Pol Pota...
        Dopiero gdy Czerwoni Khmerzy zaatakowali ludzi po stronie wietnamskiej, wówczas armia wietnamska wkroczyła do Kambodży, jednocześnie wyzwalając ją spod reżimu. Wtedy też odkryto dramat jej mieszkańców i przerażające fakty o egzekucjach obejmujących 1/4 ludności kraju.
        Obecnie w więzieniu urządono muzeum, pokazujące cele, gdzie przetrzymywano więźniów i pomieszczenia, gdzie ich torturowano. Na ścianach w tych ostatnich wywieszone są zdjęcia maltretowanych zwłok, które także pokazane są na wystawach w innych pomieszczeniach. Pominęłam te części przy fotografowaniu, uważam że jest to zbyt drastyczne, by pokazywać na blogu, zresztą też wydaje mi się, że mogłaby być to oznaka braku szacunku dla tej tragedii...
        Wystawy obejmują także zdjęcia osób, które były fotografowane po przybyciu do więzienia, przedmioty kaźni i tortur, opisy historii zarówno ofiar, które przeżyły, jak i oprawców, którzy czasami nie mieli wyboru - albo zabijali albo sami mieli być zabici. Jak zwykle w takiej sytuacji pada pytanie: czy to kat czy ofiara? Ciężko jest osądzać takie osoby, a im obecnie trudno jest żyć ze świadomością tego, czego dopuścili się w przeszłości.






        Jedna wystawa dotyczy także osób, które za czasów Pol Pota stały wysoko, sprawując urzędy ministerialne itp. Nad sześcioma z nich odbył się sąd, choć nie we wszystkich przypadkach spotkała ich zasłużona kara. Sam Pol Pot zmarł w międzyczasie, dożywając słusznego wieku, choć przypuszcza się też, że mógł zostać otruty przez swoich pobratymców.
        Na dziedzińcu znajduje się także 14 grobowców osób, których martwe ciała zostały odnalezione przez Wietnamczyków w celach.


        Utworzono też tutaj stoiska, przy których można spotkać dwóch mężczyzn, którym udało się przeżyć pobyt w więzieniu i którzy spisali swoje wspomnienia w książkach tutaj sprzedawanych (10$). Akurat to mnie trochę zdziwiło, bo wokół nich zrobił się mały cyrk - ze zdjęciami z turystami, autografami itp. Ale mogę mieć też mylne wrażenie.


        Niemniej, miejsce jest mocno przygnębiające, ale daje obraz tego, co za czasów reżimu Czerwonych Khmerów się tutaj działo.


POLA ŚMIERCI

        Gdy okazało się, że potrzebne jest miejsce, gdzie można by chować ludzi, którzy zmarli w wyniku tortur w więzieniu, postanowiono do tego celu wykorzystać cmentarz chiński, mieszczący się w Choeung Ek, kilkanaście kilometrów od Phnom Penh.
        Ofiarom mówiono w więzieniu, że zostaną przewiezione do "nowego domu", pakowano je na ciężarówkę i pod osłoną nocy przywożono tutaj. Następnie zaganiano ludzi nad ogromne doły, gdzie do nich strzelano - lub najczęściej wbijano drągi w czaszki, gdyż brakowało amunicji...
        Nawet okoliczni mieszkańcy nie do końca wiedzieli, co tu się działo.
        Choeung Ek to największe Pola Śmierci w Kambodży. Zorganizowano tu rodzaj muzeum - w zasadzie nie ma tu wiele rzeczy do oglądania, ale na wejściu każdy otrzymuje audioguide, dzięki któremu można uzyskać informacje o poszczególnych budynkach, które tu dawniej były czy o miejscach, gdzie rozładowywano ludzi, gdzie ich mordowano i chowano. Dodatkowo można posłuchać różnych historii osób, które albo słyszały o tym miejscu albo były katami lub też przebywały w więzieniu S21.
        Zupełnym przypadkiem odkryto te groby i w 1980 r. ekshumowano zwłoki prawie 9000 osób z 86 masowych grobów. Kolejne 43 groby pozostawiono nietknięte.
        Poprzez ekshumację odkryto przerażające fakty - zarówno mężczyźni, kobiety i dzieci byli bici na śmierć, postrzelani, pozbawiani głów czy wiązani i chowani żywi...
        Na środku znajduje się wysoka biała stupa w tradycyjnym stylu khmerskim, w której na 7 poziomach leżą posegregowane czaszki i kości tych, którzy tu zmarli. Czaszki są oznaczone kolorowymi kropkami, gdzie każda kropka symbolizuje płeć, wiek czy też np. obcokrajowców. Na najniższym poziomie ułożono ubrania zmarłych.





         Ubrania zresztą w wielu miejscach nadal wystają z ziemi, podobnie jak i kości...




        Niektóre masowe groby zostały otoczone płotem i ułożono nad nimi dach.


        Nadal widocznych jest kilka grobów jeszcze ze starego cmentarza chińskiego, który się tu mieścił zanim przeznaczono go na chowanie ofiar z S21.



        Na tym drzewie odkryto ślady krwi i... mózgów dziecięcych. Jeden z katów przyznał, że faktycznie trzymając niemowlęta za nogi, uderzano ich głowy o to drzewo...

        Zarówno więzienie S21, jak i Pola Śmierci kryją w sobie niewyobrażalnie okrutną, brutalną i dramatyczną historię. Są to tego rodzaju miejsca, które należy zachować po to, by przestrzegały kolejne pokolenia przed podobnymi działaniami. A przynajmniej w teorii...

PRZEMYŚLENIA
        Każdy kolejny odwiedzany przeze mnie kraj nosi ślady olbrzymiej tragedii ludzkiej. Dramat ten bardzo często odbywał się bez wiedzy reszty świata, a czasem nawet za cichym jego przyzwoleniem...
        W Tajlandii  takim wydarzeniem była budowa Kolei Śmierci przez Japończyków w czasie II wojny światowej.
        Laos był (i nadal jest) ofiarą wojny amerykańsko-wietnamskiej, w wyniku której do dziś giną lub tracą zdrowie ludzie z powodu zalegających tam niewybuchów.
        Wietnam podziela tragedię bombardowań z Laosem, a do tego znana jest nam wojna północy z południem i udział w tym Amerykanów.
        W Kambodży z kolei swoje łapy na śmierci 2 milionów osób położyli Czerwoni Khmerzy.
        W każdym z tych krajów są liczne miejsca, upamiętniające te przerażające wydarzenia. Mówi się - ku pamięci. Ale ja pytam: w imię czego dzieje się tragedia milionom niewinnych osób? I czy aby na pewno historia nas czegoś uczy? Bo czyż czegoś nauczyła nas I wojna światowa? Albo holokaust podczas II wojny światowej? Albo każda z kolejnych wojen, czy to na podłożu religijnym czy jakimkolwiek innym? Czy my aby na pewno korzystamy z tych tragicznych lekcji historii?...
        Może i powyższe pytania brzmią tu zbyt wzniośle czy też są to rozważania, które końca mieć nie będą. Ale pewnym jest to, że historie tego typu dzieją się na całym świecie i nie są one gdzieś tam daleko - mogą zdarzyć się tuż obok. A wtedy możemy mieć jedynie nadzieję, że pozostaną "tylko" w sąsiedztwie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz