30 gru 2014

Złoty Trójkąt i wypad do Birmy

        Marcin (spotkany w Mae Hong Son) odradzał mi odwiedzenie Złotego Trójkąta, zresztą również gdzieś przeczytałam, że to największa pułapka turystyczna północy. Jednakże sama historia tego miejsca jest fascynująca, poza tym było mi tu po prostu po drodze, więc wpadłam tu przejazdem.
        Wczesnym rańcem znalazłam się zatem w Chiang Saen i tu po raz pierwszy ujrzałam Mekong, który potem przynajmniej jeszcze kilka razy będzie mi  się w podróży przewijał.


29 gru 2014

Najwyższy punkt Tajlandii

- Nie, nie, nie, nie... no, nie, nie, nie...
        Tylko te słowa krążyły mi przez kilka dobrych minut po głowie, gdy będąc na najwyższym punkcie Tajlandii, obserwowałam przeszczęśliwych turystów, czekając na swoją kolej na strzelenie sobie fotki...

23 gru 2014

Moja Tajlandia :)

      Mae Hong Son jest miejscem, do którego bardzo nieliczni turyści docierają. I to oczywiście było kluczem do znalezienia autentycznej, dawnej i niezepsutej turystyką Tajlandii. 
     Guesthouse, w którym nocowałam, był niemalże pusty. Niemalże, ponieważ podczas wpisywania się do księgi rejestracyjnej, dojrzałam wpis tuż przede mną: Marcin, Polska! Na moje głośne zaskoczenie kobietka odpowiedziała, że ten chłopak siedzi właśnie na balkonie.
      Podeszłam zatem na balkon, z którego roztacza się piękny widok na niewielkie jezioro i dwie oświetlone świątynie znajdujące się po jego drugiej stronie:


- Ładny widoczek, co nie?
      Marcin otworzył szeroko oczy i równie szeroko się uśmiechnął :)

"Kobiety-żyrafy", czyli długoszyje Karen

        Mae Hong Son, do którego dotarłam po raftingu, jest punktem wypadowym do wiosek zamieszkanych przez "kobiety-żyrafy", choć 99% turystów przyjeżdża tu z organizowanymi wycieczkami z Chiang Mai czy Pai (dzięki temu Mae Hong Son pozostaje niezepsute). Swoją drogą nie znoszę tego określenia, "kobiety-żyrafy" - to tak jakby otyłe kobiety nazwać kobiety-słonice... Innymi nazwami tutaj stosowanymi są długoszyje kobiety (long-neck women) albo po prostu długoszyje Karen (long-neck Karen - Karen to nazwa plemienia).

21 gru 2014

Tajski trekking, czyli ile jest trekkingu w "trekkingu"

        Północ Tajlandii jest górzysta i oferuje sporo miejsc na ciekawy trekking i wędrówki po górach. Niestety niemożliwym jest wybranie się na taką wędrówkę samemu - przede wszystkim dlatego, że nie ma żadnych odpowiednich map tego terenu, o jakichkolwiek szlakach nie wspominając. Jakieś ścieżki przyrodniczo-krajobrazowe powstają, ale jedynie w parkach narodowych, ale też nie wszędzie można iść samemu. Zatem na eksplorację tutejszych gór trzeba zapisać się w agencji turystycznej, ale plus tego jest taki, że często przewodnikiem będzie mieszkaniec danego terenu, który zna dżunglę, bo od dziecka był jej uczony.

20 gru 2014

W poszukiwaniu tajskiego autentyzmu

        Z Chiang Mai wyjechałam poniekąd z ulgą i minivanem dotarłam do Pai położonego nieco wyżej w górach. W ten sposób rozpoczęłam objazd po tzw. Mae Hong Son Loop, czyli po pętli na zachód od Chiang Mai na trasie Chiang Mai - Pai - Mae Hong Son - Mae Sariang - Chiang Mai.
        Pai, mimo że również pełne turystów, jest znacznie lepszym punktem na północy niż Chiang Mai. Nawet ośmieliłabym się powiedzieć, że jest dość klimatyczne, m.in. z racji sporej ilości hippisów i rastafarian. Miasteczko nieduże, aczkolwiek przeszło w ciągu ostatnich lat olbrzymią metamorfozę, zamieniając się w kolejną tajską Mekkę backpakersów.
        Na pierwszą noc zakwaterowałam się w słynnym Spicy Pai, które dysponuje dormitoriami w takich bambusowych chatach:


16 gru 2014

Bliski kontakt z tajską kuchnią, czyli szybki kurs gotowania :)

Z DEDYKACJĄ DLA MALINY :)

        Najbardziej popularną i szeroko polecaną (m.in. przez Lonely Planet i Rough Guide) szkołą gotowania w Chiang Mai jest Thai Farm Cooking School. Najpierw udałam się więc do nich, zwłaszcza, że spotkane przeze mnie dziewczyny również tutaj na kurs się zapisały. Wszystkie tego typu agencje otwarte są w Chiang Mai do godz. 21, więc pojawiłam się tam jakoś krótko po 19. Na zewnątrz budynku zastałam stojak z ulotkami, nad nim dzwonek i zamkniętą bramę. Zadzwoniłam zatem, wyszedł jakiś chłopak i pyta, o co chodzi. I całą naszą rozmowę prowadziliśmy przy zamkniętej bramie, wołając do siebie przez podwórko. Było to mało sympatyczne. Okazało się,  że następnego dnia mają 3 grupy, ale miejsca są już zajęte, ewentualnie może mnie zapisać na dzień później. Umówiliśmy się na maila, którego do nich nie napisałam, bo poczułam się zlana, musząc tak tkwić za bramą...

15 gru 2014

Chiang Mai i górzysta północ

        Mimo że planów nawet jakoś ogólnie zakrojonych nie miałam przed podróżą, to jednak najbardziej (jeśli chodzi o Tajlandię) wyczekiwałam momentu, gdy przyjadę do Chiang Mai, które znajduje się w północnej, górzystej części kraju i osławione jest z racji przede wszystkim trekkingów po górskich wioskach zamieszkałych przez mniejszości etnicznych.

12 gru 2014

Lopburi - Phitsanulok - Sukothai

        Wracając jeszcze do Lopburi... bo tu nie tylko małpy są ważne :) W samym mieście jest jeszcze spro ruin, które zachowały się z czasów panowania Khmerów. Poza tym ok. 20 km stąd znajduje się Watt Prasrirattanamahathat, świątynia z odciskiem stopy Buddy, rodzaj miejsca pielgrzymkowego.


10 gru 2014

Planeta Małp, czyli Lopburi

            To miejsce naprawdę warte jest osobnego posta...
        
       Toż to istny cyrk na kółkach! Mało kogo obchodzą ruiny świątyni hinduskiej poświęconej najpierw Shivie, a potem zamienionej na świątynię buddyjską - a są z VIII wieku! Każdy, kto tu dociera, uwagę zwraca przede wszystkim na setki krążących wokoło, skaczących znienacka, porywających wszystko, co im się spodoba (łącznie z moim kapeluszem), małp... Istne szaleństwo!


9 gru 2014

Ayutthaya, czyli nauka (azjatyckiego) ruchu drogowego

        Pisząc te słowa (mimo że tego posta opublikuję dopiero za kilka dni) siedzę w parku niedaleko Wat Phra Ram. O, tutaj w tym miejscu:


...z moją torpedą :) Ewidentnie jesień przyszła, bo liście z drzew lecą i temperatura jest chłodniejsza, tzn. maksymalnie wynosi ok. 35 stopni :)

7 gru 2014

Przy granicy tajsko-birmańskiej: Sangkhlaburi

         Dotarłam tutaj minivanem z mocną klimatyzacją ok. godz. 13.00, po czym 2 godziny krążyłam, szukając zakwaterowania... Nie o to chodzi, żeby go tutaj nie było - po prostu wszystko, co tanie, było zajęte, a pozostałe miejsca kosztowały od 400 bahtów nawet do 800 (w miejscach, które odwiedzałam).
        Sądziłam, że nie będzie z tym problemu, ponieważ Sangkhlaburi, położone tuż przy granicy tajsko-birmańskiej, jest miejscem, gdzie trafia niewielki odsetek indywidualnych turystów. Ale okazało się, że przyjeżdżają tu licznie organizowane wycieczki z Bangkoku... Touroperatorzy wykupują miejscówki z wyprzedzeniem i takie bidaki jak ja mają potem problem.

4 gru 2014

Blisko natury :)

        Oj, nawet bardzo blisko :))
        Rano wstałam już tuż po 8 (!) i o 9.30, czyli o godzinie, o której jak dotąd wstawałam (choć doprawdy nie wiem, co ja teraz i tak robiłam przez te 1,5 h...) już byłam w drodze na dworzec autobusowy.
        Punkt pierwszy programu: Taweechai Elephant Camp, czyli rodzaj obozowiska dla słoni. Czytałam, że jest on dość polecany, ponieważ słonie są tu karmione niemal cały czas i dobrze traktowane. Podobno też zagraniczni turyści jeszcze tego miejsca nie odkryli i zdominowane jest ono przez Tajów i... Rosjan. Na potwierdzenie tego zaraz po przyjeździe mogłam obserwować takie oto obrazki z Rosjanami w roli głównej:


2 gru 2014

Kanchanaburi i okolice

        Ludzie przyjeżdżają do Kanchanaburi ze względu na wspomnianą w poprzednim poście Kolej Śmierci, natomiast jest tu też parę innych miejsc, do których można sobie urządzić wycieczkę. Poza tym samo miasto jest dość sympatyczne i faktycznie ma sporo do zaoferowania backpakersom.
        Po przyjeździe zabrałam się nad rzekę w część kwaterunkową tym oto pojazdem:


1 gru 2014

Kolej Śmierci

        Kanchanaburi, miejsce często określane jako Mekka dla backpackersów, ściąga rzesze białych i Azjatów przede wszystkim ze względu na Death Railway, Kolej Śmierci, czyli zbudowaną przez Japończyków w czasie II wojny światowej strategiczną linię kolejową między Tajlandią a Birmą. Całe przedsięwzięcie pochłonęło 16 tysięcy żyć amerykańskich, brytyjskich i holenderskich oraz 90 tysięcy azjatyckich. Jest tutaj dość poruszające muzeum interaktywne, które ze szczegółami opowiada całą historię, pokazując również nieludzkie warunki, w jakich robotnicy pracowali i bestialskie ich traktowanie. Zaraz obok znajduje się także cmentarz, na którym pochowano 7 tysięcy POWs (Prisoners of War). Alianci po II wojnie światowej postanowili przenieść pochowanych wzdłuż linii kolejowej jeńców i umieścili ich na 2 cmentarzach w Kanchanaburi (drugi znajduje się po drugiej stronie rzeki).