27 kwi 2012

Panie Premierze - jak żyć?

I tak zakończyłam kolejny epizod mojego żywota. Jak było? Różnie :) Ale doświadczenie niezwykłe.

W każdym razie po powrocie czułam się dość zagubiona. 
Przez kilka pierwszych dni w Polsce pierwszą myślą po porannej pobudce było - gdzie jestem? jakiego języka mam użyć? czy w ogóle się dogadam?

Podobnych problemów było/jest więcej...
Bo mimo że tutaj na pasach dla pieszych mam pierwszeństwo, to i tak przez nie przebiegam, powtarzając w myślach "Worship Lord Budda, worship Lord Budda".

26 kwi 2012

Jeszcze informacji o Sri Lance kilka

JEDZENIE

Taaa... W zasadzie przez cały mój pobyt na Sri Lance była to kwestia dość problematyczna. Podstawą srilankańskiego jedzenia jest "rice and curry", czyli wszystko na ostro - ale to, co u nas jest naprawde ostre, tutaj jest raczej średnio ostre, jeśli nie niemal bez smaku...

W pierwszy dzień mojego przyjazdu, gdy mieliśmy iść na lunch, koniecznie chciałam spróbować czegoś ichniejszego. Wszyscy zrobili wtedy duże oczy i usłyszałam: "Relax, girl. Don't be crazy. Sri Lankan food is not for you yet."
Więc poszliśmy wtedy do McDonalda... A jak smakuje jedzenie w McDonaldzie na Sri Lance? Dokładnie tak samo jak w Polsce.

Potem przez kilka kolejnych dni dostawałam jedzenie z KFC...

25 kwi 2012

Dzień ostatni

12.04
Do Colombo dotarłam w 5,5 godziny - znacznie szybciej niż przypuszczałam. Po przyjeździe szybki prysznic i po południu spotkałam się jeszcze z Ramaą. Smutno było...


Po trzęsieniu ziemi pogoda zmieniła się diametralnie - było chłodniej i tak, jak przez bite dwa miesiące dzień w dzień świeciło słońce (nawet jeśli czasem padało), to teraz cały dzień było pochmurno.

24 kwi 2012

Bo ja śmierci się nie boję!

Oj, tak. To był tytuł przewodni tego dnia :) Przedostatni dzień mojej wycieczki, 10.04.

W Kandy zebrałam się wczesnym ranem, zresztą i tak obudziły mnie wycia modlących się podczas porannej puja. 
Kierunek - Anuradhapura! (Ekspres, 5 godzin, 135 km.)

W przewodniku wypatrzyłam dobrą miejscówkę na nocleg, jednak po drodze zostałam zgarnięta przez dziadka na motorze, który podwiózł mnie pod tą miejscówkę, gdzie okazało się, że noclegów już nie oferują... Ale że dziadek też wynajmuje dwa pokoje i to za niską cenę, to za długo się nie zastanawiałam. No i też nie bardzo był czas na zastanawianie się, bo do zobaczenia wiele, a czasu mało.

23 kwi 2012

Lipton's Seat

09.04
Wczesnym rańcem wstaliśmy, żeby obejrzeć wschód słońca. Ciężko było, co prawda, znaleźć dobrą miejscówkę, ale i tak warto było wcześniej podnieść tyłek.


Potem spakowaliśmy manatki, zapłaciliśmy wysoki rachunek i ruszyliśmy do "centrum". Zjedliśmy śniadanie w tutejszej zapyziałej knajpce (King wyglądał jakby miał za chwilę zwymiotować...) i wyruszyliśmy do miejsca, które nazywa się Lipton's Seat - Siedzenie Liptona. Tak, chodzi o tego Liptona od herbaty. Otóż niedaleko w miejscowości Dambatenne Thomas Lipton zbudował fabrykę herbaty, która położona jest na olbrzymim terenie plantacji herbaty. I tam też znajduje się miejsce, do którego człek ten często zachodził, by oglądać przewspaniałe widoki :)

Yala National Park

08.04.
Gdzieś tam w Polsce rodzina zbiera się do uroczystego śniadania, wcina jajka, kiełbasy, szynki... A my zapychamy się ryżem, pakujemy do tuk-tuka i wyruszamy na wyprawę do Parku Narodowego powalczyć trochę z tutejszym zwierzem.


Po srilankańskich parkach narodowych urządzane są safari, czyli przejażdżki dżipem, z którego to można obserwować wielkiego zwierza. Niestety taka zabawa dla obcokrajowca kosztuje niemało - bo trzeba opłacić dżipa, kierowcę, wstępy do parku, podatki, opłaty klimatyczne itd itp... Więc zdecydowaliśmy się na tańszego tuk-tuka i dojechaliśmy tylko do głównego wejścia parku. A choć słonia, leoparda czy innego takiego nie udało nam się wypatrzyć, to jednak po drodze coś tam dało się dojrzeć.


20 kwi 2012

Z Chińczykiem przez Sri Lankę

07.04 Wielka Sobota (no, przynajmniej gdzieś w Polsce).

Nad ranem pojechałyśmy do Galle, Nadisha wróciła do Colombo, a ja spotkałam się z dwoma Chińczykami. Jeden z nich zdecydował się kontynuować podróż ze mną, więc ruszyliśmy w dalszą drogę. Naszym celem była Kataragama, ale żeby tam się dostać musieliśmy zmienić autobus 2-krotnie.

Z Kingiem tworzyliśmy dość kuriozalną parę, zwłaszcza, gdy przyszło nam zjeść lunch. Trafiliśmy do jakiejś zapadłej mieściny, gdzie obcokrajowców widują raczej rzadko, tak więc nie dosyć, że wszyscy nam się przyglądali, bo to obcokrajowcy, to jeszcze biała kobieta jedząca ręką (a nie sztućcami) i Chińczyk wcinający ryż składanymi (turystycznymi) pałeczkami... Tak jak knajpa była pusta, gdy przyszliśmy, tak podczas wyjścia trudno nam było się przez tłumy przecisnąć..
Słodko też musieliśmy wyglądać, gdy King zasnął w autobusie na moim ramieniu :)

19 kwi 2012

Hikkaduwa i rodzinka Nadishy

06.04 Nadisha opuściła mnie w Galle - nie dostała pozwolenia od rodziców, żeby móc ze mną jechać do Hikkaduwa... Więc pojechałam sama.




18 kwi 2012

06.04 Galle

06.04 był to Poya Day, czyli czas pełni księżyca. Razem z Nadishą wsiadłyśmy rano do autobusu ekspresowego do Galle (na południu Sri Lanki), który jechał jedyną na Sri Lance autostradą. Jakieś 110 km pokonałyśmy w 1,5 h (standardem bywało pokonanie 20 km w 1 h...).

Galle było stolicą holenderskiej kolonii, czego ślady można nadal zauważyć w architekturze, zresztą samo centrum miasta zwane jest "Dutch Village". Jest to teren ogrodzony fortyfikacjami, z kościołem katolickim, ewangelickim, z meczetem i świątynią buddyjską wewnątrz. Kręciło się tutaj wielu obcokrajowców, głównie z Holandii, w sumie trudno się dziwić. 



Fotki z ostatnich dni w Language Center

17 kwi 2012

Jeszcze chwila...

Statystyki wyraźnie mi pokazują, że nadal chmara ludzi zagląda na tego bloga, co by jeszcze nazbierać nieco informacji o tym nieprzeciętnym kraju i ostatnim szalonym tygodniu w dżungli... Niestety głowę mą nadal zajmuje rozpakowywanie, pranie (w końcu ciepła woda!) i przyzwyczajanie organizmu do funkcjonowania w nowym środowisku i o nowym czasie. No i jeszcze powrót do pracy na gorącą prośbę ex-szefa - "Pani Mario, choćby na kilka tygodni, choćby na parę godzin dziennie!" To chadzam sobie na 4 godzinki do biura i robię porządki z tym, z czym szefu nie nadąża lub na czym się nie zna...

W tym momencie niewiele więcej jestem w stanie napisać, bo mój zegar biologiczny mówi, że dochodzi 1.00. Ale rankami wstaję o 7 (bo to już 10.30), więc na pewno zarzucę czymś jutro rano.

A jeszcze na taki mały przedsmak - fotka z jednego z ostatnich dni w LC, z moimi studentami, a co!





16 kwi 2012

Zimno..!!!

Szczęśliwie (po 26 godzinach od wyjścia z domu w Colombo do dotarcia na lotnisko w Warszawie) przybyłam z powrotem do Polski. Plotki o tym, że niejako przyszła tu wiosna okazały się nieprawdziwe - zimno, pada i w ogóle paskudnie. Pierwszy odruch - odwrócić się na pięcie i wsiąść w pierwszy samolot do Colombo :P

13 kwi 2012

Lotnisko

Lotnisko w Colombo nie jest zbyt duze, wiec na pewno zdaze je cale obejsc w ciagu tych 2 godzin, kiedy lot jest opozniony...

W sumie to historia z lotniskiem zaczela sie jeszcze w miescie (z mojego miejsca zamieszkania na lotnisko jest 2-3 godziny w zaleznosci od natezenia ruchu).
Juz o godz. 14.30 dzwonilam, zeby zabukowac taksowke na 12.00 w nocy, ktora oczywiscie i tak nie przyjechala. Po 20 minutach zatrzymal sie jakis koles vanem, po angielsku to on niewiele mowil, ale zawiozl mnie kilka dzielnic dalej, gdzie ostatecznie udalo mi sie zlapac jakies taxi. Alternatywa byl tuk-tuk, ale z moim 30 kg + 9 kg wlec sie tuk-tukiem 3 godziny to srednia przyjemnosc...

11 kwi 2012

Tsunami

Jestem bezpieczna! Znajduje sie obecnie w Pollonaruwa, wewnatrz kraju. Tutaj nic mi nie grozi, ale problem w tym, ze jutro mam miec lot powrotny, a jeszcze nie wiadomo, jak rozwinie sie sytuacja w Colombo. Oby sie nie rozwinela... Poki co wszyscy z zapartym tchem czekamy na wiesci przed telewizorem. Siec telefoniczna przeladowana. Cale wybrzeze w ewakuacji. Oby okazalo sie to zbednym....


5 kwi 2012

Fotki ze Sri Pada (Adam's Peak)

Dzień ostatni

Ano, smutno jednak... 

Dużo dobrych słów dziś usłyszałam, wielu osobom (mnie nie wyłączając) było po prostu przykro, przybyło mi też w bagażu kilka kilogramów prezentów. Jednak z częścią z tych ludzi dość mocno się zżyłam. Nie wspominając Ramy, który w pewnym momencie mówić nawet nie mógł...

Rano Madu pomogła mi przyodziać się w sari. Ot i jej dzieło:


Pakowanie, pożegnania, planowanie…


…i czasu na pisanie brakuje. Jest jeszcze parę wątków, które chcę poruszyć. Być może uda mi się napisać coś jeszcze dziś wieczorem, o ile dyrektor szkoły nie spełni swej groźby i nie zaprosi mnie na kolację ze swoją rodziną… Dzisiaj ma być również spotkanie wszystkich nauczycieli i potem ponoć jakieś zebranie. Mam nadzieję, że hipokryzja nie sięgnie zenitu i że nie szykują mi jakiegoś pożegnalnego przyjęcia czy czegoś…

A pożegnania rozpoczęły się już wczoraj, bo dziś nie wszyscy z moich najulubieńszych studentów będą obecni. Mimo wszelakich problemów, jakie tutaj się pojawiały, to jednak żal mi będzie opuszczać tych ludzi :)

3 kwi 2012

Tik-tak, tik-tak...


…i czas ucieka. Zostały jeszcze tylko 3 dni w LC. W czwartek pracuję ostatni dzień, od piątku wolne. Będę mieć zatem 6 dni na podróżowanie po kraju. Obecnie jestem w trakcie planowania i poszukiwania kompanii. Głupiutka jestem, szczerze mówiąc, bo zupełnie zapomniałam, że jak podróżować – to z couchsurfingiem. Wrzuciłam więc ogólną informację o moich planach na stronkę CS, kilka osób już się do mnie odezwało, więc sama podróżować nie będę. Czy to dobrze – trudno orzec, bo podróżujac samemu spotyka sie zupełnie innych ludzi i robi zazwyczaj zupełnie inne rzeczy :)

Gwiazda filmowa...

Wczoraj spotkała mnie dość zaskakująca niespodzianka. Po przyjściu do biura oznajmiono mi, że czeka na mnie dwóch panów. Z kamerą. Otóż szkoła kręci krótki film o każdym z obcokrajowców, którzy tutaj pracują, więc i na mnie przyszła kolej. Szkoda, że jakoś nikt nie zapytał mnie o zdanie, o zgodzie nie wspominając…

2 kwi 2012

Sri Pada - Adam's Peak

Na (poniekąd) pielgrzymkę pojechało nas 10 osób: Kumari – jedna z moich studentek (w moim wieku, swoją drogą), jej kuzynka z mężem (oboje mieszkają obecnie w Szwecji, mąż – Mikael jest Szwedem), wujek Kumari, jej kolejna kuzynka, dwoje sąsiadów z dwojgiem nastolatków i ja.

W czwartek rano dotarłam na przedmieścia Colombo do domu Kumari. Żeby tego dokonać musiałam dwukrotnie przesiąść się do innego autobusu, wysiadając oczywiście wcześniej na właściwym przystanku – całość zajęła mi prawie dwie godziny. Początkowo myślałam, że będzie to trudniejsze niż wspinanie się na szczyt… Ale nie było tak źle – w końcu nie od dziś radzę sobie w różnych sytuacjach :P

1 kwi 2012

fotki z Kandy i okolic

Zmiana mieszkania

Dwa tygodnie temu, gdy po raz pierwszy zauważyłam, że ktoś przeszukuje moją szafę i zabiera pieniądze, prosiłam Prabodye (babkę z biura) o zmianę mieszkania. Głównym tego powodem był fakt, że zaczęłam czuć się tu nieswojo i absolutnie niekomfortowo – w końcu nikt nie wyjaśnił, co zaszło, nikt ze mną nawet o tym nie rozmawiał. Zupełnie jakbym była dzieckiem albo zwierzęciem, niemającym uczuć.