30 lis 2013

Droga do Sao Paulo

Plan był naprawdę prosty...
- wsiąść w autobus o 9.40
- wg Wujka Googla droga wynosi ok. 260 km i powinna zabrać jakieś 3,5 h, ale że to autobus to dajmy mu 4 godziny... no dobra - 5!, a więc:
- dojechać do Sao Paulo wczesnym popołudniem
- dostać się na drugi dworzec autobusowy, z którego odjeżdżają autobusy dalekobieżne
- kupić bilet na nocny autobus do Campo Grande albo Corumba
- przejść się kawałek po mieście
- wsiąść w autobus i jechać dalej.

Taa... Realia są takie:

29 lis 2013

Rio - fotki

Mam maly falstart... Nie dostalam biletu na autobus do Sao Paulo, ktorym chcialam jechac, wiec koczuje 4 godziny w okolicy dworca. Przynajmniej w koncu dodalam podpisy do fotek z Rio, ktore udalo mi sie przeslac do picassy. Brak polskich znakow wynika z korzystania z lokalnej kafejki internetowej.

W sumie, to jeszcze chciałam zrobić małe sprostowanie co do Rio... To miasto oceniam z własnego punktu widzenia, tj. osoby podróżującej samotnie, która też niekoniecznie garnie się do dużych miast. Pewnie inaczej by to wyglądało, gdybym była tu z paczką znajomych - poszlibyśmy na imprezę albo posiedzieć w jakiejś klimatycznej knajpce albo potańczyć na ulicy przy przygrywającej kapeli, pograć w siatkówkę na plaży. A tak, samemu... Przyłączyć się do kogoś głupio, samemu po ciemnej nocy do hostelu wracać to też nie za bardzo.
Cariocas rzeczywiście wyglądają na dość zadowolonych z życia. W niedzielę robią imprezki po knajpach albo w domach, dużo śpiewają i grają. W autobusie na przykład pewien dziadek grał na akordeonie, ot tak, nie zbierał za to kasy. Rewelacyjnie mu to szło, łącznie z rock&rollem :) Miasto ma swój niewątpliwy urok. No i to szaleństwo podczas karnawału. Ale samotnym podróżnikom z zacięciem do przygód :P może szybko się sprzykrzyć.

Jeszcze nieco obrazkow z Rio:
https://plus.google.com/photos/114482896135643526362/albums/5949910962114318593?banner=pwa
Mam nadzieje, ze link wszystkim zadziala, bo z Google+ w zasadzie nie za bardzo korzystam...


28 lis 2013

Paraty i okolice

To był dość niezwykły dzień.

Pożegnanie z Andim ciut się przeciągnęło, jakoś niełatwo nam było się rozstać po tych 2 dniach - jeszcze nie wszystkie tematy przegadane, jeszcze nie wszystkie blizny pokazane :)) (Opowieści o wzajemnych bliznach na różnych częściach ciała należą do naszych top rozmów :P)
I rower już spakowany, uściski i życzenia powodzenia wymienione, ale jeszcze to, jeszcze tamto... Aż dojrzał nas inny cyklista, który - jak się okazało - podobną podróż, co Andi ma w planach, zrobił w zeszłym roku. I zaczął opowiadać, dawać wskazówki, mówić jaka niewiarygodna i fantastyczna podróż go czeka, ilu wspaniałych ludzi po drodze... No i ten błysk w oku Andiego :) Nic już nie miało znaczenia - byle jak najszybciej tam się znaleźć. Człowiek Drogi. Gdy Droga takiego zabiera, wszystko inne przestaje się liczyć. Jak ja go rozumiem... :) "On the road again."
I pojechał!


Ilha Grande

Jakiś czas temu S., Wielki Mędrzec :P, powiedział: "Ryha. Jeśli chcesz znaleźć ludzi sobie podobnych, to pakuj plecak i w drogę! Bo tacy, jak ty albo już tam są albo niedługo będą"...

Andi, Niemiec z rowerem, należy właśnie do takich wariatów. I wiem, co mówię, bo w ciągu ostatnich dwóch dni i nocy bez zmrużenia oka realizował moje mniej lub bardziej zwariowane i rozsądne propozycje... :P

Szybko okazało się, że mamy sporo wspólnego - wiele tematów do przegadania, podobne wrażenia i podejście do różych rzeczy, niebanalne pomysły :P. Andi planował w zasadzie wyjechać z Ilha Grande następnego dnia, ale gdy powiedziałam mu, że wybieram się do dżungli, by wspiąć się na Pico do Papagaio bez względu na pogodę, tak się zapalił do tego pomysłu, że postanowił zostać dzień dłużej, dołączyć do mnie i jeszcze sam mnie rano z łóżka wyciągał...

26 lis 2013

Przygoda, przygoda!!

Co prawda, nie do końca takich przygód się spodziewałam, ale... nie pogardzę :D Grunt, że się dzieje!
Generalnie pora deszczowa miała mnie dopiero złapać w Boliwii, a w Brazylii miałam się jeszcze słodko wygrzewać. A tu proszę - leje i nie zapowiada się, by miało się szybko skończyć...

Z Rio dotarłam wzdłuż wybrzeża (a wierzę, że brazylijskie wybrzeże jest piękne! zwłaszcza, gdy nie jest spowite mgłą...) autobusem do Mangaritiba, stąd miałam łodzią przedostać się na Ilha Grande. Ale że tutaj zastałam rzęsisty, tropikalny deszcz, woda szła ulicami, to szybko też okazało się, że stąd dziś statki nie odpływają, bo jest mały sztorm... i warunki na to nie pozwalają :D Aha! Zaczyna się! :D

24 lis 2013

Rio cz. II

Drugiego dnia w Rio okazało się, że parasol przecieka... Lało cały dzień z bardzo krótkimi przerwami. Na szczęście deszcz przy ponad 20 stopniach jest w miarę znośny.

Rio najlepiej wygląda chyba z lotu ptaka... Wpisanie miasta w ten teren jest naprawdę udane, ale na pewno niejeden architekt z głowę się złapał, widząc, jakie budowle tu ze sobą sąsiadują i jakie potworki architektoniczne można tu znaleźć. Ot, prosty przykład:


23 lis 2013

Rio de Janeiro

Taa... A więc siedzę w hostelu Bohemia, popijam piwo Bohemia i zajadam chamską pulpę (makaron + sos pomidorowy) na ostro - iście cygańskie życie. Na zewnątrz około 27 stopni, leje. Na placu naprzeciwko rozkręca się jakaś impreza. Widok z okna przedstawia jedną z atrakcji miasta - łuk czy też akwedukt rzymski (!!) z XVIII w.

Rio... w zasadzie to mnie rozczarowało. Ale może po części dlatego, że ja ostatnio jakoś w ogóle jestem na "nie".

Jadąc z lotniska przez przedmieścia i uboższe dzielnice, skojarzenie przyszło od razu: Azja! Brud i chaos. Tylko autobusy w nieco lepszym standardzie, ale na drodze i tak szaleją, mimo że tuk tuki pod koła im się nie pchają... Ale centrum jednak azjatyckie już nie jest. No i nikt jakoś specjalnie się na mnie nie gapi, gdzie na Sri Lance całe tłumy śledziły każdy mój ruch - bo biała kobieta i to w dodatku sama. A tutaj jest taka mozaika ludzkich fizjonomii (chociaż, co ciekawe, Azjatów właśnie brakuje, nawet wśród turystów), że bez problemu można wtopić się w tłum. Poza tym ja chyba w ogóle na turystkę nie wyglądam, bo Brazylijczycy na ulicy pytają się mnie o drogę...

22 lis 2013

No to w drogę!

W środę kolejna wyprowadzka z kolejnego już mieszkania w Krakowie, upchnięcie pozostałych rzeczy w "moim" schowku, ostatnie pożegnania... i w pociąg do Warszawy. A! Jeszcze przed pociągiem zakupy w Polarsporcie, aptece i Rossmanie... No i próba zakupu brazylianów - dostałam całe 24 BRL! (37 PLN). Jest szansa, że przynajmniej może z lotniska do centrum się za to przemieszczę. Ale na imprezę na plaży już ne wystarczy :P