27 kwi 2012

Panie Premierze - jak żyć?

I tak zakończyłam kolejny epizod mojego żywota. Jak było? Różnie :) Ale doświadczenie niezwykłe.

W każdym razie po powrocie czułam się dość zagubiona. 
Przez kilka pierwszych dni w Polsce pierwszą myślą po porannej pobudce było - gdzie jestem? jakiego języka mam użyć? czy w ogóle się dogadam?

Podobnych problemów było/jest więcej...
Bo mimo że tutaj na pasach dla pieszych mam pierwszeństwo, to i tak przez nie przebiegam, powtarzając w myślach "Worship Lord Budda, worship Lord Budda".

26 kwi 2012

Jeszcze informacji o Sri Lance kilka

JEDZENIE

Taaa... W zasadzie przez cały mój pobyt na Sri Lance była to kwestia dość problematyczna. Podstawą srilankańskiego jedzenia jest "rice and curry", czyli wszystko na ostro - ale to, co u nas jest naprawde ostre, tutaj jest raczej średnio ostre, jeśli nie niemal bez smaku...

W pierwszy dzień mojego przyjazdu, gdy mieliśmy iść na lunch, koniecznie chciałam spróbować czegoś ichniejszego. Wszyscy zrobili wtedy duże oczy i usłyszałam: "Relax, girl. Don't be crazy. Sri Lankan food is not for you yet."
Więc poszliśmy wtedy do McDonalda... A jak smakuje jedzenie w McDonaldzie na Sri Lance? Dokładnie tak samo jak w Polsce.

Potem przez kilka kolejnych dni dostawałam jedzenie z KFC...

25 kwi 2012

Dzień ostatni

12.04
Do Colombo dotarłam w 5,5 godziny - znacznie szybciej niż przypuszczałam. Po przyjeździe szybki prysznic i po południu spotkałam się jeszcze z Ramaą. Smutno było...


Po trzęsieniu ziemi pogoda zmieniła się diametralnie - było chłodniej i tak, jak przez bite dwa miesiące dzień w dzień świeciło słońce (nawet jeśli czasem padało), to teraz cały dzień było pochmurno.

24 kwi 2012

Bo ja śmierci się nie boję!

Oj, tak. To był tytuł przewodni tego dnia :) Przedostatni dzień mojej wycieczki, 10.04.

W Kandy zebrałam się wczesnym ranem, zresztą i tak obudziły mnie wycia modlących się podczas porannej puja. 
Kierunek - Anuradhapura! (Ekspres, 5 godzin, 135 km.)

W przewodniku wypatrzyłam dobrą miejscówkę na nocleg, jednak po drodze zostałam zgarnięta przez dziadka na motorze, który podwiózł mnie pod tą miejscówkę, gdzie okazało się, że noclegów już nie oferują... Ale że dziadek też wynajmuje dwa pokoje i to za niską cenę, to za długo się nie zastanawiałam. No i też nie bardzo był czas na zastanawianie się, bo do zobaczenia wiele, a czasu mało.

23 kwi 2012

Lipton's Seat

09.04
Wczesnym rańcem wstaliśmy, żeby obejrzeć wschód słońca. Ciężko było, co prawda, znaleźć dobrą miejscówkę, ale i tak warto było wcześniej podnieść tyłek.


Potem spakowaliśmy manatki, zapłaciliśmy wysoki rachunek i ruszyliśmy do "centrum". Zjedliśmy śniadanie w tutejszej zapyziałej knajpce (King wyglądał jakby miał za chwilę zwymiotować...) i wyruszyliśmy do miejsca, które nazywa się Lipton's Seat - Siedzenie Liptona. Tak, chodzi o tego Liptona od herbaty. Otóż niedaleko w miejscowości Dambatenne Thomas Lipton zbudował fabrykę herbaty, która położona jest na olbrzymim terenie plantacji herbaty. I tam też znajduje się miejsce, do którego człek ten często zachodził, by oglądać przewspaniałe widoki :)

Yala National Park

08.04.
Gdzieś tam w Polsce rodzina zbiera się do uroczystego śniadania, wcina jajka, kiełbasy, szynki... A my zapychamy się ryżem, pakujemy do tuk-tuka i wyruszamy na wyprawę do Parku Narodowego powalczyć trochę z tutejszym zwierzem.


Po srilankańskich parkach narodowych urządzane są safari, czyli przejażdżki dżipem, z którego to można obserwować wielkiego zwierza. Niestety taka zabawa dla obcokrajowca kosztuje niemało - bo trzeba opłacić dżipa, kierowcę, wstępy do parku, podatki, opłaty klimatyczne itd itp... Więc zdecydowaliśmy się na tańszego tuk-tuka i dojechaliśmy tylko do głównego wejścia parku. A choć słonia, leoparda czy innego takiego nie udało nam się wypatrzyć, to jednak po drodze coś tam dało się dojrzeć.


20 kwi 2012

Z Chińczykiem przez Sri Lankę

07.04 Wielka Sobota (no, przynajmniej gdzieś w Polsce).

Nad ranem pojechałyśmy do Galle, Nadisha wróciła do Colombo, a ja spotkałam się z dwoma Chińczykami. Jeden z nich zdecydował się kontynuować podróż ze mną, więc ruszyliśmy w dalszą drogę. Naszym celem była Kataragama, ale żeby tam się dostać musieliśmy zmienić autobus 2-krotnie.

Z Kingiem tworzyliśmy dość kuriozalną parę, zwłaszcza, gdy przyszło nam zjeść lunch. Trafiliśmy do jakiejś zapadłej mieściny, gdzie obcokrajowców widują raczej rzadko, tak więc nie dosyć, że wszyscy nam się przyglądali, bo to obcokrajowcy, to jeszcze biała kobieta jedząca ręką (a nie sztućcami) i Chińczyk wcinający ryż składanymi (turystycznymi) pałeczkami... Tak jak knajpa była pusta, gdy przyszliśmy, tak podczas wyjścia trudno nam było się przez tłumy przecisnąć..
Słodko też musieliśmy wyglądać, gdy King zasnął w autobusie na moim ramieniu :)

19 kwi 2012

Hikkaduwa i rodzinka Nadishy

06.04 Nadisha opuściła mnie w Galle - nie dostała pozwolenia od rodziców, żeby móc ze mną jechać do Hikkaduwa... Więc pojechałam sama.




18 kwi 2012

06.04 Galle

06.04 był to Poya Day, czyli czas pełni księżyca. Razem z Nadishą wsiadłyśmy rano do autobusu ekspresowego do Galle (na południu Sri Lanki), który jechał jedyną na Sri Lance autostradą. Jakieś 110 km pokonałyśmy w 1,5 h (standardem bywało pokonanie 20 km w 1 h...).

Galle było stolicą holenderskiej kolonii, czego ślady można nadal zauważyć w architekturze, zresztą samo centrum miasta zwane jest "Dutch Village". Jest to teren ogrodzony fortyfikacjami, z kościołem katolickim, ewangelickim, z meczetem i świątynią buddyjską wewnątrz. Kręciło się tutaj wielu obcokrajowców, głównie z Holandii, w sumie trudno się dziwić. 



Fotki z ostatnich dni w Language Center

17 kwi 2012

Jeszcze chwila...

Statystyki wyraźnie mi pokazują, że nadal chmara ludzi zagląda na tego bloga, co by jeszcze nazbierać nieco informacji o tym nieprzeciętnym kraju i ostatnim szalonym tygodniu w dżungli... Niestety głowę mą nadal zajmuje rozpakowywanie, pranie (w końcu ciepła woda!) i przyzwyczajanie organizmu do funkcjonowania w nowym środowisku i o nowym czasie. No i jeszcze powrót do pracy na gorącą prośbę ex-szefa - "Pani Mario, choćby na kilka tygodni, choćby na parę godzin dziennie!" To chadzam sobie na 4 godzinki do biura i robię porządki z tym, z czym szefu nie nadąża lub na czym się nie zna...

W tym momencie niewiele więcej jestem w stanie napisać, bo mój zegar biologiczny mówi, że dochodzi 1.00. Ale rankami wstaję o 7 (bo to już 10.30), więc na pewno zarzucę czymś jutro rano.

A jeszcze na taki mały przedsmak - fotka z jednego z ostatnich dni w LC, z moimi studentami, a co!





16 kwi 2012

Zimno..!!!

Szczęśliwie (po 26 godzinach od wyjścia z domu w Colombo do dotarcia na lotnisko w Warszawie) przybyłam z powrotem do Polski. Plotki o tym, że niejako przyszła tu wiosna okazały się nieprawdziwe - zimno, pada i w ogóle paskudnie. Pierwszy odruch - odwrócić się na pięcie i wsiąść w pierwszy samolot do Colombo :P

13 kwi 2012

Lotnisko

Lotnisko w Colombo nie jest zbyt duze, wiec na pewno zdaze je cale obejsc w ciagu tych 2 godzin, kiedy lot jest opozniony...

W sumie to historia z lotniskiem zaczela sie jeszcze w miescie (z mojego miejsca zamieszkania na lotnisko jest 2-3 godziny w zaleznosci od natezenia ruchu).
Juz o godz. 14.30 dzwonilam, zeby zabukowac taksowke na 12.00 w nocy, ktora oczywiscie i tak nie przyjechala. Po 20 minutach zatrzymal sie jakis koles vanem, po angielsku to on niewiele mowil, ale zawiozl mnie kilka dzielnic dalej, gdzie ostatecznie udalo mi sie zlapac jakies taxi. Alternatywa byl tuk-tuk, ale z moim 30 kg + 9 kg wlec sie tuk-tukiem 3 godziny to srednia przyjemnosc...

11 kwi 2012

Tsunami

Jestem bezpieczna! Znajduje sie obecnie w Pollonaruwa, wewnatrz kraju. Tutaj nic mi nie grozi, ale problem w tym, ze jutro mam miec lot powrotny, a jeszcze nie wiadomo, jak rozwinie sie sytuacja w Colombo. Oby sie nie rozwinela... Poki co wszyscy z zapartym tchem czekamy na wiesci przed telewizorem. Siec telefoniczna przeladowana. Cale wybrzeze w ewakuacji. Oby okazalo sie to zbednym....


5 kwi 2012

Fotki ze Sri Pada (Adam's Peak)

Dzień ostatni

Ano, smutno jednak... 

Dużo dobrych słów dziś usłyszałam, wielu osobom (mnie nie wyłączając) było po prostu przykro, przybyło mi też w bagażu kilka kilogramów prezentów. Jednak z częścią z tych ludzi dość mocno się zżyłam. Nie wspominając Ramy, który w pewnym momencie mówić nawet nie mógł...

Rano Madu pomogła mi przyodziać się w sari. Ot i jej dzieło:


Pakowanie, pożegnania, planowanie…


…i czasu na pisanie brakuje. Jest jeszcze parę wątków, które chcę poruszyć. Być może uda mi się napisać coś jeszcze dziś wieczorem, o ile dyrektor szkoły nie spełni swej groźby i nie zaprosi mnie na kolację ze swoją rodziną… Dzisiaj ma być również spotkanie wszystkich nauczycieli i potem ponoć jakieś zebranie. Mam nadzieję, że hipokryzja nie sięgnie zenitu i że nie szykują mi jakiegoś pożegnalnego przyjęcia czy czegoś…

A pożegnania rozpoczęły się już wczoraj, bo dziś nie wszyscy z moich najulubieńszych studentów będą obecni. Mimo wszelakich problemów, jakie tutaj się pojawiały, to jednak żal mi będzie opuszczać tych ludzi :)

3 kwi 2012

Tik-tak, tik-tak...


…i czas ucieka. Zostały jeszcze tylko 3 dni w LC. W czwartek pracuję ostatni dzień, od piątku wolne. Będę mieć zatem 6 dni na podróżowanie po kraju. Obecnie jestem w trakcie planowania i poszukiwania kompanii. Głupiutka jestem, szczerze mówiąc, bo zupełnie zapomniałam, że jak podróżować – to z couchsurfingiem. Wrzuciłam więc ogólną informację o moich planach na stronkę CS, kilka osób już się do mnie odezwało, więc sama podróżować nie będę. Czy to dobrze – trudno orzec, bo podróżujac samemu spotyka sie zupełnie innych ludzi i robi zazwyczaj zupełnie inne rzeczy :)

Gwiazda filmowa...

Wczoraj spotkała mnie dość zaskakująca niespodzianka. Po przyjściu do biura oznajmiono mi, że czeka na mnie dwóch panów. Z kamerą. Otóż szkoła kręci krótki film o każdym z obcokrajowców, którzy tutaj pracują, więc i na mnie przyszła kolej. Szkoda, że jakoś nikt nie zapytał mnie o zdanie, o zgodzie nie wspominając…

2 kwi 2012

Sri Pada - Adam's Peak

Na (poniekąd) pielgrzymkę pojechało nas 10 osób: Kumari – jedna z moich studentek (w moim wieku, swoją drogą), jej kuzynka z mężem (oboje mieszkają obecnie w Szwecji, mąż – Mikael jest Szwedem), wujek Kumari, jej kolejna kuzynka, dwoje sąsiadów z dwojgiem nastolatków i ja.

W czwartek rano dotarłam na przedmieścia Colombo do domu Kumari. Żeby tego dokonać musiałam dwukrotnie przesiąść się do innego autobusu, wysiadając oczywiście wcześniej na właściwym przystanku – całość zajęła mi prawie dwie godziny. Początkowo myślałam, że będzie to trudniejsze niż wspinanie się na szczyt… Ale nie było tak źle – w końcu nie od dziś radzę sobie w różnych sytuacjach :P

1 kwi 2012

fotki z Kandy i okolic

Zmiana mieszkania

Dwa tygodnie temu, gdy po raz pierwszy zauważyłam, że ktoś przeszukuje moją szafę i zabiera pieniądze, prosiłam Prabodye (babkę z biura) o zmianę mieszkania. Głównym tego powodem był fakt, że zaczęłam czuć się tu nieswojo i absolutnie niekomfortowo – w końcu nikt nie wyjaśnił, co zaszło, nikt ze mną nawet o tym nie rozmawiał. Zupełnie jakbym była dzieckiem albo zwierzęciem, niemającym uczuć. 

31 mar 2012

Spraw kilka

Pielgrzymko-wycieczka - super! :) Ale po powrocie do domu moj nastroj zmienil sie w przeciagu 40 minut, gdy okazalo sie, ze z szafy gina mi takze ciuchy... I kilka dni temu znowuz zginely mi pieniadze, chyba jeszcze o tym nie wspominalam. Tym niemniej tym razem wscieklam sie mocno, w koncu to juz niezla bezczelnosc. Zrobilam mala awanture, spakowalam manatki i dzis przeprowadzam sie do innego miejsca.

28 mar 2012

2-dniowa pielgrzymka

Jutro wybywam na dwa dni - dołączam do studentki i jej rodziny, która wybiera się na pielgrzymkę na Szczyt Adama (Adam's Peak, Sri Pada). Wczoraj dzwoniła do mnie jej siostra, mówiąc o tym, że nie będzie to wycieczka, ale właśnie pielgrzymka, bo w ciągu ostatnich kilku miesięcy zmarli ich rodzice i dziadek. Nie jadą tam więc dla przyjemności, ale po to, żeby zebrać zasługi, które można poświęcić właśnie tym osobom, które z kolei dzięki temu będą miały lepsze kolejne życie. Dodatkowo otrzymałam instrukcje: unikać mięsa, ryb i jajek już w dniu dzisiejszym, wziąć 2 ręczniki (po drodze będzie kąpiel w rzece, potem na samym szczycie będziemy myć twarz), jakieś spodenki i t-shirt do kąpieli, ciuchy na zmianę, białą bluzkę (w świętych miejscach obowiązuje biały strój), wodę, jakieś ciastka.

27 mar 2012

Kandy i okolice

Z Colombo wyjechaliśmy wczesnym rańcem wypożyczonym samochodem wraz z kierowcą - jest to tutaj dość powszechny sposób poruszania się po kraju.

Cała ekipa liczyła sobie 8 osób (razem ze mną). Szczerze mówiąc, było lepiej niż się spodziewałam :) Owszem, większość czasu rozmawiali po syngalesku, ale część z nich (zwłaszcza chłopaki) dużo rozmawiała też ze mną. Weseli ludzie, dużo śpiewali po drodze (to też taki srilankański standard, nie potrzebują się do tego upijać...), dużo się śmiali, żartowali. Fajnie ten dzień z nimi spędziłam.

26 mar 2012

Zwariować można..

Ktoś doniósł na Ramę, że często kręci się wokół mnie. W tej sprawie został wezwany do dyrektora, który miał z nim poważną rozmowę i powiedział, że będzie dowiadywać się na jego temat od wykładowców i innych studentów, żeby się upewnić, czy jest dobrym człowiekiem... Masakra. Nie wspominając o tym, że prywatności nie ma tu żadnej. Wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą - tylko ja jestem ostatnią osobą, która dowiaduje się cokolwiek, choć jakby nie było, jestem główną zainteresowaną. 

24 mar 2012

fotki z Colombo

Cud się zdarzył...

...i na cały dzień wyjeżdżam z Colombo. Szał, normalnie :)

Już wcześniej wspominałam o Kandy - o bodaj najpiękniejszym mieście na Sri Lance. Wtedy jednak skończyliśmy na plantacji herbaty. Teraz (jutro) jadę z dziewczyną z biura i jej znajomymi. Jedziemy samochodem, po drodze mamy zajechać do ogrodów botanicznych i do dwóch świątyń, potem samo miasto. Pewnie będą rozmawiać głównie po syngalesku, co zazwyczaj wpędza mnie w kompleksy, bo jestem poza rozmową. Trudno. Ważne, że wydostanę się poza miasto.

23 mar 2012

Dziś - piosenka :)

http://www.youtube.com/watch?v=YR12Z8f1Dh8

Moja ulubiona tutejsza piosenka, jak dotąd. Jest to piosenka tamilska (Tamilowie są drugą największą populacją na Sri Lance), choć można powiedzieć, że jest w języku Tamilish - pomieszany angielski z tamilskim.

"White skin-u girl-u, girl-u, girl-u heart-u black-u..."


22 mar 2012

Szkoła

Chyba w końcu czas najwyższy napisać o tym, co dokładnie tutaj robię i jak wygląda mój dzień w szkole :)

Zaczynam 8.30, zazwyczaj kończę 17.00. Zazwyczaj - bo czasem dają mi dodatkowe zajęcia, o których dowiaduję się na 5 minut przed, więc mam 2 minuty na przygotowanie... A czasem, jak dzisiaj, wpędzam się w mniej lub bardziej poważne dyskusje i jakoś ciężko je przerwać punkt 17.00.

21 mar 2012

Zmiany


Już od jakiegoś czasu wydawało mi się, że coś mi szybko pieniądze topnieją… W sobotę po powrocie z pracy ewidentnie było widać, że ktoś przeszukiwał moją szafę – ciuchy były przemieszane, bielizna przerzucona…, pieniądze, które tam były, zabrane. Nie było to pierwszy raz, poza tym pieniądze zginęły też bezpośrednio z mojego portfela, prawdopodobnie, gdy brałam prysznic.

fotki z plantacji herbaty

20 mar 2012

Jednodniowe wakacje

Jak już wczoraj wspomniałam - po raz pierwszy poczułam się tutaj jak na wakacjach. Zresztą trudno się dziwić, że wcześniej tak tego nie odbierałam - w końcu przyjechałam do pracy...

Tym niemniej całe popołudnie spędziłam w centrum Colombo. Towarzyszył mi  jeden z moich studentów, Rama :P Najpierw mieliśmy w planach zwiedzanie muzeum, gdzie mieliśmy przetrwać największy upał, ale okazało się, że muzeum zamknięte, bo w środku coś tam poważnego się wydarzyło. A więc - w miasto!

19 mar 2012

Jak na wakacjach :)

Żeby nie zacząć znowu od marudzenia, to dzisiaj poczułam, że po wyjeździe naprawdę zatęsknię za Sri Lanką. Jakby źle nie było, to jednak doświadczenie tutaj jest wyjątkowe i myślę, że raczej niepowtarzalne. Dzisiaj poczułam się jak na najprawdziwszych wakacjach - słońce, palmy, zwiedzanie... I odezwał się mój zadawniony udar słoneczny.. :) W związku z czym szczegóły jutro, a teraz doi doi (nyny).

17 mar 2012

Zadupia na końcu świata

Ja to też zawsze wybiorę sobie jakieś zadupie na końcu świata, gdzie nikt inny (czyt. normalny) raczej się nie wybierze. Najpierw była Rumunia. Abstrahując od mojej prawdziwej i najczulszej miłości do tego kraju - było to zadupie, gdzie innych obcokrajowców brak, więc nie było z kim jeździć po kraju, a problem ganiał  za problemem.

Teraz Sri Lanka.

Naprawdę wiele rzeczy jestem w stanie zrozumieć, wiele zachowań tolerować, wiele zwyczajów zaakceptować - nie przeszkadza mi jedzenie jedną ręką zamiast sztućcami, nie ingeruję w to, że zamiast papieru toaletowego używa się tu drugiej ręki (choć sama się do tego przekonać nie zdołam), nie próbuję zmieniać tego, że słodkie owoce zjadane są tu z solą i pieprzem, choć moje kubki smakowe absolutnie po tym wariują. To, że skończyłam takie a nie inne studia też o czymś świadczy.
Wszystko mogę zrozumieć, zaakceptować, na wiele mogę się zgodzić, ale w momencie, gdy ktoś uderza w moją niezależność, buciorami ładuje się w moją prywatność, w nosie albo i głębiej mając moją wolność ukochaną i możliwość decydowania o sobie samej - tego znieść jednak nie mogę.

15 mar 2012

Maga paule - moja srilankańska rodzina


Gdy przyjechałam do Sri Lanki, 2-3 pierwsze dni miałam pomieszkiwać u rodziny Yaszi, potem mieli mnie przenieść gdzieś indziej. Ostatecznie zadecydowano, że zostaję tutaj na cały pobyt.

Ma to oczywiście swoje plusy i minusy. Największym plusem jest to, że mam szansę uczestniczyć w codziennym życiu tutejszych ludzi, dokładnie poznać ich styl życia, przyzwyczajenia, skosztować domowej kuchni itd. Minusem na pewno jest to, że nie mam tu ani chwili spokoju. Gdy wracam z LC, mama zaraz zagaduje, chce mnie uczyć syngaleskiego, telewizor głośno wyje albo  w ogóle zastaję kolejną awanturę o chłopaka Pudzi, który jest nieakceptowany przez jej rodziców – a więc krzyki, wszaski, płacz, rozpacz i trzaskanie drzwiami.

14 mar 2012

Plantacja herbaty


W weekend teoretycznie mieliśmy jechać do Kandy, ponoć najpiękniejszego miejsca w Sri Lance. Nocleg był planowany u kolegi chłopaka Yaszi – w Kandy, jak mnie poinformowano. W zasadzie, to żadna z informacji, która została mi przekazana nie okazała się prawdziwa, choć tych informacji też niewiele mi przekazano…

Kolega, Michael, jest właścicielem plantacji herbaty, która znajduje się jakieś 20 km od Kandy (prawie godzina drogi, bo trza się nieźle wspinać pod górę). Położenie świetne, ale, rzecz jasna, nie było mowy o zwiedzeniu Kandy. Ale i tak się napaliłam, że skoro plantacja jest położona tak wysoko (ponoć ok. 1500 m npm), to może by tak po górach połazić… Ale! Okazało się, że ten wyjazd jest tak naprawdę spotkaniem starych dobrych kumpli i mimo, że byliśmy na plantacji herbaty, to jedyne co podawano do picia to alkohol i sok (sok do wódki, oczywiście). Więc następnego dnia chłopaki nie garnęły się do wspinaczki.

13 mar 2012

13 marca...

...co oznacza, że opuszczam Sri Lankę dokładnie za miesiąc. Pędzi ten czas.
Padam dziś z nóg. Relacja z weekendu - jutro. 

12 mar 2012

Sigiriya

Jeszcze wracając do zeszłej środy - Poya Day, czyli święto buddystyczne obchodzone co miesiąc przy pełni księżyca. Wspomina ono narodziny, oświecenie oraz odejście Buddy, a także jego późniejsze nawiedzenia Sri Lanki. Z tej okazji jest to dzień wolny od pracy.

Do Sigiriyi wybrałam się wczesnym rańcem, jeszcze zanim było gorąco i tłumnie. Sigiriya, podobnie jak i Dambulla, wpisana jest na listę UNESCO.


Po drodze zaszłam jeszcze do tutejszej cafe po śniadanie, a że nikt nie mówił tam po angielsku, to znowu przydał mi się podstawowy syngaleski: „Suba udesenak. Badegini. Miris neti, karuna kerela” – „Dzień dobry. Głodny. Bez ostrych przypraw poproszę.”  Zrobili tam ogromne oczy i chyba w pierwszej chwili nie skapnęli się, że powiedziałam coś po ichniejszemu. Potem zaczęli się śmiać i jakieś tam smakołyki mi pokazali. Zawsze powtarzam, że do przeżycia w innym kraju wystarczy trochę cierpliwości, trochę body language, czasem trochę tutejszego języka, trochę dystansu do samego siebie i braku obawy, że się trochę czasem  z Ciebie pośmieją – i problemu nie ma :P

10 mar 2012

Zdjecia z Dambulli

https://plus.google.com/photos/114482896135643526362/albums/5717910660773377665


dalej w swiat

Dzis (sobota) jestem w pracy na pol dnia, a potem jade z Yaszi i jej chlopakiem do Kandy, ponoc najpiekniejszego miejsca w Sri Lance. Wracamy jutro w nocy.

Zatem dalsza czesc poprzedniej wycieczki - po powrocie, bo nie sadze, ze uda mi sie jeszcze cos dzis skrobnac.

Zdjec z Dambulli na Picasse tez ostatecznie nie udalo mi sie wrzucic.

Do zas!

9 mar 2012

Dambulla

6 marca pobudka o 4 rano. Pudzia nie dostała pozwolenia od ojca, żeby jechać ze mną, więc ostatecznie wybrałam się sama. Wychodząc z domu o 4.30, przebiegło mi przez myśl: „No Ryha, sprawdzimy teraz, ile masz szczęścia.” :)

Było jeszcze ciemno, co mimo wszystko było dodatkowym utrudnieniem. Dozorca jakiegoś budynku pokazał mi przystanek i poczekał, aż autobus mnie zabierze. Po opuszczeniu autobusu zaraz znalazł się jakiś chłopak, który zaprowadził mnie na właściwy dworzec autobusowy (w Colombo są bodajże 4 dworce autobusowe, wszystkie w tej samej dzielnicy; każdy dworzec przeznaczony jest na wyjazd w innym kierunku świata).

8 mar 2012

Urodziny


To może zacznijmy od początku…

5 marca, moje urodziny. W pracy częstowałam polskimi kukułkami. Wcześniej już moja rodzinka, ekipa z pracy, jak i kilkunastu studentów miało okazję spróbować krówek :P To dopiero im gęby pozatykało.

Link do zdjec z plazy

Alive!


Ano, żywa, cała i zdrowa :)

Pudzia nie dostała niestety pozwolenia od ojca na podróżowanie ze mną, więc ostatecznie wybrałam się sama. Wbrew temu, co większość osób mówiła – niebezpiecznie nie było. Czyli policjant jednak miał rację. Tak naprawdę najbardziej niebezpieczną rzeczą, która mnie spotkała, to ganianie za autobusami już po powrocie do Colombo. Dwa mi zwiały, mimo że machałam za nimi jak głupia, za to wszyscy na przystanku mieli ze mnie niezły ubaw… W końcu wskoczyłam (dosłownie – wskoczyłam) do jadącego autobusu, który był na tyle przepełniony, że jeszcze dłuższą chwilę stałam w otwartych drzwiach (drzwi w autobusach są cały czas otwarte – w końcu to naturalna klimatyzacja).

5 mar 2012

W glab Sri Lankanskiej dzungli :D

Przez dwa dni nie bedzie ode mnie wiesci, gdyz wybywam w glab Sri Lanki. Najprawdopodobniej z siostra Yaszi, na noc zostaniemy u przyjaciela ojca jednego z chlopakow, ktorzy odbierali mnie z lotniska.
Jej :D
Dzisiaj moje urodziny - swietowac bedziemy na plazy z polska wodka (Wyborowa) i Porzeczkowka.

Temples


Skoro nie wolno mi jeszcze robić samodzielnych wycieczek, to ostatnie trzy wieczory namówiłam Pudzię, żebyśmy poszły na spacer gdzieś dookoła. Pierwszego wieczoru przespacerowałyśmy się nieco po okolicy, zajrzałyśmy też do świątyni buddyjskiej. Wewnątrz świątyni oczywiście zwrócili uwagę na białą kobietę, głupio więc mi było robić tam zdjęcia.

W każdym razie w każdej świątyni buddyjskiej jest duże, stare drzewo, które jest symbolem drzewa, pod którym Budda doznał oświecenia. Jak zwyczaj nakazuje, każda z nas wzięła naczynie, do którego nalałyśmy wodę, po czym trzykrotnie okrążyłyśmy drzewo idąc zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara. Na końcu oblałyśmy tą wodą korzenie drzewa, intensywnie myśląc o jakimś życzeniu… Pudzia twierdzi, że jej życzenie już się tak spełniło.

4 mar 2012

Czas


Czas jest tutaj dość drażliwym tematem – bo tak naprawdę to nie za bardzo go mam. Pracuję 6 dni w tygodniu, jeden dzień mam wolny. Ten tydzień pracuję na okrągło po to, żeby w przyszłym tygodniu móc wziąć wolny wtorek, bo środa jest świętem, więc mogę gdzieś wybyć na dwa dni.

Pracuję od 8.30 do 17.00. Razem w ciągu tygodnia daje to ok. 50 godzin. Natomiast w opisie pracy, który dostałam przed wyjazdem czarno na białym widać, że maksimum przepracowanych godzin to 30 w ciągu tygodnia. I bądź tu mądry. W poniedziałek w biurze ma zjawić się Kanchana, który ponoć jest swego rodzaju moim opiekunem. Jeszcze co prawda go nie widziałam, bo jest w trakcie egzaminów, ale nie omieszkam wspomnieć mu o tym małym fakcie :P

Acha! :P


Dzisiaj wśród moich studentów pojawił się policjant – nie omieszkałam zatem dowiedzieć się z samego źródła, jak to naprawdę jest z tym bezpieczeństwem w Sri Lance. I tak jak przypuszczałam – odkąd skończyła się wojna w 2009 roku między grupą tzw. Tamilskich Tygrysów a rządem syngaleskim, wszystko jest w absolutnym porządku. I niebezpiecznie już nie jest!

Wspomniałam mu o tym, że w LC nie chcą mnie puścić samej poza Colombo, a matka Pudzi nie zezwala nam nawet na pójście na plażę. Potwierdził tylko moje przypuszczenie, że to wszystko jest jedynie matczynym gadaniem i wcale nie jest jakoś specjalnie niebezpiecznie, nawet dla białej dziewczyny z obcego kraju. No! W końcu komu mam ufać, jak nie wysoce szanowanemu przedstawicielowi syngaleskiej władzy :P

3 mar 2012

Powiariowali!


Absolutnie i do końca oszaleli! Obchodzą się tutaj ze mną jak z jajkiem! Nigdzie nie mogę sama iść, do i z pracy ciągle ktoś ze mną jeździ tuk-tukiem, na spacer na plażę z Pudzią się nie wybierzemy, bo jest „niebezpiecznie” dla obcokrajowców, poza Colombo też absolutnie samej nie wolno mi jechać… No – powariowali! Zupełnie jakbym miała 10 lat!

W biurze nie pozwolą mi jechać samej zwiedzać Sri Lankę, ale też nie ma osoby, która mogłaby się ze mną wybrać, bo wszyscy są zapracowani. Jak powiedziałam, że sama wrócę do domu, to jedyne reakcje, jakie były to: „O Boże! Jesteś pewna? Dasz radę?”. No ożesz w mordę! Doprosić się nie mogę, żebyśmy po drodze wstąpili gdzieś po mapę, co bym chociaż zorientowała się gdzie, co i jak – ale gdzie tam! Przecież i tak sama chodzić nie mogę. Wkurzyłam się w końcu, powiedziałam Yaszi, żeby napisała mi na kartce nazwę dużej ulicy, która jest w pobliżu jej domu i zanim ktokolwiek się spostrzegł – już mnie nie było..

2 mar 2012

Kawa!


Tak! Jesteśmy uratowani!
Wreszcie spotkałam kogoś kompetentnego. Razem z Pudzią (siostrą Yaszi) poszłyśmy na małe zakupy. Wypytałam ją o różnego rodzaju słodycze. Kupiłyśmy m.in. coś w rodzaju podłużnej galaretki, którą ponoć lubią turyści, ale mnie szczerze mówiąc nie smakowała.

Wzięłam coca-colę, bo to zawsze coś kofeiny we krwi. I tak z głupia zapytałam o kawę.
[Bo trza Wam wiedzieć, że w gdy biurze ujrzałam maszynę, z której można było dostać Nescafe, serce aż mi szybciej zabiło. Więc gdy poprosiłam o Nescafe otrzymałam… kakao. A przynajmniej tak to smakowało. Ponoć jest to rodzaj Nescafe – 3 w jednym, ale najwidoczniej jest tutaj znacznie więcej cukru i śmietany w proszku, niż kawy…]

1 mar 2012

Organizm a zmiana klimatu, czyli temat rzeka :)

W związku z tym, że pomiędzy temperaturą w Polsce a temperaturą na Sri Lance jest jakieś 25-30 stopni różnicy z moim organizmem bywa dość różnie :) W niedzielę wieczorem byłam dość wykończona po podróży. W poniedziałek rano wstając do pracy o godzinie 7.00 (w Polsce była godzina 2.30…) mój zegar biologiczny mówił: „Idiotko, wracaj do spania – jest środek nocy!”

28 lut 2012

gniazdka z pradem

Na Sri Lance gniazdka maja trzy otwory. Czasem okragle, a czasem prostokatne. Zeby podlaczyc sie do pradu, trzeba otworzyc swego rodzaju blokade, ktora chyba otwierana jest poprzez wlozenie bolca w gorny otwor. Teoretycznie powinnam miec adapter, ktory bylby pomiedzy gniazdkiem a moim kablem, ale nie na takie rzeczy Sri Lankanie maja juz swoje sposoby :) Wystarczy w gorny otwor wetknac np. dlugopis, blokada zostaje otwarta i mozna sie podlaczyc. W niektorych gniazdkach mozna wsadzic jeden bolec w gorny otwor i jeden z dolnych otworow naraz, wtedy blokada puszcza i nie wyjmujac bolca z dolnego otworu, ten drugi bolec przemiescic do drugiego dolnego otworu.

Nie jestem pewna, czy dobrze opisalam ten mechanizm - wazne, ze dziala :D Wczoraj z tym gniazdkiem i dlugopisem pomogl mi w czasie zajec policjant, jeden z moich studentow :)


studenci dnia dzisiejszego

Drugie zajecia mialam dzis z 5 facetami. Gadalismy cale 1,5 godziny!

Kolejne zajecia mialam z 16-latkami. W grupie bylo ok 40 osob moze.. calkiem sporo. Rozne rzeczy im opowiadalam - o Polsce, o moim dotychczasowym pobycie w Sri Lance, o jedzeniu, szalenczej podrozy tuk-tukiem kazdego dnia itd. Potem jakies pytania, kolejne proby wymowy ich imion. Znowu zajecia szybko zlecialy. Na koniec padlo jeszcze pytanie (polaczone z chichotem) "Are you married?" Po czym uslyszalam jeszcze: "You are so funny!" :P

LC

Language Center (LC) - miejsce, w ktorym pracuje. Jest to szkola, do ktorej przychodza studenci w roznym wieku, w zasadzie od 16 do 60 lat mniej wiecej. Nie ma tu regularnych zajec dla danej grupy. Tzn. nie ma tez okreslonych grup. Sa zajecia w kazdej sali, ktore prowadzi dany nauczyciel i to nauczyciel decyduje czy przeprowadza zajecia z gramatyki, pisania czy sluchania - przynajmniej w wiekszosci.

Studenci sami wybieraja, na ktore zajecia chca chodzic. Jest tez tzw. Speaking Zone, gdzie siadaja naprzeciwko siebie, czasem dostaja jakis temat i dyskutuja.

J. angielski jest drugim jezykiem na Sri Lance, czyli nie uwazaja go za jezyk obcy. Ale tez nie wszyscy w tym jezyku mowia, choc nawet starsi ludzie zazwyczaj jakies podstawy znaja. Jest to oczywiscie zwiazane z tym, ze jeszcze do 1948 roku Sri Lanka byla kolonia angielska.

27 lut 2012

Second day

Kraj, w ktorym procz hoteli kilkugwiazdkowych cieplej wody nie uraczysz, ale tez nie jest ona do mycia potrzebna - bo i tak cieplo na zewnatrz.
Kraj, w ktorym mimo, ze po myciu wycierasz sie recznikiem - i tak pozostajesz mokry do konca Twojego wyjazdu.
Kraj, w ktorym w rzeczce naprzeciwko Centrum Jezykowego plywa krokodyl - choc ponoc to jakas kopia.
Kraj, w ktorym jesli nie zgine w wypadku samochodowym, to zgine na zawal serca w tuk-tuku. Albo wyzione ducha po sprobowaniu lankanskiego jedzenia (rice and spicy).
Kraj, w ktorym zegar biologiczny mowi: "Szalona kobieto! Jest srodek nocy! Wracaj do spania!"
Co gorsze - kraj, w ktorym zwyklej kawy nie dostaniesz....

26 lut 2012

Ayubowan! (Witajcie!)


Pierwszy wpis dedykuję tym wszystkim znajomym bliższym i dalszym, którzy za każdym razem dzwoniąc, pisząc, widząc, rozmawiając itd. – pytali: „A gdzie Ty teraz jesteś? W Polsce w ogóle?”. Jakoś niezmiennie od trzech lat odpowiedź była ta sama: „No, w Polsce, w Polsce. W Krakowie siedzę.”
Nie, żebym miała coś przeciwko Krakowowi, ale to już trzeci rok ciągiem leci… Ileż można na jednym miejscu usiedzieć?!

Toteż wszystkim tym rozczarowanym moim zdziadzieniem i osiadłym trybem życia przesyłam gorące (bo 30-stopniowe!) pozdrowienia ze Sri Lanki, perły na Morzu Indyjskim! :D

A jak do tego doszło? Rzecz cała rozegrała się w ciągu ostatnich 5 dni w zasadzie. Choć jej początku można też doszukiwać się gdzieś tam w listopadzie, kiedy to jesień opanowała wszystko dookoła, a po niej nastąpiła mroźna zima. Uciekając zatem przed jesiennymi słotami, mrozami i całą tą pogmatwaną otoczką, która temu towarzyszyła… trza było zakasać rękawy, spakować manatki i gnać w ciepłe kraje. A co!