19 mar 2015

Siem Reap i świątynie Angkoru, cz. II

[06-07.03.2015]

        Kolejnego dnia pobudka o godz. 4.40. Byłam już na słynnym zachodzie słońca na Phnom Bakheng, to teraz czas na jeszcze słynniejszy wschód w Angkor Wat. Oj, tłumy waliły tu srogie...





        Najwięcej ludzi było przy małym stawku, gdyż wschodzące słońce odbija się w wodzie, tworząc niezwykle fotogeniczne refleksy:



        Samą świątynię zamierzałam zwiedzić dopiero po południu, gdy światło będzie lepsze. Dlatego też pognałam rowerkiem w miejsce na dużym okrążeniu, w którym skończyłam dzień wcześniej.
        Po drodze zachęcano mnie do zjedzenia śniadania. Pierwsze menu, które podsunięto mi pod nos startowało od 7$ za zupę z noodlami... Niedoczekanie. Poza tą główną strefą podano mi menu z cenami od 5$ oraz słowami: "wszystko za 2$" :)) I znowuż - skąd oni tych naiwnych na 5-dolarowe jedzenie znajdą? 2$ to co innego, więc na śniadanko zjadłam Lak Lok, czyli smażoną wołowinę z ryżem i warzywami.
        Czas na kolejne ruiny!...
        Do  Neak Pean (koniec XII w.) trzeba było trochę pedałować, co, patrząc z późniejszego punktu widzenia, mogłam sobie darować. Świątynia ta znajduje się na wyspie i można oglądać  ją wyłącznie od frontu. Na sam teren ruin wstępu nie ma.




        Preah Khan było jednym z tych miejsc, które zrobiły na mnie olbrzymie wrażenie. Nazwa oznacza "święty miecz", a ruiny datowane są na koniec XII w. Jest to olbrzymi monastyczny kompleks, pełen rzeźbień i różnych "korytarzy" i możliwości przejść. Początkowo był to klasztor buddyjski połączony ze szkołą, do której uczęszczało około 1000 mnichów. Jego część pozostała nieodrestaurowana, nawet do tego stopnia, że wschodni jej fragment porośnięty jest drzewami:










        I tak... Dochodziło południe dnia drugiego. Miałam już serdecznie dość :)) Ja, kulturoznawca, rozmiłowana w kulturze, sztuce i architekturze - czułam, że zobaczę jeszcze jedną świątynię i chyba zwymiotuję... :)) Wiem, to było straszne. Woda do picia kończyła się w zastraszającym tempie. Zresztą nie wiem, jaki był sens jej picia, bo dokładnie ten sam efekt bym uzyskała, gdybym ją po prostu na siebie wylała... Co wlałam do gardła, to zaraz wylewało mi się przez skórę. Zabierając przy okazji ze sobą wszelkie wartości odżywcze, więc wkrótce od wysiłku i braku czegokolwiek w organizmie, zaczęły łapać mnie skurcze :)
        Ale! Przecież jeszcze na sam koniec miałam pozostawione te najwspanialsze obiekty angkoriańskie :))
        I jako że jestem masochistka, to nie poddawałam się i parłam w kolejne mniejsze i większe ruiny i świątynie...
        Angkor Thom to kompleks służący jako ostatnia stolica imperium, zbudowany  na przełomie XII i XIII w., o powierzchni 3 km kwadratowych, otoczony murem i 5 bramami. Każda brama przedstawia twarze zwrócone w 4 kierunki świata.




        Wewnątrz Angkor Thom znajduje się wiele najwspanialszych przykładów sztuki Angkoru.
        Malownicza Preah Pallilay:


        Preah Pithu Group:



        Taras Króla Lepera:








        Taras Słoni:



        Kompleks z Phimeanakas:



        Baphuon:





        I najwspanialsze dzieło wewnątrz Angkor Thom - Bayon z końca XII w. Ogromne kamienne twarze z Bayon są jednymi z najbardziej charakterystycznych i rozpoznawalnych przykładów klasycznej khmerskiej sztuki i architektury. Znad murów wznosi się 37 wież, z których większość pokryta jest kamiennymi twarzami zwróconymi w 4 kierunki świata.
        Ale najpiękniejsza część Bayon znajuduje się na zewnętrznych i wewnętrzych murach, gdzie przedstawione są niesamowite rzeźbienia pokazujące sceny walki oraz sceny z codziennego życia (z targowiska, walk kogutów itp. itd.).








        Dalsze świątynie, na wschód od Angkor Thom, to Thommanom, most na rzece Spean Thma oraz Ta Prohm, kolejna wspaniała ruina, w dużej części pozostawiona dżungli, którą ją w niektórych miejscach porasta. Swego czasu był to ogromny monastyczny kompleks buddyjski, mający pod kontrolą ponad 3000 wiosek.







        I w końcu nadszedł czas na główną atrakcję, czyli Angkor Wat, gdzie dotarłam już resztką sił :))
        Świątynia jest zbudowana trzypoziomowo, gdzie 5 sterczących na 65 m wież uformowanych jest  na kształt kwiatu lotosu. Zbudowana w XII w. poświęcona została hinduskiemu bogowi, Vishnu. Całość otoczona jest przez zbiornik wodny oraz ściany mierzące 1300 x 1500 m. Główna budowla postawiona jest na obszarze 1 km kwadratowego i składa się z 3 poziomów. Najwspanialsze jednakże są reliefy otaczające zewnętrzną dolną ścianę, nawiązujące do hinduskiej mitologii i historycznych wojen. Charakterystyczne są także apsara, czyli tańczące kobiety.














        Niby tego dnia miałam skończyć wcześniej i mieć popołudnie na spacer do centrum i ostatnie zakupy, ale wróciłam do hotelu ok. 18.00, wzięłam prysznic i już się stąd nie ruszyłam.
        Kolejny dzień - kolejne ruiny!
        Tym razem dotarłam do Grupy Roulous, ruin położonych ok. 15 km na wschód od Siem Reap. Najszybciej byłoby dotrzeć tu główną drogą, ale wyjazd z miasta był tak zakorkowany,  że nawet rower by się nie przecisnął. W związku z tym zapytałam Wujka Googla o alternatywną drogę i pognałam bezdrożami przez wioski w skwarze i kurzu :)
        Grupa ruin Roluos to pozostałości pierwszej stolicy Angkoru khmerskiego imperium. Obecna nazwa pochodzi od nazwy pobliskiego miasta, Roluos, natomiast nazwa starożytna brzmiała Hariharalaya. Miejsce to jako stolica imperium służyła czterem kolejnym królom przez 70 lat, po czym ostatni z nich przeniósł ją do Phnom Bakheng (słynny zachód słońca).
        Robiąca największe wrażenie jest tu ruina Bakong z IX w.





        Kolejna ruina to Preah Ko, zawierająca 6 wież na platformie z pięknymi rzeźbieniami:





        I ostatnia grupa ruin z Rolous - Lolei, świątynia niegdyś zbudowana na wyspie pośrodku wyschniętego obecnie zbiornika wodnego.



Takie zwierzaki tu spotkałam:



          Potem na targowisku w Siem Reap zrobiłam kolejne małe zakupy, w tym m.in. zaopatrzyłam się w kambodżański pieprz - autentycznie lepszego do przyprawiania dań w życiu nie jadłam.
        Potem posiadówa w kafejce internetowej i wyjazd na lotnisko, by złapać samolot do Bangkoku.
        I na tym moja przygoda z Kambodżą się kończy. Przynajmniej na najbliższy czas :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz