30 gru 2014

Złoty Trójkąt i wypad do Birmy

        Marcin (spotkany w Mae Hong Son) odradzał mi odwiedzenie Złotego Trójkąta, zresztą również gdzieś przeczytałam, że to największa pułapka turystyczna północy. Jednakże sama historia tego miejsca jest fascynująca, poza tym było mi tu po prostu po drodze, więc wpadłam tu przejazdem.
        Wczesnym rańcem znalazłam się zatem w Chiang Saen i tu po raz pierwszy ujrzałam Mekong, który potem przynajmniej jeszcze kilka razy będzie mi  się w podróży przewijał.


29 gru 2014

Najwyższy punkt Tajlandii

- Nie, nie, nie, nie... no, nie, nie, nie...
        Tylko te słowa krążyły mi przez kilka dobrych minut po głowie, gdy będąc na najwyższym punkcie Tajlandii, obserwowałam przeszczęśliwych turystów, czekając na swoją kolej na strzelenie sobie fotki...

23 gru 2014

Moja Tajlandia :)

      Mae Hong Son jest miejscem, do którego bardzo nieliczni turyści docierają. I to oczywiście było kluczem do znalezienia autentycznej, dawnej i niezepsutej turystyką Tajlandii. 
     Guesthouse, w którym nocowałam, był niemalże pusty. Niemalże, ponieważ podczas wpisywania się do księgi rejestracyjnej, dojrzałam wpis tuż przede mną: Marcin, Polska! Na moje głośne zaskoczenie kobietka odpowiedziała, że ten chłopak siedzi właśnie na balkonie.
      Podeszłam zatem na balkon, z którego roztacza się piękny widok na niewielkie jezioro i dwie oświetlone świątynie znajdujące się po jego drugiej stronie:


- Ładny widoczek, co nie?
      Marcin otworzył szeroko oczy i równie szeroko się uśmiechnął :)

"Kobiety-żyrafy", czyli długoszyje Karen

        Mae Hong Son, do którego dotarłam po raftingu, jest punktem wypadowym do wiosek zamieszkanych przez "kobiety-żyrafy", choć 99% turystów przyjeżdża tu z organizowanymi wycieczkami z Chiang Mai czy Pai (dzięki temu Mae Hong Son pozostaje niezepsute). Swoją drogą nie znoszę tego określenia, "kobiety-żyrafy" - to tak jakby otyłe kobiety nazwać kobiety-słonice... Innymi nazwami tutaj stosowanymi są długoszyje kobiety (long-neck women) albo po prostu długoszyje Karen (long-neck Karen - Karen to nazwa plemienia).

21 gru 2014

Tajski trekking, czyli ile jest trekkingu w "trekkingu"

        Północ Tajlandii jest górzysta i oferuje sporo miejsc na ciekawy trekking i wędrówki po górach. Niestety niemożliwym jest wybranie się na taką wędrówkę samemu - przede wszystkim dlatego, że nie ma żadnych odpowiednich map tego terenu, o jakichkolwiek szlakach nie wspominając. Jakieś ścieżki przyrodniczo-krajobrazowe powstają, ale jedynie w parkach narodowych, ale też nie wszędzie można iść samemu. Zatem na eksplorację tutejszych gór trzeba zapisać się w agencji turystycznej, ale plus tego jest taki, że często przewodnikiem będzie mieszkaniec danego terenu, który zna dżunglę, bo od dziecka był jej uczony.

20 gru 2014

W poszukiwaniu tajskiego autentyzmu

        Z Chiang Mai wyjechałam poniekąd z ulgą i minivanem dotarłam do Pai położonego nieco wyżej w górach. W ten sposób rozpoczęłam objazd po tzw. Mae Hong Son Loop, czyli po pętli na zachód od Chiang Mai na trasie Chiang Mai - Pai - Mae Hong Son - Mae Sariang - Chiang Mai.
        Pai, mimo że również pełne turystów, jest znacznie lepszym punktem na północy niż Chiang Mai. Nawet ośmieliłabym się powiedzieć, że jest dość klimatyczne, m.in. z racji sporej ilości hippisów i rastafarian. Miasteczko nieduże, aczkolwiek przeszło w ciągu ostatnich lat olbrzymią metamorfozę, zamieniając się w kolejną tajską Mekkę backpakersów.
        Na pierwszą noc zakwaterowałam się w słynnym Spicy Pai, które dysponuje dormitoriami w takich bambusowych chatach:


16 gru 2014

Bliski kontakt z tajską kuchnią, czyli szybki kurs gotowania :)

Z DEDYKACJĄ DLA MALINY :)

        Najbardziej popularną i szeroko polecaną (m.in. przez Lonely Planet i Rough Guide) szkołą gotowania w Chiang Mai jest Thai Farm Cooking School. Najpierw udałam się więc do nich, zwłaszcza, że spotkane przeze mnie dziewczyny również tutaj na kurs się zapisały. Wszystkie tego typu agencje otwarte są w Chiang Mai do godz. 21, więc pojawiłam się tam jakoś krótko po 19. Na zewnątrz budynku zastałam stojak z ulotkami, nad nim dzwonek i zamkniętą bramę. Zadzwoniłam zatem, wyszedł jakiś chłopak i pyta, o co chodzi. I całą naszą rozmowę prowadziliśmy przy zamkniętej bramie, wołając do siebie przez podwórko. Było to mało sympatyczne. Okazało się,  że następnego dnia mają 3 grupy, ale miejsca są już zajęte, ewentualnie może mnie zapisać na dzień później. Umówiliśmy się na maila, którego do nich nie napisałam, bo poczułam się zlana, musząc tak tkwić za bramą...

15 gru 2014

Chiang Mai i górzysta północ

        Mimo że planów nawet jakoś ogólnie zakrojonych nie miałam przed podróżą, to jednak najbardziej (jeśli chodzi o Tajlandię) wyczekiwałam momentu, gdy przyjadę do Chiang Mai, które znajduje się w północnej, górzystej części kraju i osławione jest z racji przede wszystkim trekkingów po górskich wioskach zamieszkałych przez mniejszości etnicznych.

12 gru 2014

Lopburi - Phitsanulok - Sukothai

        Wracając jeszcze do Lopburi... bo tu nie tylko małpy są ważne :) W samym mieście jest jeszcze spro ruin, które zachowały się z czasów panowania Khmerów. Poza tym ok. 20 km stąd znajduje się Watt Prasrirattanamahathat, świątynia z odciskiem stopy Buddy, rodzaj miejsca pielgrzymkowego.


10 gru 2014

Planeta Małp, czyli Lopburi

            To miejsce naprawdę warte jest osobnego posta...
        
       Toż to istny cyrk na kółkach! Mało kogo obchodzą ruiny świątyni hinduskiej poświęconej najpierw Shivie, a potem zamienionej na świątynię buddyjską - a są z VIII wieku! Każdy, kto tu dociera, uwagę zwraca przede wszystkim na setki krążących wokoło, skaczących znienacka, porywających wszystko, co im się spodoba (łącznie z moim kapeluszem), małp... Istne szaleństwo!


9 gru 2014

Ayutthaya, czyli nauka (azjatyckiego) ruchu drogowego

        Pisząc te słowa (mimo że tego posta opublikuję dopiero za kilka dni) siedzę w parku niedaleko Wat Phra Ram. O, tutaj w tym miejscu:


...z moją torpedą :) Ewidentnie jesień przyszła, bo liście z drzew lecą i temperatura jest chłodniejsza, tzn. maksymalnie wynosi ok. 35 stopni :)

7 gru 2014

Przy granicy tajsko-birmańskiej: Sangkhlaburi

         Dotarłam tutaj minivanem z mocną klimatyzacją ok. godz. 13.00, po czym 2 godziny krążyłam, szukając zakwaterowania... Nie o to chodzi, żeby go tutaj nie było - po prostu wszystko, co tanie, było zajęte, a pozostałe miejsca kosztowały od 400 bahtów nawet do 800 (w miejscach, które odwiedzałam).
        Sądziłam, że nie będzie z tym problemu, ponieważ Sangkhlaburi, położone tuż przy granicy tajsko-birmańskiej, jest miejscem, gdzie trafia niewielki odsetek indywidualnych turystów. Ale okazało się, że przyjeżdżają tu licznie organizowane wycieczki z Bangkoku... Touroperatorzy wykupują miejscówki z wyprzedzeniem i takie bidaki jak ja mają potem problem.

4 gru 2014

Blisko natury :)

        Oj, nawet bardzo blisko :))
        Rano wstałam już tuż po 8 (!) i o 9.30, czyli o godzinie, o której jak dotąd wstawałam (choć doprawdy nie wiem, co ja teraz i tak robiłam przez te 1,5 h...) już byłam w drodze na dworzec autobusowy.
        Punkt pierwszy programu: Taweechai Elephant Camp, czyli rodzaj obozowiska dla słoni. Czytałam, że jest on dość polecany, ponieważ słonie są tu karmione niemal cały czas i dobrze traktowane. Podobno też zagraniczni turyści jeszcze tego miejsca nie odkryli i zdominowane jest ono przez Tajów i... Rosjan. Na potwierdzenie tego zaraz po przyjeździe mogłam obserwować takie oto obrazki z Rosjanami w roli głównej:


2 gru 2014

Kanchanaburi i okolice

        Ludzie przyjeżdżają do Kanchanaburi ze względu na wspomnianą w poprzednim poście Kolej Śmierci, natomiast jest tu też parę innych miejsc, do których można sobie urządzić wycieczkę. Poza tym samo miasto jest dość sympatyczne i faktycznie ma sporo do zaoferowania backpakersom.
        Po przyjeździe zabrałam się nad rzekę w część kwaterunkową tym oto pojazdem:


1 gru 2014

Kolej Śmierci

        Kanchanaburi, miejsce często określane jako Mekka dla backpackersów, ściąga rzesze białych i Azjatów przede wszystkim ze względu na Death Railway, Kolej Śmierci, czyli zbudowaną przez Japończyków w czasie II wojny światowej strategiczną linię kolejową między Tajlandią a Birmą. Całe przedsięwzięcie pochłonęło 16 tysięcy żyć amerykańskich, brytyjskich i holenderskich oraz 90 tysięcy azjatyckich. Jest tutaj dość poruszające muzeum interaktywne, które ze szczegółami opowiada całą historię, pokazując również nieludzkie warunki, w jakich robotnicy pracowali i bestialskie ich traktowanie. Zaraz obok znajduje się także cmentarz, na którym pochowano 7 tysięcy POWs (Prisoners of War). Alianci po II wojnie światowej postanowili przenieść pochowanych wzdłuż linii kolejowej jeńców i umieścili ich na 2 cmentarzach w Kanchanaburi (drugi znajduje się po drugiej stronie rzeki).


29 lis 2014

Nakhon Pathom

        Pociąg na 1,5 h drogi miał dodatkowe 30 min opóźnienia, więc nie tak źle. Gdy dotarłam na miejsce, było już jakiś czas po zmroku, co mnie trochę niepokoiło, ale zupełnie niepotrzebnie.
        Po wyjściu z dworca pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to same tajskie nazwy, zero napisów w alfabecie łacińskim. I żadnych białych. No to faktycznie trafiłam do niszowego miejsca.

27 lis 2014

Two nights in Bangkok... bo jedna to za mało :)

        Tajlandia! A w zasadzie to Królestwo Tajlandii, bo mamy tu monarchię, a sam król jak i rodzina królewska, czczeni są niczym bogowie. Do 1949 r. obowiązywała nazwa Syjam.
       Kraina Uśmiechu! - tak bywa nazywana i po 2 dniach mogłam stwierdzić, że chyba coś w tym faktycznie może być.

        Bangkok! A właściwie Krung Thep Mahanakhon Amon Rattanakosin Mahinthara Ayuthaya Mahadilok Phop Noppharat Ratchathani Burirom Udomratchaniwet Mahasathan Amon Piman Awatan Sathit Sakkathattiya Witsanukam Prasit (po tajsku: กรุงเทพมหานคร อมรรัตนโกสินทร์ มหินทรายุธยามหาดิลก ภพนพรัตน์ ราชธานีบุรีรมย์ อุดมราชนิเวศน์ มหาสถาน อมรพิมาน อวตารสถิต สักกะทัตติยะ วิษณุกรรมประสิทธิ์; po polsku: Miasto aniołów, wielkie miasto i rezydencja świętego klejnotu Indry [Szmaragdowego Buddy], niezdobyte miasto Boga, wielka stolica świata, ozdobiona dziewięcioma bezcennymi kamieniami szlachetnymi, pełne ogromnych pałaców królewskich, równającym niebiańskiemu domowi odrodzonego Boga; miasto, podarowane przez Indrę i zbudowane przez Wiszwakarmana.)
Stąd też często można znaleźć o Bangkoku określenie: Miasto Aniołów.

25 lis 2014

Jest!! Jest Słońce! :D

"Proszę państwa, mówi kapitan. Za kilka minut rozpoczniemy lądowanie w Bangkoku. Mamy piękną pogodę! Witamy w Krainie Uśmiechu, gdzie Słońce uśmiecha się szeroko całymi swoimi 32 stopniami Celsjusza, a półnadzy panowie czekają z ofertą masażu tajskiego oraz z drinkami z palemką!"
Fakt, jest to dość wolne tłumaczenie słów kapitana - ale przecież tak mógłby powiedzieć, co nie? :P

I co widać było z okien samolotu? Słońce! Jest, jest Słońce!! Znalazłam! :D

Ale zanim do tego doszło...

22 lis 2014

Tuż przed

Taa... Odkąd w późny środowy wieczór w końcu sobie uświadomiłam, że jadę do Azji, to naprzemiennie dostaję ataków paniki, stresu i podekscytowania...
W międzyczasie zgubiłam również głowę - nie mam pojęcia, gdzie jest, ale na pewno nie na swoim miejscu.

19 lis 2014

Zdążyć przed pierwszymi śniegami...

20 października, około godz. 19.00. Godzinę wcześniej przybyłam do mieszkania po powrocie z jednej z hiszpańskich wysp, na którą wybrałam się w ramach krótkiej wyprawy w zacnym towarzystwie z namiotem i całym sprzętem potrzebnym do wędrowania i biwakowania w górach. Wróciłam, wykąpałam się, wrzuciłam ciuchy do pralki, zrobiłam sobie kawę, klapnęłam na łóżko i włączyłam komputer. Zmęczenie po podróży i po kiepsko przekimanej na lotnisku nocy pomału odchodziło wraz z kofeiną, która zaczęła krążyć we krwi.

Zimno... I nadchodząca zima też ostro się zapowiada. Do głowy przychodzą mi mgliste plany o nurkowaniu, które od dłuższego czasu błądzą po mojej głowie. Załączam przeglądarkę, wstukuję adres jednej z popularnych stron, zajmujących się sprzedażą tanich biletów lotniczych.

9 kwi 2014

Mapa z trasą

Na poczet pokazu/ów zdjęć i opowieści o tej podróży powstała mapa całej przebytej trasy. Wygląda to tak:

Całość:

15 mar 2014

Zdjęć jeszcze trochę :)

Po statystykach widzę, że ktoś tu jeszcze zagląda :)

Porządkuję zdjęcia z wyjazdu, umieściłam więc kilka albumów z ostatnich 2 tygodni. Pewnie opublikuję jeszcze z 3-4 albumy z Dziury Czaso-Przestrzennej, które udało mi się zachować, bo nie zdążyłam ich zgrać na skradzionego tableta...

Iquitos:

Dżungla amazońska: 

Wodospad Gocta:

Twierdza Kuelap:


P.S. A opcja objazdu po Ukrainie padła na 3 dni przed wyjazdem...
-------------------------------------

I jeszcze mały dodatek:

Nie tyle chodzi o samą piosenkę, czy też jej melodię, co bardziej o słowa - i samo video. Pokazuje ono to niezwykłe zróżnicowanie Ameryki Południowej, pokazuje, w jak różnych warunkach, strefach klimatycznych, miejscach ludzie żyją. Ale jednak wszystkich łączy jedno... :) Polecam!

A tu krótkie tłumaczenie samego refrenu:
"Nie możesz kupić wiatru
nie możesz kupić słońca,
nie możesz kupić deszczu,
nie możesz kupić gorąca,
nie możesz kupić chmur,
nie możesz kupić kolorów,
nie możesz kupić mojego szczęścia,
nie możesz kupić moich cierpień."

"Jestem Ameryką Łacińską,
nacją bez nóg, którymi chodzi..."


8 mar 2014

Adios Słońce! Adios Przygodo!...

Początkowo chciałam nazwać ten wpis "Czas wracać do rzeczywistości" - ale... to przecież właśnie jest moja rzeczywistość :) Bycie w ruchu, poszukiwanie nowych wyzwań, zabawa z adrenaliną - innej już nie potrafię sobie wyobrazić...

W ciągu ostatnich 3,5 miesięcy sporo udało mi się poznać, zobaczyć i doświadczyć. Moje nogi chodziły po gorących piaskach wybrzeży 2 oceanów, po wyspach, miastach o różnym charakterze, po wyższych i niższych górach, wilgotnej dżungli, palących pustyniach, stepie, solniskach, wulkanach; wspinały się po skałach, tonęły w śniegu, brodziły w błocie, przedzierały się przez krzaki (i nie tylko), moczyły się w gorących źródłach, kurzyły się na najróżniejsze kolory...

7 mar 2014

Huanchaco nad Pacyfikiem

Huanchaco położone jest tuż nad Pacyfikiem - tutejsze plaże uważane są za jedne z najpiękniejszych w Peru, a tutejsze fale za najlepsze do surfowania (odbywają się tu zresztą coroczne zawody świata w surfingu).

6 mar 2014

Chachapoyas

Z Iquitos do Tarapoto samolotem; nocleg; następnego dnia rano 9 godzin autobusem do Chachapoyas (czyt.czaczapojas).
Samo miasto nie ma nic ciekawego do zaoferowania, prócz ewentualnie kilku domów kolonialnych, ale jest miejscem wypadowym do licznych atrakcji turystycznych regionu.


WODOSPAD GOCTA

Największy wodospad w Peru, trzeci największy na świecie. 771 m wysokości. Na dojazd tam, 1,5 godz. spaceru w jedną stronę, obiad, powrót - poszedł cały dzień. Ale jakiegoś szczególnego wrażenia na mnie nie zrobił...


5 mar 2014

W dżungli amazońskiej

Miał to być dobry i mocny finał mojej podróży, a były to 4 najnudniejsze dni podczas całej mojej włóczęgi...
Wniosek, jaki wyciągnęłam z wycieczki: dżungla jest nudna. To znaczy - stateczna babcia z Wielkiej Brytanii byłaby zachwycona: dobre jedzenie, lodge w miarę w porządku, odgłosy dżungli wokół, trochę zwierząt, wygoda, komfort, wszystko pod kontrolą...
Nuda. (Nie obrażając oczywiście statecznej babci z Wielkiej Brytanii.)

Żeby nie było - parę nowych doświadczeń też zebrałam, kilka zwierząt zobaczyłam, nieco fotek mam. Ale... przygody to tu nie było i w większości czasu wynudziłam się paskudnie.
A oto i lodga, w której byłam zakwaterowana:


4 mar 2014

Iquitos

Iquitos - miasto dla zuchwałych!, jak mawia Cejrowski (którego tu zresztą wszędzie sporo...). Nie prowadzą tu żadne drogi lądowe, więc do miasta można dostać się albo statkiem albo samolotem. Do najbliższych większych miejscowości jest 800 km (do Pucallpa) i do Manaus w Brazylii (bagatela! - 1700 km).

2 mar 2014

Statkiem na Iquitos

Ta łódź to czyste szaleństwo... Statek wypchany po brzegi, hamak przy hamaku, a pomiędzy jeszcze z dwa inne hamaki. Pod tyłkiem przebiegają mi dzieci, co rusz mnie trącając, bo pod i za moim hamakiem postanowiły urządzić sobie plac zabaw. Po prawej stronie z hamaka wynurzają się czyjeś owłosione stopy. Po lewej starowinka Indianka z plemienia Shipibo co chwilę wyciąga wysoko szyję, bodząc mnie łokciem, i bacznie mi się przygląda. A nasze głowy dzieli zaledwie 30 cm...



28 lut 2014

Ceremonia Ayahuasca

Ayahuasca to znany mieszkańcom Amazonki napój, który wykorzystują szamani podczas swoich transów. Uzyskuje się go z liści i pędów dwóch roślin pnących. Aya w języku keczua oznacza zmarły lub gorzki, a huasca to odurzający napój - ayahuasca jest więc napojem umarłych.

Przygotowuje się go przez kilka godzin w ogromnych garach. Roślina gotowana jest tak długo, aż woda niemal wyparuje, a na spodzie pozostanie stężona zawiesina. W takim stężeniu jest ona niebezpieczna dla zdrowia, jej przedawkowanie prowadzi do śmierci, a na użytek ceremonii rozcieńcza się ją wodą.

23 lut 2014

Na peruwianskim koncu swiata...


Iquitos - miasto dla zuchwalych!, jak twierdzi Cejrowski. 
Dlaczego dla zuchwalych? Przede wszystkim trzeba by tu spojrzec na mape. Nie ma bardziej schowanego miasta w dzungli peruwianskiej niz Iquitos, dotrzec tu mozna wylacznie droga powietrzna lub wodna, przy czym najblizsze wieksze miejscowosci to Pucallpa oddalona o 800 km oraz Manaus (Brazylia), do ktorego jest jedynie 1700 km...

Tak mial zaczynac sie wpis o podrozy do Iquitos, ale zamiast pisac posta, cale popoludnie jezdzilam pomiedzy knajpami, a potem imprezami w miescie (przypominajac sobie kroki do samby, salsy, marengua   i rumby) wraz z wlascicielem agencji turystycznej (oraz jego przyjacielem), u ktorego wykupilam wyprawe do dzungli. 

Ale ze internet i tak tu kiepski, to moze i lepiej... :)

A coz w tej dzungli? W ciagu 4 dni bede lowic piranie, poszukiwac kajmanow i tarantuli podczas nocnej wyprawy, polowac na malpy, uczyc sie o leczniczych i trujacych roslinach, plywac indianskimi kanu, wypatrywac anakondy, plywac z delfinami, spedzac noc pod prowizorycznie skleconym szalasem oraz szkolic w survivalu (czyli np. zajadac robaki...).

Przygoda! Przygoda! :D

18 lut 2014

W stronę północnego Peru

Autobus z Cusco do Limy - 23 godziny.

W Limie zakwaterowałam się u brata (Peruwiańczyka) chłopaka koleżanki (Polki) dziewczyny z epilepsją, którą miałam na wycieczce... :) Część osób zna historię z Pauliną - cała ta wycieczka zresztą została nazwana "Zemstą hrabiego Draculi", bo 80% uczestników  zostało zdrowotnie poszkodowanych (nie wyłączając pilotki i kierowców...). W każdym razie można uznać, że w jakiś zawikłany sposób zakumplowałyśmy się z Pauliną w wyniku jej ataków. A gdy powiedziałam, że wybieram się do Peru, to zapytała, czy potrzebuję tu pomocy, bo jej koleżanki chłopak ma tu rodzinę.

17 lut 2014

Machu Picchu z adrenaliną

(Podtytuł: Igraszki z wodą pod postacią wszelaką)

[7-11.02.2014]

Życie już nigdy nie będzie takie samo... Do Polski bowiem wrócę z bardzo brzydkim uzależnieniem. Adrenalina. Im więcej próbujesz, tym więcej jej pragniesz... :)

Zdecydowanie powinnam się przekwalifikować i zacząć pracę ze sportami ekstremalnymi...


Część I: zjazd downhill

No, Droga Śmierci to to nie była, ale... :)

15 lut 2014

Ruin wokół Cusco ciąg dalszy

[05.02.2014]

Tipon - tym razem na własną rękę, transportem publicznym. Tego dnia planowałam zobaczyć jeszcze ruiny w Pikillacta, które są oddalone jedynie o kilkanaście kilometrów od Tipon, ale jakoś zapomniałam, że Inkowie wznosili swoje budowle na sporych wysokościach, w związku z czym trzeba tu było jeszcze nieźle drałować pod górę i nie wyrobiłam się czasowo.

Do ruin wiodła droga asfaltowa - ale ja przecież asfaltówką chodzić nie będę :P Mozolnie więc wdrapywałam się na górę aż do momentu, gdy zorientowałam się, że to nie jest właściwa góra... No, ale przecież nie będę wracać tą samą drogą, jakoś musi dać się tu zejść...
I tym sposobem przelazłam przez jakieś zepsute ogrodzenie i znalazłam się w... zoo :P Bez biletu tylnym wejściem! Miałam lekkiego stracha, że ktoś mnie tu zaraz zatrzyma, wezwie policję i oskarży o wtargnięcie... Chyba żadnego pracownika nie spotkałam po drodze do wyjścia/wejścia, tylko bileter coś mi się podejrzanie przyglądał :P

12 lut 2014

Święta Dolina Inków

Wbrew plotkom, jakobym miała z trekkingu na Machu Picchu już nie wrócić - jestem! Choć niewiele brakowało, a miałabym przynajmniej jeden dzień obsuwy z noclegiem na komisariacie policji (co nie oznacza, że w areszcie :P). Druga opcja zakładała powrót do Cusco helikopterem opłaconym przez chilijską ambasadę i wystąpienie w telewizji (również jako telewizyjny posłaniec). Ale ostatecznie wyszło jeszcze inaczej... Ale wszystko w swoim czasie :)
(Wiem, że to brzmi jak bajka, ale tutaj to przygoda znalazła mnie... I to wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewałam :)


7 lut 2014

Wyprawa na Machu Picchu

Ostatnie 3 dni spędziłam zwiedzając ruiny inkaskie i prekolumbijskie wokół Cusco. Wpisy w zasadzie są gotowe, ale walczę ze zdjęciami... Ten tablet sobie z nimi nie radzi, więc korzystam z hostelowego komputera, do którego trzeba sporo cierpliwości. Pojawią się zatem po moim powrocie z Machu Picchu.

A więc! Machu Picchu :)
Wariantów dostania się na Machu Picchu jest naprawdę sporo... Najpopularniejsza, najprostsza, najszybsza i najdroższa opcja to jeden dzień, pociągiem w dwie strony, jakieś 250 dolarów... Auć. Droga ponoć piękna i dech zapierająca. Ale gdzie tu przygoda?

Camino del Inka, dawny szlak inkaski, jest kolejną popularną możliwością znalezienia się na Machu Picchu, ale w lutym jest zamknięty.

5 lut 2014

W pępku świata

Cusco (3430 m n.p.m.) - miasto, które Inkowie uważali za pępek świata, co potwierdza również jego nazwa: "Qosqo" oznacza "centrum". Swego czasu było ponoć potężniejsze i bogatsze niż dawny Rzym. Kształt samego miasta przypominał pumę, motyw, który pojawia się na całym terenie dawnego imperium inkaskiego (m.in. Isla del Sol, Świątynia Słońca ma też ten zarys; Titicaca oznacza z kolei "puma z kamienia"). 

3 lut 2014

U podnozy Machu Picchu

Cusco powitalo mnie depresyjnym deszczem... Prognoza pogody zapowiada sie dosc jednostajnie: "lluvia debil, temp. 7". "Lluvia" to deszcz, nie wiem, co oznacza "debil", ale moge sie domyslac... A 7 stopni to przeciez w sam raz na moje sandalki :D

W 2 kolejnych miastach doprowadzilam sprzedawcow butow do czarnej rozpaczy :P W Polsce mialam spory problem z moja stopa (dluga i waska), a co dopiero tutaj... Ale sprzedawcy wybaczaja mi to, ze zasypuja sklep przynajmniej kilkunastoma parami butow, z ktorych zadna na mnie nie pasuje, gdy mowie, ze moje buty zostaly ukradzione, wskazujac tym samym na to, co dzieje sie za oknem/drzwiami/na zewnatrz/obok stoiska.

1 lut 2014

Ale podroz trwa dalej...

Uff... Utrata 14 GB zdjec nadal boli i zapewne nie przestanie. Ale pomalu wychodze z otepienia, zaczynam sensownie myslec i jako tako - dzialac. Niewykluczone, ze czekaja mnie spore zakupy, co tez niestety oznacza, ze pewne niesmiale pomysly, ktore od jakiegos czasu bladzily po mej glowie, zapewne do skutku nie dojda... 
Chociaz... :P

31 sty 2014

Wszystko, co dobre...

Od koczowania w Aplao minelo sporo czasu, a wraz z nim przygody w Dolinie Wulkanow, przejazdzka konno, szlajanie sie z kowbojem w poszukiwaniu drogi do wodospadow, 6 godzin na pace kamionety, wizyta w najwiekszym kanionie swiata, wesoly autobus z lokalsami, dotarcie na wybrzeze, wygrzanie w sloncu tylka (i lekkie przysmazenie tego i owego), przelot samolotem nad tajemniczymi liniami w Nasca, randka z Peruwianczykiem, nocleg w namiocie na pustyni, sandboarding, plywanie lodzia po oceanie, kapiel z pingwinami, zawitanie do zatoki z lwami morskimi, kolacja, ktora oburzylaby niejednego milosnika zwierzat domowych... oraz w koncu powrot w Andy.

30 sty 2014

W drodze na koniec świata - tajemnicze petroglify i ślady dinozaurów

Dałabym głowę, że gdzieś na którejś z licznych (i wszystkich dupnych, za przeproszeniem) map widziałam drogę z Huambo nad Colcą, przebijającą się przez pasmo górskie do Doliny Wulkanów. Sugerowanego powrotu do Arequipy i łapania stamtąd autobusu w ogóle nie brałam pod uwagę. Na moje pytania o możliwość dostania się przez góry odpowiadano różnie - nie da się, jest to niebezpieczne, potrwa to 3 dni, potrwa to 2 dni, drogi nie ma, droga jest, droga kiedyś była... Na pewno ryzykowałabym to przejście, gdybym choć miała dobrą mapę terenu, a nie coś na kształt ręcznie malowanych dróżek...

28 sty 2014

Kanion Colca - trekking w drugim najgłębszym kanionie świata

Arequipa słynie z tego, że nocami jest niebezpieczna - konkretne historie chodzą zwłaszcza w odniesieniu do taksówkarzy. Bardzo wielu ludzi ostrzegało nas tu właśnie przed nimi - często zdarza się, że wywożą turystów poza miasto, biją, obrabiają i pozostawiają na jakimś pustkowiu...

Nasz autobus do Mirador Cruz del Condor odjeżdżał o 01.30 w nocy. Taksówkę wezwała nam babcia, właścicielka hostelu, głupia baba, strasznie łasa na kasę, choć początkowo wydawała się całkiem sympatyczna (ale o tym jeszcze innym razem). Wsiadając do taksówki Agata miała pod ręką nóż, ja scyzoryk - przygotowane byłyśmy zatem na każdą przygodę :D Dlatego też z lekkim rozczarowaniem wysiadłyśmy z samochodu tuż pod dworcem autobusowym... Oj, dałybyśmy sobie radę, a facetowi na długo odechciałoby się rabować turystów :P

24 sty 2014

Świątynia falliczna i wieże grobowe

Wróciłam! W zasadzie żywa :) Niemalże cała! I prawie zdrowa! :D

Dwa najgłębsze kaniony świata, wulkany, kondory, gorące źródła, ostre zagięci peruwiańskiej czasoprzestrzeni, szkoła im. Jana Pawła II na końcu świata, jazda konno (moja pierwsza:), żłopanie piwska na skwerku z lokalsami, petroglify, ślady dinozaurów, pomyjówy (z nóżkami!), przedzieranie się przez pola i pastwiska z kowbojem, 6 godzin na pace kamionety, budowa na bieżąco dróg pod autobus (pora deszczowa...), spanie w namiocie pośrodku toalety wielkości boiska sportowego i moc innych atrakcji  - jednym słowem: słońce i przygoda! :D (Deszcze i śnieg też były...) 

Ale zanim do tego przejdę...

...dawno, dawno temu, 2 tygodnie wcześniej...

12 sty 2014

Pływające Wyspy Uro, rytualne Amantani i mężczyźni robiący na drutach

WYSPA AMANTANI, PÓŹNE POPOŁUDNIE

Minie zapewne kilka dni, zanim opublikuję tego posta. Nie szkodzi - nie liczy się czas, liczy się moment :)

Siedzę na najwyższej górze na wyspie Amantani - kilkadziesiąt metrów ode mnie, nieco powyżej znajduje się sanktuarium poświęcone Pachamamie. Jest późne popołudnie, niedługo będzie zachód słońca. Miejsce jest niezwykłe i to nie tylko dlatego, że ponownie związane z kulturą i wierzeniami inkaskimi. Nadal jest tu sporo miejsc rytualnych, które oczekują na swoje odkrycie. Na obu górach na wyspie znajdują się sanktuaria poświęcone Rodzicom Ziemi: Pachamamie i Pachatacie.

Tu siedzę :)


11 sty 2014

O Boliwii słów kilka

TRANSPORT

W Boliwii muszą być jedne z najtrwalszych samochodów, autobusów i wszelkich pojazdów na świecie... Na tych wertepach mało który samochód by wytrzymał. A jedynie 5% dróg jest tu wyasfaltowanych.
Kierowcy jeżdżą jak szaleni - ale to muszą być też jedni z najlepszych kierowców na świecie, bo mało który kierowca byłby w stanie jechać kilkanaście godzin na polnej drodze, tuż nad urwiskiem, mając świadomość tego, że każdy napotkany samochód, jadący z naprzeciwka, to niemalże przygoda, bo oboje się tutaj nie zmieszczą...

10 sty 2014

Chacaltaya (ok. 5450 m n.p.m.!) i Dolina Księżycowa

[05-06.01.2014]

Ożesz w mordę... Najpierw pojawiło się dziwne echo w uszach, powtarzające głucho dźwięk ocierającego się rękawa kurtki o tułów. Po kilku kolejnych, ciężkich krokach - mroczki przed oczami! Tysiące malutkich, wirujących gwiazdeczek albo świetlików! Ale jazda :D

Kolejne kilka kroków - oddech ciężki, delikatne kłucie w płucach, lekkie zawroty głowy...

Cóż - soroche. W końcu mnie dopadło. Zresztą trudno się dziwić, ostatnimi czasy skaczę, jak głupia po tych wysokościach, a ostatnie 3 dni spędziłam przecież niewiele ponad 2000 m n.pm., a teraz włażę na górę, która ma prawie 3 razy więcej...

9 sty 2014

Sorata

Copacabana, 01.01.2014, wieczór. Siedzę na parterze w hostelu - tylko tutaj mam zasięg wi-fi. Nadrabiam trochę bloga i cały czas zastanawiam się, co ze sobą zrobić następnego dnia...

W którymś momencie słyszę coś w rodzaju:
-Ale ja już zjadłam chipsy i głodna nie jestem. 

Cóż, jeśli nie wpadłybyśmy na siebie w La Paz, to zapewne nastąpiłoby to tutaj :) Agata z Moniką miały w planach 1-dniową wycieczkę na Isla del Sol następnego dnia, a potem zamierzały jechać do Cusco. Gdy się zakwaterowały, poszłyśmy na kolację i w końcu było więcej czasu, by porozmawiać.

7 sty 2014

Aventura en el Isla del Sol - Przygoda na Wyspie Słońca (bez słońca...)

Pisząc te słowa siedzę na plaży na Wyspie Słońca na Jeziorze Titicaca. Jest pochmurno, nieco chłodno, słońca brak. Ale i tak pięknie :)

Woda delikatnie uderza o brzeg, siedzę na uboczu, więc dochodzą mnie tylko przytłumione odgłosy rozmów, nawoływań. Kilkanaście metrów ode mnie buczy byk...

.

6 sty 2014

La Paz - stolica Boliwii

W samym La Paz i okolicy siedzę już chyba od dwóch tygodni... Tutaj naprawdę jest co robić :) 
Pisałam już o Muela del Diablo na przedmieściach (Zębach Diabła), o Tiwanaku (ruinach inkaskiego obserwatorium astrologicznego i centrum rytualnego) położonym ok. 70 km stąd, o Camino Takesi - starym inkaskim szlaku schodzącym z Kordyliery Królewskiej do "przedgórza" Yungas, Camino de la Muerte - Drodze Śmierci (wspominałam, że rocznie ginęło tu ponad sto osób?) - czas w końcu na samo miasto!

5 sty 2014

Komentarze + fotki (Uyuni, Camino Takesi)

Uświadomiono mi dziś, że nie każdy może komentarze na blogu umieszczać... Zmieniłam już to w ustawieniach - teraz wystarczy w wyborze profilu ustawić "Anonimowy". Tylko podpisujcie się :)
Dobrze wiedzieć, że te wypociny czytaja życzliwi mi ludzie ;)

Fotki!

4 sty 2014

Camino de la Muerte - Droga Śmierci (na rowerze w trampkach :D)


W związku z tym, że ortopeda zalecił jazdę na rowerze w ramach rehabilitacji moich rzepek, postanowiłam tym razem zastosować się do jego wytycznych. (To, że na Camino de la Muerte, Death Road, na Drodze Śmierci, głównie używa się rąk - do hamowania -  to już inna rzecz :P).

Dzień wcześniej jakoś niezbyt długo dałam się przekonywać. O tej drodze słyszałam już wcześniej, a gdy jeszcze teraz zobaczyłam rower i ekwipunek... :) Co prawda, przewodnik Bezdroży twierdzi, że droga ta jest przeznaczona wyłącznie dla profesjonalistów o żelaznych nerwach, ale w agencji turystycznej powiedziano mi, że nie trzeba być jakimś specjalistą w jeździe rowerem po górach, żeby tę trasę przejechać.
Agencja nazywała się No Fear Adventure :D

2 sty 2014

Camino Takesi - trekking prekolumbijskim szlakiem inkaskim

- Jedziesz sama? Ale tam zdarzają się ataki złych ludzi z pistoletami!
-......
Tak przywitał mnie kierowca kamionety, gdy powiedziałam, że chcę jechać do Ventilla i stamtąd iść Camino Takesi. W informacji turystycznej mówili, że bezpiecznie. W agencji turystycznej mówili, że bezpiecznie. No to kogo ja mam słuchać? Fakt - w moim przewodniku jak byk widnieje informacja, żeby absolutnie nie iść tym szlakiem samotnie, bo zdarzały się napady z bronią, ale mój przewodnik jest z 2009 roku, więc sporo informacji jest nieaktualnych... :P

W każdym razie - że tak powiem - za późno na jakiekolwiek rozważania. Jadę! :D