Uff... Utrata 14 GB zdjec nadal boli i zapewne nie przestanie. Ale pomalu wychodze z otepienia, zaczynam sensownie myslec i jako tako - dzialac. Niewykluczone, ze czekaja mnie spore zakupy, co tez niestety oznacza, ze pewne niesmiale pomysly, ktore od jakiegos czasu bladzily po mej glowie, zapewne do skutku nie dojda...
Chociaz... :P
Dzis zadzwonil do mnie Tata, ktory jest obecnie na wycieczce w Ameryce Poludniowej. Slyszac, co zaszlo, zapytal jedynie, czy posiadam wystarczajace finanse, zeby kupic nowy tablet... Chyba nie bardzo pomyslal, ze moglabym bloga zawiesic :) Kilkakrotnie powtorzyl tez, bym sie nie zalamywala - zeby to bylo jasne: o zalamywaniu sie nie ma mowy, bez przesady. Jest mi po prostu mocno przykro. Ale podroz trwa dalej. Pierwsze, co zrobilam po kradziezy, to poszlam zakupic ladowarke do telefonu, co by mnie obudzil nastepnego dnia o 5 rano, bym mogla ruszyc tam, gdzie zaplanowalam... Inna rzecz, ze otepienie skutecznie wyplenilo ze mnie radosc z widokow andyjskich, a dodajac do tego przemoczone sandaly... Wrocilam tego samego dnia.
Otepienie przeszlo w zlosc, a potem byl jeden moment, kiedy az sie w glos zasmialam - gdy odkrylam, ze moje slynne trampki tez zniknely :)) Nie wiem, czy to juz komedia czy jeszcze koszmar.
A brak butow najbardziej odbil sie na moim gardle (pora deszczowa). Problem mialam juz ze znalezieniem tenisowek w moim rozmiarze - takze obecne szukanie trekow ociera sie o niemozliwosc. A na zewnatrz (na dworze/na polu) leje srogo... I chyba najsensowniejsze bylyby kalosze :/
Jestem w drodze do Cusco, skad idzie szlak na Machu Picchu. Z miejscowosci, w ktorej teraz jestem, tez mialam isc na calkiem sympatyczny trekking. Ale bez butow nie da rady. Niesmialo licze, ze w Cusco bedzie latwiej cos znalezc.
Co do bloga... Generalnie zastanawiam sie, czy go przywrocic. Poczytnosc spadla, nawet Goral juz tu nie zaglada :P Ale moze warto dla tych kilku wytrwalych czytelnikow, ktorzy teraz pisza mi maile, by nie przerywac i - pisac, pisac :) Zobaczymy, co uda mi sie znalezc w Cusco.
Coz, tak czy inaczej od czasu do czasu pisac bede, co by rodzine uspokajac, ze jeszcze przygody i slonce mi w glowie :P
P.S. A szczescie cos sie mnie ostatnio nie trzyma. Wlasnie doczytalam, ze od lutego zamykaja Camino del Inca, prowadzace na Machu Picchu. A ja jutro nad rancem laduje w Cusco! 02 lutego!... Ja chce do mamy.....
Juz komedia czy jeszcze koszmar? :))
P.S. A szczescie cos sie mnie ostatnio nie trzyma. Wlasnie doczytalam, ze od lutego zamykaja Camino del Inca, prowadzace na Machu Picchu. A ja jutro nad rancem laduje w Cusco! 02 lutego!... Ja chce do mamy.....
Juz komedia czy jeszcze koszmar? :))
Marysia!
OdpowiedzUsuńProszę, pisz :)
Trzymaj się ciepło, nie daj się deszczom ;) przygody czekają :)
Pozdrawiam ;)
Dzieki! :) Pewnie zagladasz tu czesciej niz Krzysiek ;) :P
UsuńPozdrawiam!
Ależ prowokacja :P
UsuńPowodzenia!!!
Ja po prostu wiem, że nie przestaniesz pisać :P
ktora polowa tej pary teraz odpisala? :P
UsuńPozdrawiam oboje ;)
ta, która Cię lepiej zna ;)
Usuńja nie jestem anonimowa :P
to dopiero prowokacja! :P
Usuńpoprzedni komentarz był anonimowy :)
pisz pisz ;) niedawno odkryłem twojego bloga ;)
OdpowiedzUsuńJanki pozdrawiają ! :D
No to ladne rzeczy, skoro wiesci z Ameryki Poludniowej docieraja nawet do mojej rodzinnej wiochy :P Ktoz tam sledzi te wypociny? :)
UsuńA Mateusz z tej strony ;)
UsuńRyha! Ja też liczę na to, że jak tu będę zaglądać, to ciągle będę spotykać nową porcję humoru i przygód! ;-) Trzymaj się tam!
OdpowiedzUsuńS.
Dzieki Soniu! :) Oj, zazdroszcze Ci tego slonca w Hiszpanii...
UsuńKiedy z serca płyną słowa,
OdpowiedzUsuńUderzają z wielką mocą,
Krążą blisko wśród nas ot tak,
Dając chętnym szczere złoto.
I dlatego... pisz, pisz :)
Akurat!
Akurat nie zaglada? :P
UsuńJedni pustymi ulicami,
Usuńidą bez celu w ciemną noc,
A inni jadą taborami,
bo z tej wędrówki czerpią moc
Bo wędrowanie jest celem... :)
UsuńJa też śledzę i błagam o dalszy ciąg! Pisz!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z paskudnego, rozchlapanego, ciepłego Krakowa
Marta Ś.
To pogoda podobna, jak w Cusco :)
UsuńNo to współczuję. Choć wolałabym być w Cusco niż w Krakowie :D
UsuńMarta
Po tym co już przeszłaś, przejechałaś, nie przespałaś Ty nie dasz rady? - nie wierzę. Pisz, pisz są górale co czytają. Pozdrowienia z Beskidów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorali zatem! Sytuacja, mozna rzec, juz opanowana :)
UsuńA mama czeka.(I może się doczeka)
OdpowiedzUsuńOj, mamo... Jak sie chwilowo nasyce sloncem i przygodami, to wroce :) (na chwile :P)
UsuńO Siostro!
OdpowiedzUsuńNie daj się, nie wyobrażam sobie, żebyś nie dawała znaku życia przez jeszcze dobry miesiąc, bo zaniechasz pisania bloga.
Czytanie Twoich przygód, to jedna z przyjemniejszych rzeczy w ciągu dnia. A w tym paskudnym Poznaniu ostatnio brakuje pozytywnych aspektów ;)
M.
Też się nie daj! We wszystkim znajdziesz pozytywy - nawet, jeśli dzieje się źle, to zawsze jest to pewne doświadczenie. I w pewien - dość perfidny - sposób Cię to wzmacnia... Nie poddawaj się i trzym się dzielnie! ;)
UsuńŚciskam mocno!
Hej, nadrabiamy zaleglosci w czytaniu, bo wczesniej.. chinski internet .. eh.. blokowal tego bloga. Materialne duperele nie wazne, licza sie wspomnienia, dobrze ze czesc zdjec uratowala sie na tej stronce. Inkaolo
OdpowiedzUsuń