12 lut 2014

Święta Dolina Inków

Wbrew plotkom, jakobym miała z trekkingu na Machu Picchu już nie wrócić - jestem! Choć niewiele brakowało, a miałabym przynajmniej jeden dzień obsuwy z noclegiem na komisariacie policji (co nie oznacza, że w areszcie :P). Druga opcja zakładała powrót do Cusco helikopterem opłaconym przez chilijską ambasadę i wystąpienie w telewizji (również jako telewizyjny posłaniec). Ale ostatecznie wyszło jeszcze inaczej... Ale wszystko w swoim czasie :)
(Wiem, że to brzmi jak bajka, ale tutaj to przygoda znalazła mnie... I to wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewałam :)




VALLE SAGRADA - ŚWIĘTA DOLINA INKÓW
[04.02.2014]

Oj, tak - ta wycieczka zdecydowanie była warta poświęcenia całego dnia. Z racji tego, że korzystając z transportu publiczego całość wyszłaby drożej, skorzystałam z wycieczki z biura podróży, gdzie za transport i przewodnika zapłaciłam jedynie 25 soli.
Poza tym przewodnik po tych miejscach był świetną opcją, bo sporo mógł wyjaśnić, opowiedzieć i pokazać to, na co sama nie zwróciłabym uwagi. (Choć nasz Carlos błędów metodologicznych robił naprawdę sporo...)

W sumie... Jak tylko wziął mikrofon do ręki w autobusie, to aż na chwilę zatęskniłam za moją pracą :) Miałam ochotę wziąć mu ten mikrofon i z uroczym (jak zawsze :P) uśmiechem zacząć: "Witam państwa serdecznie! Mam na imię Marysia i będę państwu towarzyszyć w ciągu dziesięciu kolejnych dni. Czeka nas moc przygód i atrakcji! A w tym: popsuta klimatyzacja w autokarze, problemy w miejscu zakwaterowania, beznadziejne śniadania na Ukrainie, problemowi celnicy, upierdliwi turyści (bez obrazy, panie Jurku, nie wszyscy są tacy :), kiepska rumuńska obsługa, rozdzielanie grupy na kilka hoteli, może nawet kogoś potrąci samochód albo ktoś zostanie okradziony? Albo wśród państwa znajdzie się epileptyk lub też obleśny typ, nagabujący samotne turystki, chodząc do nich w samym ręczniku o 4 nad ranem? A może kogoś trzeba będzie z autokaru wyrzucić? Czemuż by także znowu jakaś babcia nie trafiła do szpitala z przetrąconym ramieniem na nastawianie?... Ach! I ukraińska policja!! Witam państwa na niezapomnianej wycieczce z pilotką Marysią!"...
Szybko przeszła mi tęsknota za pracą...

Wracając do Valle Sagrada... :)
Pierwszy przystanek - targ w małej miejscowości po drodze... Ciekawe, jaką prowizję koleś z tych zakupów zbiera. Ale kolorowo i kilka ładnych zdjęć można było zrobić :)



Pierwsze odwiedzone miejsce z ruinami to Pisaq. Świetnie położona twierdza, wysoko na zboczach góry, z bardzo dobrze zachowanymi tarasami, stanowiła część całego miasta ze świątyniami, pałacami, magazynami.




 Tutaj też na stoku góry widoczne są wykute otwory, które stanowiły cmentarz.



Do dziś nie do końca jest wyjaśnione, dlaczego Inkowie budowali tarasy, które pojawiają się na terenie całego dawnego imperium. Oczywiście jest tu cała masa teorii i wyjaśnień. Jedna z nich mówi o tym, że tarasowy sposób budowy miast chronił budowle przed skutkami trzęsień ziemi - poprzez zmniejszanie się powierzchni kolejnych tarasów, przez co uzyskiwano mniej więcej kształt piramidy, trzęsienie było mniej odczuwalne w wyższych partiach.
Kolejna teoria dowodzi tego, że na tych tarasach (które zresztą do dziś doskonale nadają się pod uprawę) robiono swego rodzaju eksperymenty. Takie wnioski wyciągnięto m.in. z tego, że na każdym tarasie jest inna temperatura: im niżej, tym cieplej, dzięki czemu można było np. sprawdzić jak dana uprawa będzie wzrastać w różnych temperaturach, a potem przenieść ją na inne tereny.
Poza tym Inkowie byli geniuszami w dziedzinie hydrologii, a tarasowe rozmieszczenie upraw umożliwiało im jednakowe nawadnianie, tudzież uchronienie przed zbytnim deszczem.

Już tutaj okazałam się być niesfornym turystą, bo kolejnym punktem miał być targ w nowym mieście Pisaq, a mnie zakupy nie bardzo były w głowie. W związu z tym chciałam przejść się pieszo z ruin ścieżką, która prowadziła do miasta (ok. 1 godz.) i tam dołączyć do grupy. Carlos zmarszczył brwi i stwierdził, że to niemożliwe, bo oni czekać na mnie nie będą, blablabla... To ja mu mówię, żem szybka, zejdę w 40 minut i jeszcze będę tam zanim grupa dojedzie busem. Uparciuch mówi, że nie i kończy dyskusję. Fus.

A więc z dawnego Pisaq przejechaliśmy na dół, na kolejny market, gdzie odwiedziliśmy miejsce, w którym wyrabia się biżuterię ze srebra. Tutaj właściciel opowiedział o całym procesie jej wytwarzania, wytłumaczył, jak rozpoznać prawdziwe srebro od sztucznego i zachęcał do zakupów...

Następnym przystankiem była Urubamba, gdzie był czas przeznaczony na lunch. Tutaj znowu nie byłam grzeczną turystką, bo nic przewodnikowi nie mówiąc, uciekłam z restauracji, gdzie była cała grupa, płacąca za swój obiad 25 soli od głowy, i poszłam do pobliskiej knajpy, gdzie dostałam 2-daniowy obiad za 5 soli. Pomyjówa była nawet smaczna :)

Kolejne miejsce - Ollantaytamba.



Miasto Ollanta, które znajduje się tuż u stóp góry z ruinami w czasach Inków było istotnym miejscem religijnym, militarnym i rolniczym. Uważa się je zresztą za najstarsze zamieszkane miasto Ameryki Południowej.

Twierdza jest absolutnie rewelacyjnym miejscem: piękne położenie, świetnie zachowane tarasy, ruiny świątyni Słońca z wykutymi w skale trzema krzyżami andyjskimi (największy związany z przesileniem letnim, najmniejszy z przesileniem zimowym, pośredni z wiosną i jesienią; te wielkości związane są z długością dni w danej porze roku).



Jest tutaj sporo astronomicznych ciekawostek, np. wschodzące słońce w zależności od pory roku wychodzi zza którejś z kilku gór wokół i oświetla wtedy dany krzyż.

Twierdza została wybudowana w połowie XV w. i stanowiła doskonały punkt obserwacyjny całej doliny Urubamby i chroniła dojścia do Cusco. Była także ważnym miejscem religijnym, ponieważ tutaj chowano serca zmarłych władców, podczas gdy ich zmumifikowane ciała składane były w świątyni Słońca w Cusco.

Na jednej z gór w skale wykuta jest też postać mężczyzny, która z porównaniem z dzisiejszym widokiem dawniej wyglądała tak:



I fotka dla tych, co tęsknią za wiosną :P



Droga do kolejnych ruin prowadziła piękną doliną Urubamby (która płyie również pod Machu Picchu), a potem pięła się w górę, ukazując widoki na okoliczne 5-tysięczniki.



Do tego pokazała się tęcza! A nawet dwie! Trzeba tu dodać, że tęczowa flaga jest flagą Cusco i dawną flagą Inków (nie tylko więc homoseksualistów...). Ponoć Inkowie potrafili przepowiedzieć pogodę z tęczy - gdy pojawiały się dwie, oznaczało to, że przyszły rok będzie piękny i szczęśliwy. (Fotka z odbiciem aparatu, niestety...)



Ostatnim odwiedzonym przez nas miejscem było Chinchero z pięknym kościołem postawionym na ruinach kolejnej świątyni Słońca (niezwykłe malowidła i freski wewnątrz, także szkoła cuscuańska) oraz pozostałościami wioski inkaskiej.


Poniżej kościoła znajdują się ruiny, które najprawdopodobniej stanowiły pałac Tupaca Yupanki, jednego z istotniejszych władców inkaskich.

Tutaj zastał nas zmrok, dając wcześniej piękny zachód słońca:




Po czym wróciliśmy do Cusco...


4 komentarze:

  1. czy ten wyrzeźbiony pan w skale jest w garniturze? praca w roli przewodnika brzmi kusząco, i ten kolo w ręczniku! inka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no, ciut to wyglada na garnitur :)

      a kolo w reczniku sporo mi krwi napsul... (mialam go dwukrotnie na wycieczce!)

      Usuń
  2. Wspomniana tęcza to zjawisko halo - tu wyraźnie widoczne dwa słońca poboczne po obu stronach Słońca :))
    Pozdrawiam słonecznie :D
    Pogodynka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo dziekuje za wyjasnienia... :))

      jak widac - nauka o sloncu pobocznym chyba w las poszla :P

      Usuń