6 sty 2014

La Paz - stolica Boliwii

W samym La Paz i okolicy siedzę już chyba od dwóch tygodni... Tutaj naprawdę jest co robić :) 
Pisałam już o Muela del Diablo na przedmieściach (Zębach Diabła), o Tiwanaku (ruinach inkaskiego obserwatorium astrologicznego i centrum rytualnego) położonym ok. 70 km stąd, o Camino Takesi - starym inkaskim szlaku schodzącym z Kordyliery Królewskiej do "przedgórza" Yungas, Camino de la Muerte - Drodze Śmierci (wspominałam, że rocznie ginęło tu ponad sto osób?) - czas w końcu na samo miasto!


Formalnie stolicą Boliwii jest Sucre, jednak to La Paz uważane jest za najważniejsze miasto w kraju, będące jednocześnie centrum politycznym, kulturowym, ekonomicznym i gospodarczym. Jest tym samym najwyżej położoną stolicą na świecie, 3600-4100 m n.p.m. - a położenie ma absolutnie fantastyczne, gdyż rozciąga się na licznych wzgórzach i górach, a centrum położone jest w głębokiej dolinie.



Miasto liczy sobie ponad 2 miliony mieszkańców. Średnia temperatura to 18 stopni, a latem bywają tu liczne ulewne deszcze, co sama dość dogłębnie odczułam - do gatek :) (przypominam, że w Boliwii mamy obecnie lato).
Powyższe zdjęcia zostały zrobione z pagórka Kili-Kili, punktu widokowego, gdzie w pogodne dni (czyli głównie zimowe) można zaobserwować szczyt Illimani (6439 m n.p.m.), który majestatycznie wznosi się nad La Paz... Ech, może następnym razem.

La Paz oznacza "pokój" - nazwa ta została nadana miastu na cześć pokoju zawartego między Diego de Almagro, Hiszpanem, który w 1535 r. podbił tę część inkaskiego królestwa, a Fransisco Pizarro, który podbił jego peruwiańską część (początkowo nazwa brzmiała: La Ciudad de Nuestra Senora de La Paz - Miato Matki Boskiej Pokoju).
Co doprowadziło do tego, że miasto to, położone na raczej niekorzystnej wysokości, zdobyło sobie rangę najważniejszego w kraju? Ano lokalizacja w dobrym punkcie komunikacyjnym, na skrzyżowaniu szlaku, którym szło srebro z Potosi do Peru oraz drogi kokainowej z Yungas...

Miejsc do zobaczenia jest tu sporo. M.in. słynna, urocza uliczka Jaen:

  
Bazylika de San Fransisco:


Sporo różnych muzeów, z których większość zamknięta była przez przerwę świąteczną, niektóre nawet do 06.01...
Mnie udało się odwiedzić jedynie Muzeum Etnograficzne i Folklorystyczne - czyli to, co najbardziej znajduje się w kręgu moich zainteresowań :)

W La Paz znajduje się także jedno z najbardziej niezwykłych więzień na świecie. Więzienie San Pedro to istne miasto w mieście - nie ma tu podziału na cel, jest to po prostu duża, zamknięta część ulicy, podzielona na mniejsze "dzielnice", z własnymi knajpami, sklepikami, z własnymi prawami (ustanawianymi przez tych, którzy mają najwięcej pieniędzy)... Strażnicy znajdują się tylko przy wejściu. Początkowo miało to być wyłącznie więzienie męskie, ale obecnie skazani żyją tutaj z własnymi rodzinami. Największa ich część to skazani za przestępstwa narkotykowe. Ponoć najszybciej odsiadka kończy się gwałcicielom kobiet - drugiego dnia po przekroczeniu progu więzienia zostają znalezieni martwi na podwórku z licznymi ranami od pchnięcia nożem...

Główna ulica turystyczna to ul. Sagarnaga, gdzie znajduje się masa stoisk z wyrobami z alpaki, biżuterią itp.itd., knajp, restauracji, tutaj też mieści się większość biur turystycznych, trekkingowych, rowerowych...


Ale najciekawsza czy też najbardziej wzbudzająca grozę czy nawet obrzydzeenie jest Calle Linares, "czarodziejska uliczka", gdzie Indianki-starowinki polecają różnorakie mikstury, talizmany, przedmioty na wszelkiego rodzaju dolegliwości cielesne i duchowe...



Jest tu też sporo tętniących życiem placów targowych, gdzie można dostać dosłownie wszystko. Część z nich rozsiana jest po stromych uliczkach - wtedy każda uliczka ma swoją własną branżę: buty (osobno sportowe, osobno eleganckie), ciuchy dla pań, ciuchy dla panów, słodycze, kwiaty, warzywa, owoce, kapelusze, chemia, kiecki...


Co do kiecek - Indianki nadal ubierają się w tradycyjny sposób, tzn. przede wszystkim szeroka spódnica z licznymi warstwami pod spodem (co sprawia, że biodra wydają się być olbrzymie...), bluzeczka/sweterek, na to duża, szeroka chusta, często z frendzlami, i melonik lub kapelusz słomiany. Głupio mi było robić perfidnie im zdjęcia na ulicy, ale gdy któregoś dnia szwędałam się bez konkretnego celu, trafiłam (to było tuż przed świętami) na wielką imprezę wyprawianą na stadionie chyba głównie dla dzieciaków indiańskich. Wszyscy chłopcy, bez względu na wiek, otrzymali identyczne koparki, a wszystkie dziewczynki - identyczne lalki. Przy okazji tych tłumów, które potem ustawiły się w kolejce po darmowy posiłek, napstrykałam sporo kolorowych zdjęć, znajdując bardzo dobry punkt na moście nad drogą :)




Co działo się przez ten cały czas w La Paz? Prócz szwendania się tu i ówdzie, próbowania różnorakich smakołyków, ciągłych wyjazdów poza miasto i powrotów - to w zasadzie niewiele...

W hostelu poznałam kilkoro ciekawych ludzi. Ale największą niespodziankę, to miałam 30.01 :)
Rano musiałam iść do Biura Imigracyjnego, bo wiza kończyła mi się następnego dnia. Bardzo było mi to nie po drodze, bo tego dnia miałam już być w drodze na Huayna Potosi (6-tysięcznik) po to, by na samym szczycie znaleźć się w nocy 31.12.2013/01.01.2014...
Cóż, skoro ta opcja odpadła, to zdecydowałam się na drugą - Wyspa Słońca na Jeziorze Titicaca :)

Z wbitą pieczątką w paszporcie, zezwalającą na pobyt 90-dniowy w Boliwii, wróciłam do hostelu i zaczęłam dość pospieszne pakowanie. Z rekonesansu wśród ludzi wynikało, że wszyscy mochilleras (backpakowcy, plecakowcy) na Sylwestra kierują się albo do Cusco albo do Copacabany nad J. Titicaca czy na Isla del Sol. Im wcześniej zatem tam zajadę, tym większa szansa na znalezienie zakwaterowania...

Więc szybko się pakuję, aż nagle... Nie... Musiałam się przesłyszeć. Zamarłam nasłuchując... Ależ tak! Język polski! :) Wyleciałam z pokoju i natrafiłam na Agatę. Od słowa do słowa o podróży, kto skąd i dokąd...
- Słuchaj, Agata, bo ja przed wyjazdem pisałam maile z jakimiś dwoma dziewczynami odnośnie podróży do Ameryki Południowej, jedna z dziewczyn szukała towarzystwa... 

I cóż się okazało? Taa... właśnie na te dziewczyny natrafiłam :) I kto mi powie, że światem nie rządzi przypadek? :P

Rzeczywiście przed wyjazdem przeszukiwałam kilka forum, myśląc, że może znajdę jakiegoś/ąś towarzysza/kę podróży, wymieniłyśmy z Agatą kilka maili, była opcja, że może pojedziemy razem, ale ja się w końcu zdecydowałam jechać sama, bo początek ichniejszej trasy był mi nie po drodze, a wówczas nie miałam jeszcze żadnych planów, więc skończyło się na tym, że może gdzieś się spotkamy.
I się spotkałyśmy :)

Nie miałam za bardzo czasu dłużej rozmawiać, bo jak najwcześniej chciałam dostać się do Copacabany, ale miałyśmy zostać w kontakcie i być może wybrać się razem na Camino del Choro, 3-dniowy trekking w Kordylierze Królewskiej.

I pomyśleć, że gdyby nie wiza (czy też jej brak), to byśmy na siebie nie natrafiły. I że też  w całym, ogromnym La Paz, dziewczyny trafiły akurat na hostel, w którym ja też nocowałam :) 

Ale! Droga wiedzie mnie dalej do Copacabany, a tam... :)

Fotki z La Paz:
https://plus.google.com/u/0/photos/114482896135643526362/albums/5965236240405229729?authkey=CJ_0jPGRyZWCxAE

4 komentarze:

  1. te zdjęcia z tymi kobietkami w chustach są świetne! - gratuluje widoku tak rewelacyjnej kolorystyki i ...wystających lalek z torby i Coca Coli ;]] pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama ciągle nie mogę się nasycić tym widokiem :)

      Usuń
  2. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń