Iquitos - miasto dla zuchwałych!, jak mawia Cejrowski
(którego tu zresztą wszędzie sporo...). Nie prowadzą tu żadne drogi lądowe,
więc do miasta można dostać się albo statkiem albo samolotem. Do najbliższych
większych miejscowości jest 800 km (do Pucallpa) i do Manaus w Brazylii
(bagatela! - 1700 km).
Miasto zostało założone przez jezuitów w XVII w. jako jedna
z ich misji. Główny jego rozkwit przypada na czasy boomu kauczukowego - z tego
okresu pochodzi m.in. tzw. żelazny dom położony na głównym placu, a
zaprojektowany przez niejakiego Gustava Eiffel'a na wystawę światową w Paryżu w
1897 r.:
Jest tutaj sporo ciekawych domów kolonialnych, pokrytych
charakterystycznymi dla Iquitos płytkami z motywami geometrycznymi i
roślinnymi.
Jedną z atrakcji miasta jest targowisko Belen, na którym
można znaleźć niemalże wszystko, m.in. wypatroszone żółwie, czerwie, zioła
lecznicze, ryby z Amazonki i różne inne dziwaczne przysmaki.
Zaraz za rynkiem znajduje się dzielnica Belen, zastawiona
palafitami (domami na palach). W czasie pory deszczowej dzielnica zamienia się
w amazońską Wenecję, a do domów można dopłynąć jedynie łodziami.
Ze statku zeszłam o świcie ok. godz. 6 rano. Zaczepił mnie
sympatyczny taksówkarz motocarro (tuk-tuka). Jak mnie powitał, gdy dowiedział
się, że jestem z Polski?
- Dzień dobry! Jak się masz! Witamy w Iquitos!
Z zabawnym akcentem - ale po polsku! :) Okazało się, że
mimo, iż generalnie do Peru nie przyjeżdża zbyt wielu Polaków - to jednak sporo
z nich pojawia się w Iquitos. Oczywiście z Wojciechem Cejrowskim na czele.
Wielu ludzi potrafi choćby kilka słów powiedzieć po polsku, wielu zna też
Cejrowskiego.
Zakwaterowałam się (podobno właściciel hostelu jest
przyjacielem Cejrowskiego), wzięłam porządny prysznic :D Wyszorowałam zęby :D I
prawie poczułam się jak człowiek... Ale gdy jeszcze do tego zrobiłam sobie kawę
z mlekiem - to poczułam się jak pan i władca świata :P
Kilka kolejnych godzin spędziłam na odwiedzeniu biura 3
linii lotniczych w poszukiwaniu biletu do Tarapoto (na powrót statkiem już nie miałam czasu) i kilku agencji
turystycznych - do dżugli raczej nie zamierzałam się sama wybrać, to nie góry,
nie mój teren.
Natrafiłam także na przewodnika, który towarzyszy Cejrowskiemu
(tak, znowu Cejrowski), gdy ten przybywa do Iquitos i zdąża do dżungli. Miał
naprawdę ciekawy program wyprawy, nie dla tych, co chcą odpocząć, ale dla tych,
co faktycznie chcą poczuć, co to dżungla - całe dnie wypełnione od godz. 5 do
godz. 21. Jedynym mankamentem było to, że planował wyprawę w teren, który
znajduje się ok. 60 km od Iquitos, a jak zdążyłam się wcześniej dowiedzieć,
jest to dżungla wtórna. A mnie się chciało do dżungli pierwotnej...
Koniec końców wybrałam agencję, której właścicielem jest
Walter. Przekonały mnie świetne komentarze w jego książce wpisów. Nie do końca
były one jednak wiarygodne dla włóczęgi żądnego przygód... Ale o tym
przekonałam się po fakcie :)
W każdym razie jakoś tak się rozgadaliśmy, że Walter
zaprosił mnie na piwo, które później przemieniło się w krążenie po różnych
knajpach i imprezach - bardzo fajne popołudnie i wieczór :) W ogóle bardzo
dobrze czułam się w Iquitos. Było tu na tyle wielu białych, że mój widok nie
stanowił atrakcji, którą można wygwizdać czy wycmokać. Poza tym ludzie tutaj są
niesamowicie otwarci i przyjaźni - już po kilku godzinach spacerując po centrum
byłam pozdrawiana kilka razy przez nowych znajomych.
Na imprezach, które odbywały się z dala od centrum i turyści
nie mieli szans, by tu dotrzeć, owszem - ludzie byli mnie ciekawi, ale
traktowali jak swojego. Tylko ja się trochę głupio czułam przy wszystkich wystrojonych
i wymalowanych pannach i kobietach, w moich krótkich spodniach, trekkingowej
bluzce i przepoconej twarzy...
Więc Iquitos fajny, ale... Nie brałam do dżungli całego bagażu,
duży plecak zostawiłam na przechowanie w hostelu. "Jest tu bezpieczny",
zapewniono mnie. A po powrocie okazało się, że zginęły z plecaka pieniądze, 100
soli i 50 dolarów. Dlaczego zostawiłam w plecaku pieniądze? Bardzo duża suma to
nie była, a sądziłam, że tu będą bezpieczniejsze.
Tym razem nie obyło się bez policji, chłopak z obsługi oraz
jego kumpel, który bez przyczyny pojawiał się wczesnym rańcem w hostelu,
zostali zabrani na komisariat. Nie przyznali się, ale wszystko wskazywało na
nich. Chłopak został zwolniony z pracy. Właściciel hostelu zwrócił mi 100 soli, a co do
reszty, to stwierdził, że on nie ma pewności, że ja nie kłamię i miałam te
pieniądze... Sam mi tego nie powiedział, nie usłyszałam nawet
"przepraszam". Wysłużył się Garry'm, przewodnikiem z dżungli, któremu
zresztą tydzień wcześniej ukradziono w tym hostelu i-pod.
Garry podróżował sporo, świetnie mówi po angielsku, był też
w Europie. Dość się zaprzyjaźniliśmy. Oprowadził mnie nieco po mieście, m.in.
po Belen - pływających slamsach, które w czasie pory deszczowej są zalewane.
Pojechaliśmy też jego motorem do małego portu, gdzie był piękny widok na
Amazonkę. Rewelacyjnie nam się rozmawiało - również o byciu przewodnikiem, o
zachowaniach turystów i generalnie o sztuce pracy w turystyce. Oj, byłaby z nas
dobrana para :) Dwóch przewodników - jeden z gór, drugi z dżungli :P Gdyby jeszcze tylko był wyższy... Bardzo żałował, że miałam wylot tego dnia, bo
niejedno mógłby mi w dżungli i okolicy pokazać.
- Otro dia! - jak tu mawiają. - Następnym razem! :)
Mimo kradzieży, wspomnienia z Iquitos mam bardzo dobre i
myślę, że jeszcze tu wrócę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz