30 sty 2014

W drodze na koniec świata - tajemnicze petroglify i ślady dinozaurów

Dałabym głowę, że gdzieś na którejś z licznych (i wszystkich dupnych, za przeproszeniem) map widziałam drogę z Huambo nad Colcą, przebijającą się przez pasmo górskie do Doliny Wulkanów. Sugerowanego powrotu do Arequipy i łapania stamtąd autobusu w ogóle nie brałam pod uwagę. Na moje pytania o możliwość dostania się przez góry odpowiadano różnie - nie da się, jest to niebezpieczne, potrwa to 3 dni, potrwa to 2 dni, drogi nie ma, droga jest, droga kiedyś była... Na pewno ryzykowałabym to przejście, gdybym choć miała dobrą mapę terenu, a nie coś na kształt ręcznie malowanych dróżek...


Drążąc temat w informacji turystycznej w Cabanaconde, podsuwałam mojej rozmówczyni różne sposoby dostania się do Valle de los Volcanes. Koniec końców uznała, że z Huambo nie ma drogi i przyznała mi rację, że w takim razie najlepszą opcją będzie dojazd do Pedregal, miejscowości na drodze panamerykańskiej w stronę Limy i łapanie stamtąd autobusu dalej.
Autobus z Cabanaconde do Pedregal jeździ raz albo dwa w tygodniu - nam się akurat udało na niego trafić. O której wyjazd? No, tu kolejne zakrzywienie czasu: rozbieżności były od godz. 4.00 do godz. 7.30. Przecież nie będziemy koczować od takiego rańca... W końcu udało nam się dorwać kierowcę, który ogłosił odjazd o 5.30 rano.

Droga pozostawiała sporo do życzenia, wytrzęsło nas niesamowicie (w Pedregal byliśmy dopiero ok. 13.30...), ale za to widoki przez większą część drogi były naprawdę niesamowite....



Po drodze stanęliśmy w Huambo, skąd miała niby iść ta droga przez góry, którą na jakiejś mapce dojrzałam,  ale nie mając pewnej informacji, nierozsądne było się tam pchać... Mój Boże, skąd też u mnie tyle rozsądku :P
A w Huambo natrafiłyśmy na to:



Szkoła im. Jana Pawła II. Przypomniałam sobie, że faktycznie wspominał o tym p. Jerzy Majcherczyk podczas swojej prelekcji odnośnie Kanionu Colca. Twierdził, że takie imię nadano szkole w ramach wdzięczności za to, co Polacy uczynili dla tego terenu... Ponoć p. Jerzy jest mocno zaangażowany w walkę przeciwko wydobywaniu złota, co oczywiście przyczyniłoby się do degradacji kanionu.

Od Huambo siedzialyśmy z Agatą osobno (każda przy oknie), więc dosiadła się do mnie jakaś kobiecina. Chwilkę porozmawiałyśmy i zapytałam ją o tę drogę z Huambo na drugą stronę do Doliny Wulkanów. No, jest... Samochód nie przejedzie, ale przejść się da. Ile czasu? Na drugą stronę Kanionu do pierwszej wioski - 2 godziny... Aaaaa!!! Myślałam, że oknem wyskoczę. Trudno. Jedziem dalej do Pedregal. Tranquilo, tranquilo...

A po drodze kolejne atrakcje. Już wcześniej w którymś autobusie podróżował szczeniak w kartonie i mruczał całą drogę, później były jeszcze kurczaki, kury, kot. A tym razem:



Tak! Owce zostały wpakowane do luku bagażowego. Tuż obok naszych plecaków. Claro, porque no! :)

Ostatni fragment drogi był istnym koszmarem... A w Pedregal złapałyśmy kolejnego busa do Corire.

Powitała nas uśmiechnięta krewetka - tutejszy główny przysmak.



Poszłyśmy na obiad (a w zasadzie na kolację, bo godz. 16.00 to za późno na obiad, ale wydawali już kolację), skusiła nas cena 6 soli. Pierwsze danie: pomyjówa... Tym razem nawet przyprawy nie pomogły...

Rano przeszłyśmy się do położonego kilka kilometrów od miasta Toro Muerto - miejsca, gdzie znajdują się petroglify, rysunki skalne, wykonane jeszcze za czasów przedinkaskich. Na kamienno-pustynnym terenie o wielkości ok. 4 km x 250-400 m podziwiać można ok 6000 takich rysunków wyrytych na skałach. Nie do końca wiadomo, czy miały one służyć celom rytualnym, religijnym czy raczej być zapisem, swego rodzaju książką. Obliczono, że najstarsze pochodzą jeszcze z 600-1200 r. n.e. i zostały wykonane przez lud Wari. Petroglify przedstawiają ludzi, zwierzęta, figury i wzory geometryczne, roślinne i abstrakcyjne. Sporo rysunków pokazuje tańce plemienne, takich wariatów :)


A to kotek z Krainy Czarow (tej od Alicji):


  
Niewykluczone też, że przedstawieni są tu szamani, którzy wykonują rytualne tańce, odstraszające demony chorób. Przypuszcza się, że towarzyszące im czasem przebrania lub postaci węża i jaguara mogą być związane  z kultem tych zwierząt w dolinie Majes, w której połoźony jest teren z petroglifami.
Toro Muerto jest najbardziej obszernym zbiorem petroglifów w całym Peru i zostało zaliczone jako Dziedzictwo Kulturowe Ludzkości.

Po południu zajrzałyśmy jeszcze w gardziel dinozaura:



...i z niezbyt wielkim zachwytem obejrzałyśmy ślady dinozaurów:



Przewodnik twierdzi, że ślady z 3-4 palcami odbitymi w nabrzeżnym skamieniałym błocie "wywierają spore wrażenie"...

Okazało się, że woda wyciekła w moim plecaku, w związku z czym na ulicy odbyło się potem wielkie suszenie. Dojrzało nas dwóch panów, którzy podjechali tuk-tukiem i koniecznie chcieli się z nami zaprzyjaźnić. Byli dość napruci, nieco natarczywi, Agata mocno się wkurzała, a ja miałam ubaw :P W końcu siłą niemalże ich wyrzuciła z naszego suszącego się grajdołka. W pewnym momencie myślałam, że autentycznie ich pobije! Potem przyznała, że już dawno nie miała tak dużej ochoty kogoś sprać :) I jak tu nie czuć się bezpiecznie w takim towarzystwie? :P

A  od późnego popołudnia koczowałyśmy w Aplao na autobus do Andagua, w którym niekoniecznie mogłyśmy znaleźć miejsce dla siebie, bo autobus jechał z Arequipy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz