24 sty 2014

Świątynia falliczna i wieże grobowe

Wróciłam! W zasadzie żywa :) Niemalże cała! I prawie zdrowa! :D

Dwa najgłębsze kaniony świata, wulkany, kondory, gorące źródła, ostre zagięci peruwiańskiej czasoprzestrzeni, szkoła im. Jana Pawła II na końcu świata, jazda konno (moja pierwsza:), żłopanie piwska na skwerku z lokalsami, petroglify, ślady dinozaurów, pomyjówy (z nóżkami!), przedzieranie się przez pola i pastwiska z kowbojem, 6 godzin na pace kamionety, budowa na bieżąco dróg pod autobus (pora deszczowa...), spanie w namiocie pośrodku toalety wielkości boiska sportowego i moc innych atrakcji  - jednym słowem: słońce i przygoda! :D (Deszcze i śnieg też były...) 

Ale zanim do tego przejdę...

...dawno, dawno temu, 2 tygodnie wcześniej...

[09.01.2014]

CHUCUITO

Wioska położona jest niedaleko Puno, nad Jeziorem Titicaca, niegdyś była stolicą Inków, póżniej również w czasach kolonialnych stanowiła ważne centrum gospodarcze i komunikacyjne. Obecnie mieszkańcy żyją głównie z połowu ryb.

Tutaj znajduje się najstarszy kościół na płaskowyżu Altiplano, kościół Santo Domingo z 1534 r. :



Ale to, co najbardziej przyciąga (nielicznych jednakże) turystów, to Inca Uyo, niewielka falliczna świątynia z czasów inkaskich. Prawdopodobnie miejsce to służyło za obserwatorium astronomiczne - lub też za centrum obrzędowe, gdzie dokonywano rytuałów, związanych z urodzajnością i wysiewem zboża, na co wskazywałyby wypolerowane, kamienne "posągi" w kształcie fallusów...:



Pospacerowałam jeszcze po okolicy i wróciłam do Puno, gdzie natrafiłam na cevicherię. Nie bardzo wiedziałam, co to za jedzenie tu się serwuje, ale jeszcze tego nie próbowałam, więc czemu nie...



Jedząc, pomyślałam, że to może rekin, bo nad szyldem widniał takowy, wyszczerzony od ucha do ucha, szydząc zapewne z gringos, którzy nieświadomi niczego ośmielą się próbować czegoś, o czym nie mają pojęcia...

Ceviche - surowa (a raczej marynowana w soku z limonki) ryba przyprawiona kolendrą i ostrą papryczką, podawana z dodatkiem kukurydzy, słodkiego ziemniaka i cebuli. Raz spróbowałam, już mi wystarczy... Ale to jedno z narodowych dań peruwiańkich - głupio nie spróbować :)

Po południu z kolei wybrałam się na organizowaną wycieczkę do wież grobowych w Sillustani - tylko tak można się tam dostać.

SILLUSTANI

Piękne miejsce, położone tuż nad Jeziorem Umayo, a dodatkowego uroku dodawało jeszcze popołudniowe słońce :)



Region ten zamieszkiwany był już od ok. 1500 r. p.n.e. przez następujące po sobie ludy: Pucara, Tiwanaku, Colla. W XV w. teren ten podbili Inkowie, sporo przejęli od swoich poprzedników i udoskonalili konstrukcje grobowe, dzięki czemu można do dziś oglądać całkiem nieźle zachowane obiekty:




W tych największych wieżach chowano dostojników, nierzadko razem z jedzeniem, dobytkiem, kobietami i służącymi, którzy mieli im służyć po śmierci...

W drodze powrotnej wstąpiliśmy do lokalnej zagrody...



...gdzie gospodarz m.in. opowiedział o różnicach pomiędzy guanako, lamą i alpaką - na żywych przykładach, pokazał codzienne pożywienie (kilka rodzajów ziemniaków, w tym liofilizowane barwy białej...), dał do posmakowania glinki zmieszanej z wodą, która ponoć ma dobry wpływ na żołądek (zgadnijcie, kto się odważył spróbować :P, pozostali patrzyli jedynie z obrzydzeniem)...




Była też degustacja sera i drożdżowych ciastek smażonych w głębokim tłuszczu. Gospodarz pokazał także sposób mielenia zboża na mąkę (rodem ze średniowiecza...):



...sposób wyrabiania kilimów:



A gospodyni zaprezentowała, w jaki sposób świeżo ściętąwełnę alpaki nawija się na włóczkę:



Można było też zakupić jakieś wyroby - twierdzili, że są dostawcami artesanias do sklepów w Puno, więc mają taniej, ale ja skarpety, za które oni chcieli 20 soli, kupiłam w Puno za 8 soli...

Ciekawostką były też dwa byki nad kaźdą zagrodą, które miały scalać rodzinę, zapewnić jej siłę i dobrobyt. Do tego dojrzałam krzyż z napisem "INTI" - podpytany przewodnik potwierdził, że to przemieszanie wierzeń chrześcijańskich i inkaskich, co związane jest z Wiracoczą, bogiem słońcem.



Wieczorem w Puno rozmawiałam na skypie z Agatą, Polką, którą spotkałam wcześniej w La Paz i Copacabanie. Z racji tego, że obie zmierzałyśmy ku wybrzeżu - ona od północy, a ja od południa, to zaproponowałam, by dołączyła do mnie w Arequipie, skąd planowałam wyruszyć na niewielką :) wyprawę w kilka miejsc w Andach, w tym m.in. w słynny Kanion Colca. Zazwyczaj turyści jeżdżą tam z agencjami turystycznymi, ale ja się uparłam, że we wszystkie te miejsca dotrę bez ich pomocy - a co! :P 

Agata zapaliła się do pomysłu, obie zajechałyśmy do Arequipy - i zaczęła się kolejna przygoda :)


Fotki z Chucuito i Sillustani:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz