7 sty 2014

Aventura en el Isla del Sol - Przygoda na Wyspie Słońca (bez słońca...)

Pisząc te słowa siedzę na plaży na Wyspie Słońca na Jeziorze Titicaca. Jest pochmurno, nieco chłodno, słońca brak. Ale i tak pięknie :)

Woda delikatnie uderza o brzeg, siedzę na uboczu, więc dochodzą mnie tylko przytłumione odgłosy rozmów, nawoływań. Kilkanaście metrów ode mnie buczy byk...

.


Tak siedzę, myślę i szukam inspiracji. Wczoraj jeszcze sądziłam, że zostanę tu na 2 noce, dziś trochę pospaceruję po wyspie, nadrobię bloga, pomyślę, co dalej... Ale rano stwierdziłam, że zwariuję, jeśli zatrzymam się na dłużej. Droga woła...

Najlogiczniej byłoby jechać do Soraty, potem wrócić do La Paz, zrobić Camino del Choro, na który się tak bardzo czaję, Huayna Potosi, która(/y?) za mną chodzi od prawie 2 tygodni, Chacaltaya i Valle de la Luna, a potem lecieć na Peru. Ale prognozy pogody twierdzą, że przynajmniej do 6.01 ma padać :/ To mi trochę psuje plany.

Do Copacabany dziś po południu mają zajechać Agata z Moniką, może na nie trafię i one mnie jakoś zainspirują...

DZIEŃ WCZEŚNIEJ

Wyłoniło się... :) Legendarne Jezioro Titicaca, najwyżej położone żeglowne miasto na świecie (3819 m n.p.m.), 8562 km kw., podzielone między Peru i Boliwię (do Boliwii należy 30%). Długość 195 km, szerokość 65 km, głębokość 304 m.


Nazwa wzięła się z języka Aymara: "titi" - puma, "caca" - skała, czyli skała pumy, która to nazwa stosowana jest wobec Wyspy Słońca (ponoć ze względu na kształt).
Mimo chłodnej wody (10-12 st) jest to zbiornik tropikalny, wokół którego uprawia się - podobnie jak 500 lat temu - kukurydzę, jęczmień, groch, quinoa (rodzaj tutejszego zboża), prawdopodnie też tutaj uprawiano pierwsze ziemniaki.
Oczywiście do tego dochodzi bogata fauna: ryby, ptaki...

Z Jeziora Titicaca wynurzył się też bóg słońca Wirakocza, który zapoczątkował tajemniczą kulturę Tiwanaku. Obecnie miejscowość Tiwanaku położona jest ok. 20 km stąd, ale niegdyś jezioro było znacznie większe, więc najprawdopodobniej wówczas osada znajdowała się tuż nad wodą.

Legenda mówi, że Wirakocza pozostawił swoje dzieci na jednej z wysp i powiedział, by szli przed siebie, a gdy poczują sie zmęczeni, by wbili złotą laskę w ziemię. Jeśli laska w niej pozostanie - mają w tym miejscu osiąść, rozmnażać się i rządzić światem mądrze i sprawiedliwie. W ten sposób Manco Capac z siostrą dotarli do Cusco i tam założyli wielkie imperium Inków...

Dalsze legendy mówią o wielkim skarbie, który został zatopiony w Jeziorze podczas najazdu Hiszpanów (inna legenda mówi, że część tego skarbu może być ukryta w naszym zamku Niedzickim bądź Jeziorze Czorsztyńskim!) Skarbu wielokrotnie poszukiwano, nic nie znaleziono pod wodą, ale w 2008 roku na brzegu jeziora odnaleziono złoty naszyjnik...

W XIII w. Inkowie podbili ten teren, ale nie wykorzenili zwyczajów Aymara. Wówczas uczynili wyspę Titicaca świętym miejscem i nazwali Wyspą Słońca.

Jezioro Titicaca podzielone jest przesmykiem Estrecho de Tiquina na 2 części. Tutaj odbywa się też przeprawa promowa - wszyscy pasażerowie busów i autobusów muszą zakupić bilet i przeprawić się osobną, pasażerską łodzią. Osobnymi tratwami transportowane są samochody.


Stąd droga ciągnie się niezwykle malowniczymi wzgórzami, serpentynami, aż osiąga miejscowość Copacabana. 
Zanim znalazłam zakwaterowanie, przeszłam z jakieś 6-8 hosteli i alojamiento, wszędzie słyszałam, że dla jednej osoby nie mają zakwaterowania... W końcu przyjął mnie jakiś facet, w warunkach raczej średnich, ale za 8 zł, więc nie marudziłam :P

Copacabana liczy sobie ponad 3 tysiące lat, a założona została przez dziesiątego króla inkaskiego. Od samego początku była ważnym miejscem rytualnym i pielgrzymkowym - i taka też została po podbiciu terenów przez Hiszpanów, gdy wymieszała się wiara inkaska i chrześcijańska. Do dziś można tu pielgrzymować m.in. na Kalwarię, wznoszącą się ponad miastem. Poniżej widoki z tej właśnie góry:




Drugim znaczącym miejscem pielgrzymkowym jest Katedra pw. Matki Boskiej Gromnicznej (budowana 1605-1805), która powstała najprawdopodobniej w miejscu prekolumbijskiego punktu rytualnego.


A wewnątrz wizerunki najważniejszych Matek Boskich czczonych na świecie :)


(Z Europy chyba jeszcze tylko Fatima była.)

Schodząc z Kalwarii natknęłam się na Paulino, Brazylijczyka, z którym spędziłam dzień w Tiwanaku. Dogadaliśmy się, że w takim razie spędzimy razem Sylwestra - z tym,  że on miał bilet na północną część Wyspy Słońca, a ja na południową. Plan był taki, że ja kwateruję się na południu, rezerwuję mu miejsce, a on przejdzie wyspę na południe. 
Sama chciałam całą wyspę obejść dookoła dzień później, 01.01, a południe było do tego lepszym punktem wyjścia.

Wieczorem spotkałam jeszcze Daniela, Szwajcara - a jakże! Wraz z kolegą Sylwestra planowali spędzić w Copacabanie, a na Wyspę Słońca wybrać się jedynie na 1-dniową wycieczkę.


Następnego dnia rano okazało się, że Paulino zmienił swoje plany, nocować będzie na północy, bo na południu jest paskudnie drogo. A więc to nie on przemierzał całą wyspę z pn na pd, tylko ja - z całym swoim dobytkiem na plecach w 2 plecakach, z pd na pn...

Na łódce poznałam Pato, Rodri i Branco, którzy również zamierzali iść na północ, więc stworzyła nam się całkiem wesoła kompania :)


Na Wyspie Słońca poszliśmy złą drogą, tzn. znacznie dłuższą... Łatwo nie było, bo ciągłe wspinanie się i schodzenie na tej wyskości wyciąga z człowieka wszystkie siły - zwłaszcza, gdy tacha on 25 kg... Ale widoki piękne i wędrówka mimo wszystko przyjemna :)




(Mniejszy plecak stoi przy fotografie :)

W końcu ukazała się długo wyczekiwana Chalapampa!


Paulino trzymał mi miejsce w małym alojamiento, pozostali też znaleźli tu jeszcze pokój, po czym przeszliśmy się jeszcze po tej części wyspy. Jest tu kilka ruin inkaskich, grobowców, miejsc rytualnych, mniejszych plaż... 


Magię można było chłonąć wprost z powietrza :)


Główna impreza w nocy miała miejsce na plaży. Prym wiodła silna grupa argentyńska z gitarami i innymi instrumentami. Wykopaliśmy dołki w piasku i włożyliśmy w nie świeczki - nie można było rozpalić ogniska. Ale stworzyło to dość niesamowity klimat...
Do tego zebrało się kilka osób, które żonglowały ogniem, więc widowisko też było niezłe.

I tak siedząc tam na piasku, próbując się ugrzać nad jednym z dołków, patrząc na ludzi dookoła, słuchając ich śpiewu i dźwięku gitary... uświadomiłam sobie, że ciężko będzie wrócić do Polski i do szarej rzeczywistości, do której jakoś ciągle nie potrafię się przystosować...

Przed północą nastąpiło odliczanie do tego symbolicznego wkroczenia w nowy rok. A ja tak sobie myślę - w tym momencie w Polsce, to już tylko niedobitki z imprez się wytaczają, a w Indiach już dawno kaca leczą :) Jakie więc znaczenie ma to odliczanie...? W Peru, po drugiej stronie jeziora, takie samo odliczanie będzie za godzinę. Czas jest względny - liczy się tak naprawdę moment, tu i teraz. Albo tam i teraz :)

Ale w każdym razie - Feliz Ano Nuevo! :)


Fotki Copacabana:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz