4 kwi 2016

Aurangabad – Daulatabad – Elura – Ajanta (UNESCO)

Jeśli ktoś podróżuje z Mumbaju w stronę Delhi, to jaskiniowe świątynie wykute w litym kamieniu w Elurze i Ajancie – według mnie – są zdecydowanie punktem, który należy umieścić na swojej liście do zwiedzania. Oba te miejsca mają rodowód starożytny i oba na długie wieki zostały zapomniane, by dopiero w XIX w. zostać odkryte na nowo – zazwyczaj przez przypadek np. podczas brytyjskich polowań.



AURANGABAD

Wczesnym rańcem wytoczyłam się półprzytomna z nocnego autobusu (patrz poprzedni post). Całonocne wstrząsy i wertepy czułam jeszcze przez cały dzień i obiecałam sobie, że to był ostatni autobus nocny, jakim zdecydowałam się w Indiach jechać…

Wydawało mi się, że w Aurangabad będzie już wielu obcokrajowców – w końcu weszłam na typową ścieżkę turystyczną, ale w samym mieście minęłam się tylko z jedną białą dziewczyną. Nie wiem czy znowu do miejsc UNESCOwych podążam jakimiś bocznymi trasami czy to jednak koniec sezonu, ale jacyś biali pojawili się dopiero w Elurze i Ajancie, a i tak nie było ich aż tak wielu, jak można by się spodziewać.
W Aurangabad natrafiłam po raz kolejny na problem ze znalezieniem taniego zakwaterowania wokół dworca autobusowego – mało który hotel miał tzw. „licencję” na przyjmowanie zagranicznych gości. (Polecam okolice dworca kolejowego – tu nie ma z tym problemu).

Miasto to samo z siebie nie oferuje zbyt wielu atrakcji, jest jednakże świetną bazą wypadową do okolicznych zabytków. Mimo to gdzieniegdzie porozrzucane są tu pozostałości dawnych fortyfikacji, bramy czy meczety, więc przy okazji wolnego czasu zawędrowałam do Darga, zespołu budynków religijnych, gdzie największą atrakcją jest młyn wodny zwany Pańćakki. Woda do owego młyna podobno spływa podziemnym systemem kanałów ze wzgórz położonych 6 km dalej i wprawia w ruch młyński kamień, używany niegdyś do mielenia mąki:




Jeśli ktoś będzie miał tu więcej czasu (i chęci na dalsze zwiedzanie), to zapewne warto jeszcze zajść do Bibi-ka-Makbara, mauzoleum budowanym na wzór Taj Mahal (na zdjęciach wygląda nawet imponująco).


DAULATABAD

Olbrzymia twierdza w Daulatabad powstała w IX w. jako Deogiri (Wzgórze Bogów) i służyła za bastion i stolicę konfederacji plemion hinduistycznych. Całość wznosi się na wulkanicznej skale, której boki stanowią 60-metrowe ściany litego granitu:



Twierdza była niezwykle bogatym miejscem, pięknie i kunsztownie zdobionym, jednakże złupiona została przez armię sułtana z Delhi pod koniec XIII w. i do dziś z tych dekoracji zachowało się co najwyżej kilka kolorowych kafelków. Niedługo później zresztą sułtan stwierdził, że budowla świetnie nadaje się jako obóz wojenny i przybył tu z całym swoim dworem – nie zabawił jednak długo, bo po kilkunastu latach wygnała go susza, głód i zagrożenie najazdu mogolskiego.






ELURA

Kompleks jaskiń w Elurze składa się z 34 obiektów podzielonych na 3 grupy: buddyjską, hinduską i dżinijską oraz doskonale oddaje religijne nastroje swoich czasów. Najwcześniejsze jaskinie (buddyjskie) datowane są na VI w., a najmłodsze (dżinijskie) powstały prawdopodobnie pod koniec XI w. Wybranie akurat tego miejsca wiązało się zapewne ze szlakiem karawan, który przebiegał w pobliżu, a kasa na kucie jaskiń szła z kieszeni kupców. Głównie osiedlali się tu mnisi na okres pory deszczowej, która uniemożliwiała pielgrzymki.

Jaskinie zachowały się w doskonałym stanie, mimo ikonoklazmu muzułmańskiego, który nakazywał niszczenie wizerunków lokalnych bóstw (XIII w.).

Całość rozciąga się na kilka kilometrów u podnóża ogromnej skarpy.


Na grupę buddyjską (VI-VIII w.) składają się przede wszystkim wihary (cele, schronienia) i sale klasztorne, które służyły mnichom w celach modlitewnych, medytacyjnych oraz jako miejsca spożywania posiłków i snu. Pierwsze (najstarsze) jaskinie są skromne i proste, ale w miarę upływu czasu i wzrostu znaczenia hinduizmu stają się one bardziej rozbudowane i dekoracyjne, by móc konkurować z nową religią.




Świątynie hinduskie powstawały od VII do IX w. i przede wszystkim opierają się na scenach z pism hinduistycznych – większość dotyczy postaci Sziwy, choć spotkać można również bóstwa z wielu innych mitów.



Najwspanialszą jaskinią całego kompleksu jest hinduska świątynia Kajlaś, której liczne galerie, kolumnowe sale i kaplice wykuto w skale litego bazaltu. Miejsce to przypomina wolnostojące budowle w Indiach Południowych i jest absolutnym majstersztykiem, który uważa się za zwieńczenie kunsztu i talentu pracujących tu rzemieślników. Świątynia pomyślana została jako gigantyczna replika himalajskiej siedziby Sziwy i Parwati na górze Kajlaś, postrzeganej jako oś między niebem a ziemią.



Gdzieniegdzie widać jeszcze pozostałości dawnego gipsowego pokrycia (które podobno miało nadać świątyni wygląd ośnieżonej góry) oraz malowideł:




Dobry obserwator przekona się, że artyści mieli poczucie humoru, bo w kilku miejscach można się dopatrzyć ludzików, które np. przegryzają ogon bykowi Nandinowi (wehikułowi Sziwy), robią na niego kupę czy pokazują demonom tyłek... :)




Grupa dżinijska jest niewielka, choć także warta zobaczenia. Głównym ukazywanym motywem jest oczywiście medytujący w lesie Gomateśwara:



Grupa dżinijska znajduje się ok. 2 km od wejścia do kompleksu, gdzie – jak się okazało – można dojechać autobusem kursującym na trasie: visitor center - Elura - grupa dżinijska. Ja dotarłam tu pieszo pewnym skrótem :P (nie wiedziałam o autobusie), ale wrócić chciałam już transportem. Bilety kupuje się jednak przy 2 poprzednich przystankach. Kierowca pozwolił mi mimo to wsiąść, chciałam mu nawet dać jakiś pieniądz za to, ale po dojeździe zniknął z pola widzenia, więc generalnie przejechałam się na gapę :P


AJANTA

Ajanta (Adźanta) położona jest nieco ponad 100 km od Aurangabadu – i jeśli ktoś wybiera się później na północ, to chyba najlepiej jest zrobić tu kilkugodzinny przystanek na zwiedzanie w drodze do Jalgaon, skąd można potem łapać pociąg na dalszą trasę. (W budce, gdzie sprzedają wejściówki do kompleksu, mogą przechować bagaż za 10 rupii.)

28 jaskiń wykutych w bazaltowym klifie znajduje się głęboko w dżungli i  przypadkowe ich odkrycie w 1. poł. XIX w. ujawniło niezwykłe bogactwo schowane przez kilka wieków przed ludzkim okiem. 



Kompleks wpisany jest na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, a jej największymi dziełami są doskonale zachowane starożytne malowidła wewnątrz cel i kaplic, przedstawiające życie codzienne ówczesnych ludzi (miasta, lasy pełne zwierząt, żeglujące statki, pola bitewne, krajobrazy, postaci historyczne itp.itd.).




Badania naukowe wykazały, że pierwsze drążenia skał miały tu już miejsce w II w. p.n.e. (tutejsze jaskinie są więc znacznie starsze od tych w Elurze). W ciągu kolejnych wieków gościli tu mnisi, a także liczni artyści doskonalący skalne dzieła. Miejsce zostało jednak zupełnie opuszczone i zapomniane w VII w., być może ze względu na popularność Elury lub hinduizmu (nie dotarł tu nawet muzułmański ikonoklazm).






Najpopularniejszym malowidłem, które znaleźć można na okładkach książek czy pocztówkach z Ajantą, to przedstawienie Padmapani z „migdałowym spojrzeniem” w pozycji tribhangi (trójzgięcie):


Na bardzo spokojne zobaczenie całości, wyjście na taras widokowy i zjedzenie czegoś wystarczy 4-5 godzin, choć w 3 godziny szybkim tempem też można się wyrobić.

Opłat jest tu kilka. By dostać się do autobusu, trzeba przejść przez targowisko (naganianie klientów) - a by wejść na teren targowiska trzeba zapłacić (10 Rs). Autobus w jedną stronę to 20 Rs, no i bilet do jaskiń standardowe 250 Rs dla obcokrajowca (i 10 Rs za lokalsa).

Spokojne zobaczenie jaskiń niekoniecznie jest takie oczywiste, bo liczne prośby o foto zdecydowanie je zakłócają. Gdybym miała zgadzać się na wszystkie, to zwiedzanie wydłużyłoby się pewnie o kolejne 2 godziny, zwłaszcza, że gdy jedni widzą, że ktoś może sobie z białym fotę zrobić, to zaraz ustawia się kolejka. Jak zwykle więc dostrzegałam też foty robione mi z odległości czy ukryte selfie, gdy stoję za fotografującym się. 
Jedna sytuacja była dość zabawno-wkurzająca - gdy już szłam w stronę wyjścia pewien facet stał przodem do zwykłej ściany wykutej w skale i trzymał telefon komórkowy, by zrobić nim zdjęcie. Byłam ciekawa, co on na tej ścianie wypatrzył (może jakąś jaszczurkę?), więc spojrzałam w ten telefon, gdy byłam blisko. Patrzę - a tam ja! Pstryk!
Kiedyś wezmę komuś po takiej akcji aparat i rozdepczę albo wyrzucę do głębokiej rzeki...

Ostatecznie zgodziłam się tylko na jedno selfie - akurat tym panom nie wypadało chyba odmówić :P


A, jeszcze jedno. Teren Ajanty jest duży i choć nie aż tak wymagający, to można wynająć sobie tragarzy :P




P.S. Autobusy lokalne między Elurą i Aurangabad jeżdżą ponoć co pół godziny, ale chyba nie zatrzymują się we wszystkich wioskach, bo bywają zbyt zatłoczone. Jest natomiast cały zastęp współdzielonych dużych taksówek, które jeżdżą na tej samej trasie i można z nich skorzystać jedynie za kilka rupii więcej. Osobiście polecam jednak autobus, chyba że faktycznie jest z nim problem, bo te taksówki długo czekają na wypełnienie, wiecznie się zatrzymują (rotacja trwa) i potrafią mieścić nawet 19 osób: 3 osoby obok kierowcy (miejsca na 2 pasażerów), 8 osób w środku (miejsca dla 4) oraz na tyle kolejne 7-8 osób...
Na zdjęciu widać niecałe 2 pierwsze rzędy :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz