9 lut 2016

Sringeri - Belur - Halebid, czyli szlakiem architektury Hojsalów

SRINGERI

Wioska jest dość niepozorna, położona poza szlakami turystycznymi, jednak na jej terenie znajduje się stara świątynia Sharada Peeta, która została założona przez hinduskiego teologa Adi Sharkaya. Legenda mówi, że mistyk ten podczas swej wędrówki doszedł nad rzekę Tunga, gdzie ujrzał kobrę unoszącą kołnierz, by osłonić żabę przed żarem słońca. Był on na tyle zaskoczony, że naturalni wrogowie potrafią żyć tu w przyjaźni i ponad wszelkie instynkty, iż postanowił w tym miejscu pozostać i dalej nauczać.




Powstał tutaj cały kompleks, wewnątrz którego znajduje się wspaniała perełka architektoniczna - świątynia Vidyashankara, będąca dobrym wstępem do kolejnych odwiedzanych przeze mnie miejsc. Pochodzi ona z XIV w. i posiada cechy architektury z czasów dynastii Hojsalów (o niej więcej przy Belur) oraz architektury drawidyjskiej (charakterystycznej dla południowych Indii). Wewnątrz znajduje się m.in. 12 filarów symbolizujących znaki zodiaku, na zewnątrz natomiast widnieją misternie wyrzeźbione wizerunki bóstw i sceny z mitologii hinduskiej.



W kompleksie jest także nowsza świątynia z XX w. (zastąpiła wcześniejszą drewnianą, która została zniszczona przez pożar):


Tuż obok znajduje się rzeka Tunga, znana ze swoich ryb (łowić nie wolno!):


Po drugiej stronie rzeki natomiast ciągnie się dalej kompleks z mniejszymi świątyniami oraz ogromnym holem, gdzie wiernych i ich ofiary przyjmuje lokalny guru:


Pewna rodzinka chciała koniecznie zrobić sobie ze mną zdjęcie, co zapoczątkowało istną serię... Nie pierwszy raz w Azji mi się to zdarza i zawsze na początku mnie to bawi. Na początku.


Jeśli się przyjrzeć, to widać na zdjęciu powyżej, że moje oczy pod ściemnionymi okularami zwrócone są w bok. Bo nie dosyć, że rodzinka ustawiła się ze mną do zdjęcia, to zebrał się dodatkowo tłumek gapiów, który też sesję sobie urządził :)) Żeby było jeszcze śmieszniej, to 3 minuty później podszedł do mnie jeden z mężczyzn, którzy robili mi zdjęcie w tłumie gapiów, ściągając specjalnie swoją rodzinkę i pokazując mi, bym ustawiła się z nimi do zdjęcia na tle... billboardu pokazującego projekt rozbudowy kompleksu :))


Raczej nie przepadam za tego rodzaju popularnością, bo czuję się jak zwierzę w zoo - więc też nie zawsze zgadzam się na foto, zwłaszcza, gdy chce je zrobić grupka głupio śmiejących się chłopaczków...

W Sringiri chciałam dać sobie 5 godzin, ale okazało się, że po 1,5 h już nie bardzo było co tu robić.



[P.S. Jest przechowalnia bagażu na dworcu, 10 Rs (0,60 zł)/plecak]


BELUR

Dynastia Hojsalów rządziła południową Karnataką w XI-XIII w. i za ich czasów wybudowano liczne świątynie, z których najbardziej znane znajdują się w Belurze i Halebidzie.
Absolutne arcydzieła! Budowle te zbudowane zostały na planie gwiazdy, a to, co jest niebywałe, to genialne rzeźbienia, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz (!). Materiał, z którego je wykonano, to steatyt (zwany także tutaj mydlanym kamieniem), który jest miękki, ale pod wpływem tlenu staje się twardy jak szkło, po czym jest dodatkowo polerowany.

Belur był stolicą Hojsalów w XI i XII w., więc sam kompleks jest dość duży, otoczony wysokim murem:


 Główna świątynia, Ćennakeśawa, wybudowana została w 1. połowie XII w. (!!) i dotąd zachwyca doskonale zachowanymi rzeźbieniami, gdzie szczególnie wyróżniają się zmysłowe i ponętne sylwetki tancerek (hojnie obdarzonych czym trzeba ;) ):


Wszystkie rzeźbienia mają swoje znaczenie symboliczne lub odniesienie do mitologii hinduskiej.



Nie zabrakło tu także obrazków rodem z kamasutry:


 I te genialne kolumny! Obrabiane na tokarce przyjmują najróżniejsze kształty i rzeźbienia - przyznaję, że w europejskiej kulturze czegoś takiego nie widziałam:


Prócz głównej świątyni, znajduje się tu też kilka mniejszych mandap, czyli takich pawilonów świątynnych. Nad wejściem do kompleksu góruje gopura, czyli brama wieży, na której też można dopatrzyć się indyjskiej erotyki:


Akurat w Belur wypadł mi nocleg, więc tę powalającą świątynię,  mogłam zobaczyć w świetle zarówno popołudniowym, jak i porannym :)

Tutaj też cała masa ludzi koniecznie chciała sobie zrobić ze mną foto (w tym strażnik oraz mężczyzna z rodzinką, który koniecznie chciał, bym położyła dłoń na jego ramieniu, a potem wymyślił, by dać mi dziecko na ramiona...), ale chyba zbiorowo wrzucę te selfie itp. na facebooka...

[P.S. W Belur mają świetne jedzenie! Za jedyne 65 Rs, czyli niecałe euro, dostałam thali, sprite'a i kawę :) ]



HALEBID

Droga z Belur do Halebid jest tragiczna... Całe szczęście to tylko 16 km, bo dłużej niż 40 minut podrzucania na pół metra i rzucania na wszystkie strony ciężko byłoby wytrzymać.

Miejscowość ta była, po Belur, także stolicą Hojsalów, choć jej nazwa brzmiała początkowo Dora Samudra. Na początku XIV w. miasto zostało złupione i zrównane z ziemią przez armię sułtanatu Delhi, przez co zmieniono nazwę na Hale-bidu, czyli Martwe Miasto. Obecnie jest to dość niewielka, spokojna wioska.

Zarówno w Belurze jak i w Halebidzie przy świątyniach można wynająć przewodnika, który objaśni zawiłe rzeźbienia. W Belur nie natrafiłam po południu na żadnego, a rano pstryknęłam tylko kilka fotek, więc brałam pod uwagę, że w Halebid takowego znajdę. (Jeśli ktoś będzie miał wybór, to jednak Belur jest ciekawszym miejscem).

Okazało się, że taki przewodnik niemało sobie liczy (jak na indyjskie warunki), więc po pertraktacjach wzięłam przewodnika do spółki z młodą parką indyjską.
Akurat natrafiłam na takiego z ciężkim akcentem, ale coś tam udało się zrozumieć...


Świątynię Hojsaleśwara zaczęto budować w połowie XII w., ale prace zostały przerwane po 40 latach z powodu najazdu muzułmanów. W związku z tym są tu bloki kamienne, które nie mają żadnych rzeźbień lub można na nich obejrzeć kolejne stadia pracy.

Samo sanktuarium jest podwójne, uważa się więc, że było poświęcone Sziwie oraz jego małżonce Parwati, na co wskazują umieszczone tu linga. Obie części połączone są mandapami, gdzie umieszczono posągi byka Nandinowa:


Nie do przedstawienia jest tu cała ikonografia rzeźbień. Kilka historii czy legend byłam nawet w stanie rozpoznać, bo sporo z przedstawień odnosi się do 2 głównych hinduskich epopei: Ramajany i Mahabharaty.




Z ciekawostek, na które zwrócił uwagę przewodnik, to np. poniższe przedstawienia, gdzie użyta jest lornetka czy hełmy przypominające helmety amerykańskie:




I tutaj nie zabrakło odrobiny kamasutry:


O wyjątkowości świątyń Hojsalów może świadczyć choćby fakt, że spotkałam tu kobietę, która odwiedzała je już po raz piąty...


[P.S. Na dworcu nie ma przechowalni bagażu, ale można go zostawić przy stojakach na buty - cały czas są tu przewodnicy czekający na klientów, którzy też butów pilnują (i zbierają za nie opłatę, 3 Rs), więc bagaż jest względnie bezpieczny.

P.S.2 Wszystkie przejazdy autobusami przebiegły nadzwyczaj sprawnie. Jedynie z Udupi do Sringiri były (prawdopodobnie) tylko 2 autobusy dziennie, ale wszystkie kolejne, tj. Sringiri - Belur - Halebid - (i dalej) Hassan - Ćannarajaputna - Śrawanabelagola poszły bardzo gładko, w zasadzie przychodząc/przyjeżdżając na dworzec od razu wsiadałam w autobus, który odjeżdżał już lub za kilka, max 10 minut.]

2 komentarze:

  1. Nie bolą Cię oczy od podziwu tych murków z ażurku? Czyż nie są aby takie tak cudne, że aż się nie da na nie patrzeć? A kolejny po kolejnym relief koronkowy przyprawia już tylko o zawrót głowy? Gratuluję wytrwałości :)Miej się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wyobrażasz sobie, C., ile pracy trzeba włożyć, żeby coś takiego wykonać i by to się jeszcze zachowało przez kolejne kilka ładnych wieków? Fakt, sporo czasu spędziłam wgapiając się w te "ażurki" :P
      Trzymaj się i psa pozdrawiaj! ;)

      Usuń