1 mar 2016

Maduraj - jedno ze świętch miast Tamilnadu

Tamilnadu jest stanem indyjskim, w którym znajduje się najwięcej świątyń, a życie religijne wyjątkowo mocno wmieszane jest w życie codzienne. Szczególnym kultem objętych jest 5 świątyń, utożsamianych z poszczególnymi świętymi elementami, takimi jak woda, ogień czy ziemia: Kańcipuram, Ćidambaram, Tiruććirapalli, Tiruwannamalaj i Maduraj.

Historia Maduraj jest długa, skomplikowana i sięga starożytności. Pielgrzymi (i turyści) przybywają tu z powodu świątyni Śri Minakszi-Sundareśwara, która jest olbrzymim kompleksem otoczonym 6-metrowym murem. Gopur (wież bramnych) jest aż 12, a 4 największe osiągają 46 m.






Rzut oka na kompleks świątynny jest możliwy z jednego z budynków dookoła, które same w sobie są kilkupiętrowymi sklepami z antykami, biżuterią i tekstyliami. Co drugi napotkany człek przy murze świątynnym zachęca, by zajść do któregoś z tych sklepów, bo oglądanie świątyni z dachu jest "free". A potem trzeba wrócić przez te kilka pięter i spróbować nie dać się wkręcić w kupno obrazów, paszmin czy innych figurek :))

Czytałam wcześniej na wikitravel, że jest to tutaj nagminne, ale stwierdziłam, że sobie poradzę :) Natknęłam się akurat na sympatycznego sprzedawcę z Kaszmiru, z którym ucięłam sobie na dachu dość długą podawędkę o Indiach, Europie, turystach i przewodnikach turystycznych. Sympatycznie :) Jakoś też mocno nie naciskał potem na to, bym coś zakupiła, więc obyło się bez niepotrzebnych zakupów. A widoki z dachu nie były znowuż aż tak niezwykłe...


Do wnętrza kompleksu nie wolno wnosić (prócz np. ostrych przedmiotów czy zapalniczek) aparatów fotograficznych i kamer. Można za to wziąć telefon komórkowy i nawet robić nim zdjęcia :)) Dlaczego tak - nie mam zielonego pojęcia, chłopak z Kaszmiru też nie potrafił tego wytłumaczyć.

Mój telefon nie robi zbyt ładnych zdjęć niestety, ale coś tam pstryknęłam:




W każdym razie kompleks jest olbrzymi (dobrze, że miałam ze sobą kompas, bo niejeden tu pobłądził :P). Do dwóch głównych świątyń wewnątrz mają wstęp tylko Hindusi.

Ciekawy rytuał odbywa się natomiast podczas wieczornej pudźy o 21.00.
Tutaj trzeba odnieść się do (przydługawej - jak zawsze) legendy o bogini Minakszi, która była córką króla, a urodziła się z 3 piersiami. Tajemniczy głos oznajmił jednak, że straci ona trzecią pierś, gdy spotka swojego męża. Po odziedziczeniu królestwa, postanowiła zawładnąć światem i wygrywała szereg bitew aż do pokonania zastępów Sziwy. Wtedy sam Sziwa pojawił się na polu bitewnym i Minakszi momentalnie straciła trzecią pierś. Para powróciła do Maduraju, gdzie wzięli ślub, razem władali królestwem, aż w końcu zniknęli w murach świątynnych.

Co wieczór odbywa się tu rytuał płodności - w towarzystwie kadzideł, kwiatów i muzyki przenosi się w specjalnej lektyce posąg Sziwy do świątyni Minakszi, by mogli oni zespolić się w miłosnym uniesieniu. Zanim to jednak nastąpi, kapłani wyjmują z nosa Minakszi kolczyk, by ten - w szale namiętności - nie zranił kochanka :)
(Kiepskich kilka fotek z telefonu.)




Co więcej! Raz do roku wierność Sziwy wystawiana jest na próbę. Wówczas przynosi się do jego świątyni posąg bogini Sellattamman, która odrzucona - odnawia swoje moce, tj. wpada we wściekłość, którą łagodzi się ofiarą z bawołu.

Sama świątynia jest też dobrym miejscem do obserwacji różnorakich innych rytuałów hinduskich.

W Maduraju można także obejrzeć pałac Tirumalaja Najaka - tzn. jego pozostałości. Nie zajmuje on obecnie zbyt dużej powierzchni, ale można jeszcze dojrzeć wspaniałe stiuki i malowidła, jakie niegdyś go pokrywały.






Wieczorem powróciłam, by obejrzeć pokaz typu światło i dźwięk... Może kilka rozwiązań świetlno-dźwiękowych było nawet ciekawych, ale całość jakoś niespecjalnie fascynuje i mało kto - nawet wśród Hindusów - wytrwał do końca. Co więcej, w międzyczasie ktoś wszedł na główną scenę pokazu i oglądał w trakcie spektaklu dekoracje kolumn i sufitów. Tamże pojawił się także pies... A niedaleko krzeseł widzów przebiegł szczur :)

W Maduraj poznałam starszą kobietę - na oko miała jakieś 80 lat... Niewiarygodnie żywotna babka! Od 3 miesięcy podróżuje sama (!!) po Indiach. Ta to dopiero historie miałaby do opowiedzenia!
Obie z nostalgią powspominałyśmy Wietnam - zwłaszcza doskonałą wietnamską kawę, za którą obie strasznie tęsknimy, oraz drogi, po których łatwiej się poruszać niż w Indiach. Serio - w Sajgonie ruch na ulicy jest przynajmniej 20-krotnie większy, ale pieszemu jest tam łatwiej ją przejść niż ulicę indyjską. W Wietnamie jest jasna zasada: bez względu na to, ile motocykli jedzie, musisz ruszyć i iść - pomału, ale nieustannie: wszystkie pojazdy cię ominą. W Indiach albo żadnych zasad nie ma albo ja jeszcze ich nie odkryłam. Nawet jeśli jedzie jeden jedyny motocykl, to trzeba być mega uważnym i przygotowanym, by w każdym momencie się zatrzymać i go przepuścić. On ma cię w nosie i to twój problem, jeśli cię rozjedzie, gdy stajesz na jego drodze... (kilka ładnych stłuczek cudem ominęłam...).

Poza tym Maduraj jak indyjskie miasto - brud, tłum i chaos :)


P.S. Ale w Maduraj jadłam też najlepsze thali, jakie dotąd udało mi się spróbować :D


4 komentarze:

  1. "Tamilnadu jest stanem indyjskim, w którym (...) życie religijne wyjątkowo mocno wmieszane jest w życie codzienne" --->> a w Indiach jest w ogóle jakiś stan, w którym tak nie jest? ;) M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi/a M. :) Wszędzie w Indiach jest to przemieszane, ale w moim odczuciu w Tamilnadu widać to wyjątkowo mocno. W Karnatace, Kerali czy Goi (tu to już w ogóle jest inaczej) nie widziałam tego aż tak bardzo. Zresztą wg statystyk w Tamilnadu jest najwięcej świątyń, co też poniekąd o czymś świadczy.

      Usuń
    2. Cześć Ciociu!

      Usuń
    3. A to byłam ja, Magda, rodzona siostra :)

      Usuń