20 mar 2016

Goa!

Indie są krajem dość męczącym, więc - po miesięcznym włóczeniu się - z nieukrywaną przyjemnością zaległam w hamaku z mrożonym piwkiem Kingfisher u boku... :)

Zachodnie wybrzeże Indii, oferujące możliwości plażowania, jest ogromne, ale północ od miasta Pandźim bywa raczej zajmowana przez zamożniejszych plażowiczów, głównie korzystających z biur podróży, więc ja udałam się na dalekie południe, na plażę Palolem.
Miała ona być (według wszelkich źródeł informacji) najbardziej zbliżonym miejscem do rajskich wizerunków, ale moim zdaniem jest mocno przereklamowana. Co nie oznacza, że z błogością nie oddałam się cudownemu lenistwu :P

PALOLEM

Cały pas plaży usiany jest licznymi domkami i knajpami. Spokojniejszym miejscem są na pewno noclegownie w drugim czy nawet dalszym rzędzie od plaży (gdzie nie dochodzi muzyka z knajp i jest też taniej).




Istnieje ponoć rozporządzenie mówiące, że na plaży nie może powstać żadna trwała budowla, więc głównymi materiałami budowlanymi są tu bambus i drewniane dykty czy też płyty z jakichś sklejek, choć nie wszystko wygląda jakby po sezonie było rozbierane. Podobno też raz na jakiś czas wjeżdża tu buldożer i niszczy wszystko, co napotka na drodze.

Knajp jest wiele, ale za naprawdę dobrą trzeba się naszukać, bo w większości trafia się na jedzenie w wersji dla zachodnich turystów. Króluje ryba i owoce morza :) I super tanie piwo :D Kingfisher jest genialny, zwłaszcza mocno schłodzony i łykany z hamaka...
(Goa jest to miejsce, gdzie alkohol jest najtańszy w całych Indiach - no, może jeszcze w Pondićerry dostanie się go po podobnej cenie. Tutaj jest on też szeroko dostępny, co bywa rzadkie w innych miastach, w tym też np. w Mumbaju. Dla porównania: Kingfisher 600 ml kosztuje tu 65 Rs, w Agrze, gdzieś w bocznej uliczce: 180 Rs). 

Ulica przy Palolem usiana jest sklepikami z pamiątkami, tekstyliami, przyprawami, herbatą, itp. itd. Ceny są różne, bo np. na 2 różnych stoiskach za tę samą herbatę chciano 50 Rs i 500 Rs za 100 gr. Gdzieś tu musi być jakiś kruczek... Kupiłam i herbatę i przyprawy, więc jak użyję, to może się zorientuję, jaki :P

Odpływy na plaży Palolem odsłaniają spore połacie pomarszczonego piasku, co wygląda dość ciekawie - poza tym można poobserwować małe krabiki, które wchodzą do dziur w piasku.



Nawet rekina można się dopatrzyć.



Ale że na goańskiej plaży ujrzę flagę rumuńską, to się nie spodziewałam...


Dookoła Palolem są też inne plaże - nieco spokojniejsze, ale też bardziej zaśmiecone, czasem przypominające wręcz slumsy.


A i takie obrazki można tu spotkać:


Skromne rybne thali:


I tradycyjnie zachód ;)


PANDŹIM

Pandźim jest dość ciekawym miasteczkiem, które jednakże można zwiedzić w spokojnym tempie w 2-3 godziny. Przez wieki było niewielką przystanią i komorą celną, dopóki nie zostało stolicą stanu w połowie XIX w., gdy port w Starej Goi uległ zamuleniu i ludność uciekła w obawie przed zarazą.

Najprzyjemniejszą częścią Pandźimu jest niewielka dzielnica Fontainhas z licznymi domami z czasów kolonialnych, które, pomalowane na różne kolory, tworzą wyjątkową atmosferę tego miejsca - zupełnie jak nie w Indiach:



Tradycja malowania domostw wynika z portugalskiego zwyczaju, by po zakończeniu okresu monsunu malować wszystkie budynki na różne kolory - z wyjątkiem kościołów, które pozostawały białe.

W centrum Pandźimu widnieje bodaj najbardziej charakterystyczny budynek w mieście, czyli kościół Matki Boskiej Niepokalanej z XVI w. Tutaj portugalscy żołnierze mieli przychodzić składać podziękowania  za bezpieczną podróż.


I tu po raz kolejny przekonałam się, że kościoły chrześcijańskie w Indiach są chyba najbardziej zdystansowane do wiernych i najmniej przyjemne... Nie wiem, z czym to wiązać, ale już któryś raz poczułam się w kościele niemal jak intruz - bo nie można np. wyjść poza jakąś linię, albo po prostu są kościoły pozamykane i to na grube kłódki. Nie spotkałam się z tym natomiast ani przy świątyniach hinduskich ani w meczetach. Może wynika to z nielicznej mniejszości chrześcijańskiej? Niemniej było to dla mnie dziwne, że w miejscu, w którym teoretycznie powinnam czuć się jak u siebie, czuję się jak niemile widziany obcy.

Jeszcze 2 obrazki z Pandźimu:



STARE GOA
W żadnym miejscu w Indiach nie widziałam takiego nawału chrześcijańskich kościołów i klasztorów, co w Starym Goa. Na skrawku może 2 km kw. było ich kilkanaście.

Miasto było niegdyś stolicą stanu i w okresie swojej świetności liczyło kilkaset tysięcy mieszkańców, dopóki w wyniku epidemii malarii i cholery nie zostało opuszczone w XVII w.

Całkiem dobrze zachowane pamiątki po złotym wieku wpisane zostały na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Dawniej przybywający od strony rzeki Mandowi przechodzili pod Łukiem Wicekróla, upamiętniającego przybycie Vasco da Gamy do Indii. Na szczycie łuku widnieje dość dziwaczne przedstawienie tubylca na czworakach, który przygwożdżony jest do ziemi przez stopę postaci trzymającej Biblię. Po drugiej stronie z kolei mamy wizerunek samego da Gamy.


Z ważniejszych kościołów należałoby wspomnieć Katedrę św. Katarzyny z XVI w....




...czy też bazylikę Bom Jesus, gdzie pochowany został św. Franciszek Ksawery:


Franciszek Ksawery, zwany apostołem Indii, przybył do Goa, by utemperować korupcję i rozwiązłość Portugalczyków. Ewangelizację przeprowadzał na terenie całych Indii Południowych - podobno nawrócił 30 tys. osób i zasłynął z licznych cudów. Po śmierci nie zaznał jednakże spokoju, bo części jego ciała - dobrze zachowanego i nie ulegającego rozkładowi - wysyłane były w różne strony świata jako relikwie: jedna ręka do Rzymu, druga do Japonii, część jelit do Azji Południowo-Wschodniej...
W Bom Jesus znajduje się jego kaplica i grób:


Z pozostałych kościołów ciekawie prezentuje się ten pod wezwaniem św. Kajetana, ponoć wzorowany na Bazylice Św. Piotra z Rzymu:



W kościele tym znajdują się 2 obrazy, które przedstawiają sceny, jakich dotąd nigdzie nie widziałam. Pobieżnie przejrzałam biografię św. Kajetana (a nawet kilku), ale nie znalazłam odpowiedniego nawiązania.



Święte Wzgórze również usiane jest kościołami i klasztorami, z czego dość malowniczo wyglądają ruiny klasztoru Augustianów:




"Główny ołtarz dedykowany naszej Pannie Łaskawej" :)


Po zwiedzeniu Starego Goa miałam jeszcze całe popołudnie, więc w Pandźim wsiadłam na prom, a na drugiej stronie rzeki w autobus i dojechałam do fortu Aguada w okolicach miejscowości Kandolim. Zbudowany w XVII w. miał chronić północną część ujścia rzeki Mandowi. 




W jedną stronę przedreptałam z 3 km asfaltem, ale z powrotem udało się znaleźć skrót przez krzaki :P

Plaże w tej części Goa służą głównie turystom korzystającym ze zorganizowanych wczasów oraz tym z zasobniejszymi portfelami. Klimat zupełnie inny niż na Palolem.



Można nawet wziąć romantyczny ślub na plaży... :P



Wieczorem władowałam się w nocny autobus do Hampi. Był to tzw. sleeper, czyli autobus sypialny, podzielony na swego rodzaju boksy, gdzie można się było wygodnie ułożyć i nawet oddzielić zasłonką od korytarza. Byłoby super wygodnie, gdyby nie to, że dziury na indyjskich drogach nie pozwalały na spokojny sen, bo albo szarpało na wszystkie strony albo wręcz wyrzucało w powietrze...



Gdzieś na postoju okazało się, że zniknęły moje klapki, które zostawiłam na zewnątrz pod swoim boksem. Szukałam wszędzie - sądziłam, że może się przemieściły podczas szarpania. Przeleciało mi nawet przez głowę, że może ktoś sobie pożyczył, ale było to na tyle niedorzeczne, że nie wzięłam tego pod uwagę. 
Po jakichś 15 minutach przyszła jednak pani, która rzeczywiście użyczyła sobie moich butów... Byłam na tyle rozbawiona tą sytuacją, że nawet nie zapytałam, dlaczego je wzięła -  w końcu musiała mieć tu swoje buty...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz