2 sty 2017

Mieszkalne jaskinie w Artenara, trekking do Roque Nublo, Pico de las Nieves - najwyższy szczyt GC

30.11-01.12.2016

Ruszyłyśmy z kempingu w Parku Narodowym Tamadaba dość szybko, gdyż nadszedł czas na najpilniejszą potrzebę - kawę! :P Po drodze do Artenary zatrzymałyśmy się jeszcze na chwilę na jednym z punktów widokowych. Trochę się chmurzyło, ale pogoda zapowiadała się całkiem nieźle.




Kawę kupiłyśmy w sklepiku, który urządzony jest w jednej z licznych jaskiń w Artenarze. Leslie zapytała właścicielki, czy mogłaby podłączyć swój telefon do podładowania, a ta zaproponowała, że możemy zostawić u niej telefony na czas zwiedzania i odebrać później. Sympatycznie :)


Wspięłyśmy się na górę z punktem widokowym, gdzie stoi figura Chrystusa - i tutaj uświadomiłam sobie jak genialne trasy trekkingowe są na Gran Canarii. Przed nami rozpościerały się liczne pasma górskie, gdzie ścieżek było mnóstwo - widoczne nawet gołym okiem.




Następnie zawitałyśmy do Miguela de Unamuno, słynnego poety i filozofa, który niegdyś tu przebywał, a teraz stoi tuż nad przepaścią zamyślony i wpatrzony w krajobrazy dookoła. 



Zwiedziłyśmy również kilka jaskiń urządzonych na całkiem niezłe mieszkanie, będące obecnie swego rodzaju muzeum etnograficznym. Wstęp jest tu w zasadzie darmowy, choć można zostawić jakiś datek. Miejsce - przeurocze :) Ślicznie urządzone pokoje, kuchnia, łazienka, pokoje dzienne itd. - w dużym stopniu w sposób tradycyjny, z genialnym widokiem na całą dolinę :)
Podobno wiele osób nadal zamieszkuje jaskinie, gdyż to zwalnia ich z płacenia podatków od gruntu czy czegoś podobnego. Na całej wyspie takich miejsc jest bardzo dużo - często są to miejscówki wyjątkowo spektakularne.







W jaskini położonej nieco dalej (i wyżej) urządzono także kaplicę:


Artenara jest zdecydowanie jednym z tych punktów must see, koniecznych do zobaczenia.





Stąd ruszyłyśmy w stronę Roque Nublo, skały, będącej symbolem Gran Canarii. Trasa w większości wiodła nad przepaścią, była wąska i dość wymagająca. Musiałam tutaj przyznać Leslie, że nieźle sobie radzi za kierownicą, a zwłaszcza ze stresem, związanym z jazdą po tak trudnym terenie.





Miałam też nadzieję, że nie będzie jej przykro, gdy zamiast podziwiać wszystko dookoła, będzie musiała skupić się na drodze. Bo ja to - jak głupia :P - z aparatem i nosem przy oknie :P Co za przyroda! Co za niesamowite piękno! :)



Po drodze minęłyśmy też Roque Bentayga, kolejną skałę, do której można się przespacerować łatwą ścieżką. Jest to bazaltowy monolit, który wyrasta niemalże idealnie w centrum Gran Canarii - podobno było to święte miejsce Guanczów, którzy (na zachowanym do dziś) ołtarzu składali ofiary.



Roque Nublo to również bazaltowy monolit, który strzela ze skały na 67 m w górę i położony jest na wysokości 1813 m n.p.m. W pobliżu są również 2 inne skałki - La Rana ("żaba") i El Fraile ("mnich"). Łatwy trekking do Roque Nublo i z powrotem z parkingu trwa około 1,5 h (dość spokojnym tempem). Krajobrazy są naprawdę oszałamiające :)






Widać stąd też najwyższy szczyt Gran Canarii - Pico de las Nieves (Szczyt Śniegu, 1949 m n.p.m.), na który zresztą też później zajechałyśmy, ale wówczas pogoda już była nieco inna....




Tak, zajechałyśmy - na sam szczyt wiedzie droga asfaltowa... Nazwa Pico de las Nieves podobno wzięła się od tego, że zbudowano tutaj (na polecenie kościoła zresztą) jakieś specjalne wyrobiska, gdzie zimą gromadzono śnieg. W formach brył lodu sprowadzany był on później w koszach niesionych na koniach do Las Palmas, gdzie następnie wykorzystywano go np. do robienia lodów, chłodzenia napojów, ale także do zmniejszania gorączki.

Po drodze na Pico de las Nieves okazało się, że Gran Canaria to nie tylko Kraina Wiecznej Wiosny, gdyż jesień też tu się pojawia...



Zanim zjechałyśmy na nasz kolejny kemping w Presa de las Ninas, zjadłyśmy ciepłą zupę w knajpce w Ayacata, bo kolejna noc też zapowiadała się zimna. Tzw. potaje jest tradycyjnym daniem kanaryjskim - i cudownie rozgrzewa :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz