To może zacznijmy od początku…
Wieczorem wybraliśmy się „świętować” na plażę. Na złocistym piasku, wśród szumu fal i „zimowej” ciepłej bryzy królowała Lubelska Porzeczkowa. Było nas tam kilkoro: Pudzia, Yaszi i jej dwoje przyjaciół, i Buddhima (też z pracy). Pudzia nie piła, więc pół litra poszło na 5 osób – teoretycznie niewiele, ale Yaszi zaczęła się potem tarzać po piasku, drgając ze śmiechu, a Buddhima miała następnego dnia niezłego kaca…
Chłopakom i mnie w sumie było nieco mało… więc przynieśli jeszcze Arak :) Też jest to mocny alkohol, powyżej 30%, pachnie ziołami, a pije się go mieszając np. z coca-colą. Za dużo nie piłam, bo następnego dnia trza było wygrzebać się wczesnym rańcem.
Poniżej zdjęcie biednej Buddhimy – spała u nas tej nocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz