Taa... A więc siedzę w hostelu Bohemia, popijam piwo Bohemia i zajadam chamską pulpę (makaron + sos pomidorowy) na ostro - iście cygańskie życie. Na zewnątrz około 27 stopni, leje. Na placu naprzeciwko rozkręca się jakaś impreza. Widok z okna przedstawia jedną z atrakcji miasta - łuk czy też akwedukt rzymski (!!) z XVIII w.
Rio... w zasadzie to mnie rozczarowało. Ale może po części dlatego, że ja ostatnio jakoś w ogóle jestem na "nie".
Jadąc z lotniska przez przedmieścia i uboższe dzielnice, skojarzenie przyszło od razu: Azja! Brud i chaos. Tylko autobusy w nieco lepszym standardzie, ale na drodze i tak szaleją, mimo że tuk tuki pod koła im się nie pchają... Ale centrum jednak azjatyckie już nie jest. No i nikt jakoś specjalnie się na mnie nie gapi, gdzie na Sri Lance całe tłumy śledziły każdy mój ruch - bo biała kobieta i to w dodatku sama. A tutaj jest taka mozaika ludzkich fizjonomii (chociaż, co ciekawe, Azjatów właśnie brakuje, nawet wśród turystów), że bez problemu można wtopić się w tłum. Poza tym ja chyba w ogóle na turystkę nie wyglądam, bo Brazylijczycy na ulicy pytają się mnie o drogę...
Rio... hm, mimo wszystko jest tu parę ciekawych rzeczy. Przede wszystkim wpasowanie tak ogromnego miasta pomiędzy ocean a góry, gdzie nawet w samym mieście są wzgórza osiągające ponad 700 m. Brawo dla urbanistów.
Ciekawa jest też architektura postkolonialna, która niestety w dużej mierze niszczeje opuszczona albo zazwyczaj mieści w sobie sklepy na parterze i magazyny na piętrze.
Rio de Janeiro - w dosłownym tłumaczeniu: Rzeka Styczniowa. Ponoć jest to związane z tym, że odkrywca tych terenów, Gaspar de Lemos, w 1502 r. wpłynął do zatoki Guanabara i sądził, że to po prostu ujście dużej rzeki, a że miało to miejsce w stycziu,, to ową "rzekę" nazwał Styczniową. Dopiero w znacznie późniejszym czasie miasto przejęło tę nazwę.
Dawna stolica Brazylii, cidade maravilhosa (wspaniałe miasto), zamieszkane jest przez ponad 9 milionów cariocas, jak nazywa się mieszkańców Rio. Podobno ich domeną jest dionizyjska natura, zabawa i frywolność... Według Forbesa Rio jest też jednym z najszczęśliwszych miast świata. Hm... nie wiem, może.
W sumie miałam okazję coś tam podejrzeć zaraz pierwszej nocy po przyjeździe, gdy wybraliśmy się na imprezę na Copacabana. Cariocas faktycznie całkiem dobrze sę bawili, choć jak dla mnie rytmy były średnio dobre do tańczenia :) Ale - dziewczyny miały darmowe drinki, więc jakoś poszło :P Spotkałam dziewczynę ze Szwecji polskiego pochodzenia i jakoś tak wyszło, że fotograf imprezowy przez jakiś czas skupiał się tylko na nas :P
Miałam małego zonka, bo ciuchów imprezowych to w moim plecaku nie uświadczysz... A Amerykanka, z którą dzieliłam pokój, miała bardzo poważny dylemat: sukienkę różową czy czarną? Bo ona wolałaby różową, ale była w nią ubrana już wczoraj... Biedna. A ja poczułam się staro i jak kosmita.
Generalnie nie chciałam zaczynać od czołowego turystycznego miejsca. Z tym, że od rana zapowiadała się zmiana pogody, miały przyjść deszcze, mgła itp. Dziewczyna z hostelowej recepcji poleciła iść od razu, bo cały weekend zapowiada się deszczowy. No to kierunek: Christo Redentor!
Chrystus Zbawiciel - wizytówka i symbol miasta, otoczony mitami, znajdujący się na każdej pocztówce itp itd - kolejne rozczarowanie... Gdyby tak cariocas zobaczyli pomnik Matki Ojczyźnianej w Kijowie, to by im gęby z wrażenia się pootwierały. Christo ma jedynie 30 m - Matka Ojczyźniana 102 m (razem z podstawą, w której mieści się muzeum). I Matka robi zdecydowanie większe wrażenie. Choć tutaj dużo dodają też widoki...
Pogoda w międzyczasie zrobiła się paskudna, zaczęło wiać, było zimno, tłumy wokół, do tego jakiś koleś okrutnie mnie podeptał, a kolejka ludzi do pociągu zjeżdżającego w dół akurat urwała się tuż przede mną i trzeba było koczować prawie godzinę na kolejny pociąg...
Drogę powrotną do centrum odbyłam pieszo - żeby poczuć klimat ulicy i codziennego życia cariocas. Po drodze zrobiłam pierwszy duży zakup w Rio - parasol! Dziadzio koniecznie chciał mi wcisnąć parasol z wizerunkiem Redentora...
Wkrótce zaczęło lać.
Pierwsze wnioski z Rio? Jest normalne, standardowe, mało egzotyczne :P Cągnie mnie dżungla...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz