19 lis 2013

Dlaczego tak, a nie inaczej

Czy nie było innych opcji na zimę?

Owszem, były:



1. Bieta, moja Siostra, w połowie października wyjechała na praktyki do Indii. Plany odwiedzenia jej tam były swego czasu w stanie dość zaawansowanym - kraj ten od dawna mnie pociąga, zwłaszcza, gdy usłyszałam opinię "Są Indie i reszta świata" :D Co oznacza, że musi być tam niezły hardcore - i w to mi graj :)

2. Jedna z moich najlepszych kumpeli z czasów liceum, Inka, wraz z mężem wybrali się początkiem kwietnia tandemem z Wągrowca do Singapuru... Jeszcze przed ich wyjazdem umawiałam się z Inką, że z racji mojej kosmicznej zazdrości o ich przygodę, chętnie dołączyłabym na jakimś jej fragmencie. Miało paść na Chiny...
link do przygód Inki i Ola: http://www.inka-olo.pl/

Plany były różnorakie, łącznie z wersją: najpierw Indie (z Bożym Narodzeniem u Siostry), potem rower z Inką i Olem (coś by się na miejscu załatwiło, choć nieco obaw miałam co do kondycji własnej i ich po przebyciu tych kilku tysięcy kilometrów...)

Ostatecznie stwierdziłam, że jednak zamiast dołączać się do czyjejś historii i przygód - stworzę własną i własnych poszukam :)

A! Pojawiła się jeszcze jedna opcja na zimę. 3. Na ostatnim rozliczeniu w biurze podróży, dla którego pracowałam intensywnie już drugi sezon letni, otrzymałam propozycję pracy w czasie sezonu zimowego. W Gruzji - przy narciarzach... Nie po to latem smażyłam się w Rumunii w prawie 40-stopniowych, słodkich dla mego ciała upałach, żeby teraz zimą składać narciarzy na stoku w kilku, kilkudziesięciu stopniowych mrozach... Przypasowanie mnie do lepszej kategorii pilotów w tym biurze i podwyżka też do mnie nie przemówiły.

A dlaczego wyjazd w takich terminach?
Kwestia bardzo prosta. Termin wyjazdu był zdeterminowany przez rehabilitację kolan, którą od czasu do czasu powinnam przechodzić, a którą wg mojego ortopedy* przechodzę za rzadko... Subiektywnie stwierdzam, że jakoś nie widzę specjalnej poprawy po kolejnej dawce naświetleń, magnetyzowania, mrożenia i trzepania prądem - ale ponoć nie zaszkodzi. Nie ukrywam też, że dodatkowo tym razem, jakoś tak "przypadkiem" rehabilitacja była ustawiona tak, żebym jeszcze miała dobrą wymówkę na to, by móc pójść na najlepszą imprezę w roku :D
Termin powrotu z kolei uzależniony jest od formalności, jakich muszę dopełnić przed wznowieniem działalności mojej firmy. I mimo, że założenie jest takie, że niekoniecznie muszę wrócić :), to jednak nie lubię też zamykać sobie furtek czy też palić mostów - zwał jak zwał, wiadomo o co chodzi.


*Na jednej z ostatnich wizyt ortopeda dał mi wybór: albo znajdę męża, dzieci rodzić zacznę i grzecznie brzegiem morza spacerować będę - albo teraz orotezy na kolana, a za lat kilka, kilkanaście protezy. A w związku z tym, że i w orotezach i w protezach po górach da się chodzić - to ani się nie zastanawiałam... i od tej pory straszę ludzi i zwierzęta, chodząc po górach niczym Robokop.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz