Codziennie rano, zaledwie kilkadziesiąt metrów od stacji kolejki podmiejskiej Mahalakszmi, do slumsów sąsiadujących z luksusowymi wieżowcami, znosi się sterty brudnych ubrań z całego miasta, które następnie poddawane są moczeniu oraz - dosłownie - wytłukiwaniu z nich brudu.
Jak Mumbaj, czyli dawny Bombaj, długi i szeroki, tak można znaleźć w nim liczne atrakcje, jednakże przyznaję, że mnie najbardziej zafascynowało zjawisko ghatów dhobi, czyli miejskich praczy, którzy od wczesnego rańca biją kijami tkaniny lub tłuką nimi o beton.
Jak na każdy porządny biznes przystało - pracę tę wykonują głównie mężczyźni.
***
Przybywając na początku podróży do Mumbaju, nie byłam zbyt dobrze nastawiona do tego miasta, gdyż w kilku miejscach przeczytałam, że jest ono "najokropniejsze na świecie" (Aldous Huxley), brudne, chaotyczne, zatłoczone, zanieczyszczone, z biedą wystającą z każdego kąta itd. itp.
Jednakże Od samego wyjścia ze stacji kolejki Churchgate moje zaskoczenie i sympatia do tego miasta systematycznie rosły :)
Wiele osób nadal kojarzy nazwę Bombaj, która w 1996 r. została przemianowana na Mumbaj, kiedy to zainicjowano politykę usuwania nazw związanych z panowaniem Brytyjczyków.
Ta stolica stanu Maharasztra jest ponoć najbardziej zeuropeizowanym i dynamicznym miastem w Indiach - co zresztą też da się zauważyć chociażby w panującej tu architekturze.
Początkowo 7 tutejszych wysp zasiedliły niewielkie rybackie wspólnoty. W XIV w. główną osadą było miasto Gharapuri na wyspie Elefanta. Z kolei w pierwszej połowie XVI w. ziemia ta została przekazana Portugalczykom, którzy jednakże nie wykazywali większego nią zainteresowania.
Ponad wiek później wyspy otrzymał brytyjski król Karol II Stuart jako część posagu swej małżonki, portugalskiej księżniczki. Uważa się, że było to pierwsze miejsce, które można nazwać kolonią - od tego czasu istniała też nazwa Bombaj.
Prawdziwy rozwój miasta przypada na okres, gdy stało się ono stolicą Kompanii Wschodnioindyjskiej - pociągnięcie tu kolei indyjskich, boom bawełniany czy otwarcie Kanału Sueskiego potwierdziły status miasta jako centrum handlowego i przemysłowego.
W ciągu niemal 500 lat mała rybacka osada zamieniła się w potężną metropolię, liczącą ponad 16 mln ludzi - stąd płynie jedna trzecia krajowych podatków do skarbu państwa, a przez mumbajski port przechodzi połowa indyjskiego handlu zagranicznego, nie wspominając o przemyśle filmowym (Bollywood), który skalą przewyższa podobno nawet Hollywood.
Tutaj również swoją walkę o niepodległość Indii prowadził Mahatma Gandhi. Ostatnie kontyngenty wojska brytyjskiego przeszły przez Wrota Indii w 1948 r. Na czasy pokoju trzeba było jednak jeszcze sporo poczekać, ponieważ wkrótce rozgorzały walki na tle narodowościowym i religijnym, kiedy to dochodziło do licznych zamieszek, a nawet zamachów bombowych. Względny spokój panuje zaledwie od kilku ostatnich lat, choć co jakiś czas dochodzi do kolejnych, mniejszych już, starć.
Miasto oferuje sporo atrakcji, choć - wydaje mi się - można je obejrzeć w ciągu 2-3 dni. Standardowe wycieczki zorganizowane ograniczają się do centrum, Wyspy Elefanty i ewentualnie wybranych miejsc położonych nieco dalej.
Głównym symbolem miasta są Wrota Indii, łuk triumfalny, który upamiętnia wizytę angielskiej pary królewskiej (Jerzego V i Marii) w 1911 r. (zbudowany 13 lat później). Obiekt miał witać przybywających do Mumbaju, ale paradoksalnie stał się symbolem ostatecznego opuszczenia Indii przez Brytyjczyków.
W pobliżu znajduje się imponujący Taj Mahal Palace & Tower, hotel zbudowany przez przemysłowca J.N. Tata, który w ten sposób zbuntował się, gdy nie wpuszczono go do hotelu Watson's, do którego wstęp mieli wyłącznie biali. Watson's już dawno nie istnieje, a luksusowy Taj Mahal do dziś skupia w sobie śmietankę towarzyską.
W samym centrum znajduje się sporo budowli, łączących elementy architektury wiktoriańskiej, gudźarackiej, hybrydowego stylu indo-saraceńśkiego oraz motywów islamskich, jak np. Muzeum Księcia Walii, Uniwersytet, Sąd Najwyższy, aż na dość niezwykłym Chhatrapati Shivaji Terminus (Victoria Terminus) skończywszy.
Budynek Victoria Terminus to stacja kolejowa inspirowana stacją St Pancras w Londynie, uważana za najbardziej ekstrawagancki obiekt w Mumbaju. Powstała pod koniec XIX w. jako największa brytyjska konstrukcja w Indiach, a jej architekturę jeden z dziennikarzy opisał jako "wiktoriańsko-gotycko-włosko-barokowo-orientalną".
Głównym ośrodkiem turystycznym w Mumbaju jest Colaba, która w XVII w. była najbardziej na południe wysuniętą wyspą, a obecnie znajduje się tu mnóstwo najtańszych (co nie oznacza, że niedrogich) hoteli, knajp, kawiarni oraz stoisk bazarowych. Droga na południe prowadzi do kwater wojskowych i kościoła Afgańskiego (Afghan Memorial Church of St John the Baptist) z połowy XIX w., upamiętniającego brytyjskie ofiary pierwszej wojny brytyjsko-afgańskiej.
W zachodniej części miasta znajduje się Malabar Hill, ponoć najbardziej pożądane miejsce do zamieszkania z gigantycznymi drapaczami chmur - niektóre mają naprawdę niezwykłą architekturę...
W tutejszym parku zrobiłam sobie krótki odpoczynek - co mnie najbardziej zaskoczyło, to ptaki drapieżne zajmujące boisko do gry w piłkę nożną i koszykówkę:
Obiektem, który można odwiedzić, będąc w Malabar Hill, to niewielka, acz ciekawa, świątynia dżinijska:
W okolicy znajdują się także Wieże Milczenia (na kształt tych, które można spotkać w Iranie), gdzie nieliczna społeczność zaratustrian "chowa" swoich zmarłych. W zasadzie rytuał polega na tym, że na takiej wieży pozostawia się ciała zmarłych, by ich kości oczyszczone zostały przez sępy oraz warunki atmosferyczne. Następnie kości przenoszone są do kostnicy umieszczonej zazwyczaj w wieży. W Iranie ostatni taki "pochówek" miał miejsce w latach 60-tych, natomiast tutaj z racji wyginięcia sępów, założono panele słoneczne. Liczba rodzin decydujących się na takie pochowanie zmarłego maleje, ale nadal jest to możliwe.
Środkowa część Mumbaju to przede wszystkim dzielnice robotnicze z kamienicami, targami i fabrykami. Tutaj znajduje się m.in wspomniany przeze mnie na początku ghat dhobi, czyli ręczna pralnia, która do teraz mnie zadziwia :)
Stąd można przespacerować się do grobowca afgańskiego mistyka Hadżi Alego, położonego na wyspie, do którego prowadzi czasowo zatapiany betonowy pomost. Gdy nie ma problemu z jego przejściem, gromadzą się na nim liczni żebracy, budują się stoiska z tkaninami, pamiątkami itp. itd. - ba!, można nawet sprawdzić swoją wagę :)
Stąd można przespacerować się też do hinduskiej świątyni Mahalakszmi, bogini piękna i bogactwa - wierni ciągną tu niewiarygodnymi tłumami... Podobno kwiaty ofiarne sprzedawane na stoiskach przed świątyniami, po tym jak zostają ofiarowane samej bogini - wracają z powrotem na owe stoiska. Biznes się kręci :P
Popularnym nadmorskim deptakiem jest Marine Drive (zwany czasem kolią królowej ze względu na rząd świateł bijących z ulicznych lamp), gdzie - zwłaszcza w niedzielne popołudnia i wieczory - gromadzi się mumbajska młodzież:
Jednym z najbardziej turystycznych miejsc położonych w pobliżu Mumbaju, jest Wyspa Elefanta, na którą można dotrzeć promem spod Wrót Indii. Niegdyś zwana była Gharapuri, czyli miasto kapłanów Ghara, ale w XVI w. Portugalczycy przemianowali ją na cześć rzeźby słonia znalezionej w porcie.
Największą atrakcją jest tu świątynia z VII w. wykuta w skale z posągiem Sziwy Trimurti (o trzech twarzach). By dojść do świątyni trzeba przedreptać kawałek, choć może w tym pomóc kolejka (która pokonuje jedynie z 500 m :P):
Następnie droga wiedzie przez około 100 stopni, gdzie po obu stronach rozstawione są stoiska z pamiątkami - ceny są całkiem niezłe. Można też zatrudnić tragarzy, którzy wyniosą klienta:
Sama jaskinia nie jest znowu aż tak wielka, a na pewno atrakcyjność miejsca jest nieadekwatna do ceny za bilet (250 Rs, marzec 2016). Znajduje się tu kilka dużych płaskorzeźb, np. Sziwy Nataradży - Sziwy Tańczącego, oraz olbrzymich rzeźb, jak strażników dwarpala, strzegących wejścia do sanktuarium:
Najsłynniejsze jest jednak 6-metrowe popiersie Sziwy Trimurti - o trzech twarzach:
Można się też przespacerować nieco dalej, gdzie także są mniejsze jaskinie - czy też raczej groty. W drugą stronę natomiast ścieżka prowadzi na szczyt wzgórza, skąd - przy dobrej widoczności - rozciągają się widoki na Mumbaj. Tutaj wystawionych jest także kilka brytyjskich armat:
Wszędzie spotkać można małpy, skaczące po płachtach ustawionych nad stoiskami i porywające turystom wszystko, co się da:
Wycieczkę warto zaplanować tak, by wracać o zachodzie słońca :)
I na tym moja podróż po Indiach się zakończyła... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz