1 kwi 2016

Bijapur - „Agra Południa”

Bidźapur był dość ciekawym przystankiem na trasie, choć pół dnia na jego zwiedzanie w miarę wystarczyło, by poczuć klimat miasta i zobaczyć najważniejsze miejsca. Ewidentnym było, że turystów przyjeżdża tu niewielu – wszyscy szeroko otwartymi oczyma wodzili za mną wzrokiem, a i od próśb o selfie (lub o zrobienie zdjęcia w przypadku dzieciaków) ciężko było się odgonić.





Dalej pozostajemy przy dynastii Ćalukjów, która założyła  w X w. w tym miejscu Widźajapura – Miasto Zwycięstwa. Od XIII w. miasto znalazło się w rękach muzułmańskich, przy czym jego największy rozkwit przypada na XVI w., gdy nastąpił dramatyczny upadek Widźanajagaru (Hampi) i bogate łupy sfinansowały najważniejsze realizacje budowlane. Od XVIII w. mamy tu już Brytyjczyków.

Wokół miasta rozciągają się na ok. 10 km ogromne mury fortyfikacyjne, które w 5 miejscach zostały przeprute bramami wjazdowymi, platformami na armaty czy punktami widokowymi:


Najsłynniejszą budowlą Bidźapuru jest mauzoleum Gol Gumbaz, w którym znajdują się groby Muhammada Adil Szaha, jego żony, córki, wnuka oraz… ulubionej kurtyzany:


Budynek szczyci się tym, że posiada drugą największą kopułę na świecie (po Bazylice św. Piotra w Rzymie, która ma być jedynie 5 m szersza). Ogromny hol też jest niemały, bo ma powierzchnię 170 m kw.



Na taras widokowy na samej górze można dostać się spiralnymi schodami umieszczonymi w 7-piętrowych wieżach. Galeria pod samą kopułą znana jest ze swojej doskonałej akustyki, więc wrzeszczących turystów co nie miara…


Na trawniku przed mauzoleum pan kosił trawę (narzędzie trzyma w ręce)...


W Bidźapurze znajduje się też ponoć jeden z najwspanialszych meczetów w Indiach, Meczet Piątkowy (Dźama Masdźid). Powstał on na cześć zwycięstwa nad Królestwem Widźanajagaru:



Generalnie po całym mieście rozsiane są większe czy mniejsze budowlane pamiątki sprzed kilku wieków, jak np. Mithar Mahal – ozdobna wartownia…



…czy Asar Mahal, początkowo służący jako sąd, następnie ogromny relikwiarz. 

Ciekawa jest cytadela w środku miasta, gdzie część budynków została przejęta jako biura rządowe, część się zawaliła, a reszta zaadaptowana została na (nielegalne zapewne) mieszkania.




W zachodniej części miasta znajduje się jeden z głównych wjazdów oraz bastion zwany Bramą Lwa, strzeżony przez olbrzymią armatę, przyciągniętą tu w XVI w. (podobno 100 wołów, 10 słoni i batalion wojska wciągał ją po schodach).


Już poza murami znajduje się mały Taj Mahal: Ibrahim Rauza. W grobowcu tym leży Ibrahim Adil Szah oraz jego żona Tadź Sultana. Przewodnik Rough Guide rozpływa się nad jego wdziękiem, prostotą, zdobionymi napisami koranicznymi, kamieniarką itd., dowodząc, że słusznie nad wejściem widnieje napis dodany przez architekta: „…piękno, którym zachwycił się raj”. Ja przybyłam tuż przed zmrokiem, po zamknięciu, więc dane mi było obejrzeć dzieło jedynie z zewnątrz:


W Bidźapurze skosztowałam dość ciekawego dania - navaratha kurma. Pierwsze słowo oznacza 9, więc danie powinno zawierać 9 składników: owoców, warzyw i orzechów, a więc znalazły się tu i nerkowce i jabłko, i ananas, marchewka, pomidory, pietruszka... a wszystko to zalane gęstym sosem z dodatkiem mleka kokosowego :) Oryginalny mix ;)


W ramach ciekawostek - jeszcze 2 takie fotki:



Z Bidźapuru chciałam dostać się do Aurangabadu, jednakże jazda pociągiem wymagałaby przesiadki w Hajderabadzie, w którym już byłam, więc pozostała jedynie opcja autobusu nocnego.
Myślałam, że skoro to nocny autobus, to będzie lepszej jakości niż te dzienne, a skoro już nie sypialny - to może chociaż z wygodnymi siedzeniami...
O naiwności! Na dworzec zajechał najzwyklejszy autobus ze zbiorczymi siedzenio-ławeczkami dla 2 osób po jednej stronie i 3 po drugiej.


Ta jazda to była MASAKRA.
10,5 godziny w kurzu, brudzie, hałasie (niemal non stop trąbienie). Ale najgorsze były wertepy (i progi zwalniające!), które wyrzucały człowieka na kilka-kilkanaście centymetrów do góry. Nawet jak już po kilku godzinach tej męczarni szarpanie przestawało przeszkadzać, to wyrzucanie całego ciała w powietrze chwilami groziło połamaniem żeber.

Dobrze, że chociaż całą drogę autobus był dość pustawy, mimo ciągłej rotacji pasażerów. Ale jedynymi pasażerami, którzy przejechali całą trasę byli kierowca, konduktor i ja... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz