Orćha
(Ukryte Miejsce), była stolica radżów z dynastii Bundelów, zawiera w sobie olbrzymi
kompleks porozrzucanych średniowiecznych pałaców, świątyń, grobowców – i stanowi
przy tym przyjemny, dość spokojny przystanek na trasie do Khajuraho czy Agry.
Ich budowa rozpoczęła się w XV w. i
trwała do XVIII w., gdy to po burzliwych i przewrotnych dziejach rodu, dynastia
zmuszona została do ucieczki. Mimo że czasy świetności tego miejsca już dawno minęły, to na pewno Orćha ma pewien urok, który trochę odbiega od tradycyjnego doświadczenia indyjskiego.
***
Najłatwiej
do Orćhy dostać się z Jhansi. Podobno jeżdżą tu wikramy, czyli takie wspólne
taksówki, ale też kilka razy (wg niektórych osób całkiem często, a według
innych niemal w ogóle – zależy kto, jaki ma interes w podaniu takiej czy innej informacji) jeżdżą też przez to
miasto autobusy.
Mnie
akurat udało się załapać na autobus, który wyjeżdżał z dworca po kilku
minutach, gdy tam dotarłam. Wszyscy wskazywali mi na ten konkretny autobus, ale
gdy zapytałam, by się upewnić, faceta sprzedającego bilety, ten zeźlony powiedział,
że nie jedzie do Orćhy i chciał wysłać mnie do taksówki… Pasażerowie stanęli
jednak w mojej obronie i tak znalazłam się w środku. Być może było nas zbyt
wielu (te 30 minut stałam), a może facet był cięty na „bogatych” (bo białych) turystów,
którzy wolą jechać niskobudżetowym transportem. Nie wiem. Ale do Orćhy
zajechałam :)
Większość
turystów, zwłaszcza tych korzystających z wycieczek zorganizowanych, przyjeżdża tu w ramach jednodniowej wycieczki bez noclegu. Zresztą nie było ich aż tak wielu - końcówka sezonu wszędzie już dawała o sobie znać.
Do
wszystkich obiektów w Orćhrze obowiązuje jeden bilet ważny tylko 1 dzień (który
kupuje się w głównym kompleksie przy Radź Mahal). Na mój czas składało się dwa razy po pół dnia, z noclegiem w środku, więc zaczęłam od obiektów
położonych poza centrum. Najpierw zawędrowałam do samotnego Lakszmi Narajan
Mandir usytuowanego na wzgórzu poza wioską.
Obowiązywał
tu oczywiście bilet wspólny, ale zapłaciłam pilnującemu jakiś drobiazg i bez
problemu mogłam obejrzeć obiekt – on happy i ja happy :)
Są tu rewelacyjne malowidła naścienne,
związane z historią Indii z naciskiem na dzieje Orćhy i Jhansi.
Niektóre
malowidła dość sugestywnie ukazywały Brytyjczyków – z kielichem w ręku lub
uciekających na koniach.
Mało przekonujące schody, na które po prostu musiałam wejść :P, prowadziły do nieco zaśmieconego pomieszczenia wyżej, ale samo wejście po schodkach to był niezły thrill :P
Poza
wioską, na południu, znajduje się także kompleks cenotafów należących do
władców tych okolic.
Tutaj
też znajduje się most na rzece Batwa, który przysporzył mnie niemal o zawał serca…
Jak się na tym moście stoi, a jedzie ciąg ciężarówek, to absolutnie nie ma, gdzie się schować. Można tylko stanąć tyłem lub przodem do rzeki (bo nie ma
miejsca, by stać do niej bokiem) i liczyć, że kierowca pojedzie tak, by choćby było
te 5 centymetrów pomiędzy nami… Ja miałam prawie śmierć w oczach – i to do
wyboru: albo zostanę rozjechana przez ciężarówkę, albo skoczę do wody i skręcę
kark na skałach. Ufff…
W
centrum wioski jest też ogród Phool Bagh i pawilon Hardaul ka Baithak, gdzie
swego czasu sprawował władzę jeden z radżów. Obiekt jest częściowo zajęty przez
targowisko, a częściowo okupywany przez bezdomnych.
Znajdują się tu też wieże dastgir, czyli „łapiące wiatr”, odpowiedzialne za klimatyzację pomieszczeń. Jest to wynalazek perski, który do dziś można oglądać w wielu miejscach w Iranie.
Miejsce,
do którego zazwyczaj turyści kierują najpierw swe kroki, to Radź Mahal, do
którego przechodzi się po średniowiecznym granitowym moście. Na moście tym od
samego rana ustawiają się najdziwniej wymalowani i ubrani sadhu, licząc na
napiwki za robienie im zdjęć.
Radź
Mahal to bardzo dobrze zachowana ruina królewskiego pałacu. Zespół ten składa
się z dziedzińców, bogatych królewskich kwater, pomieszczeń z imponującymi
malowidłami, licznymi balkonikami, przejściami na każdym z pięter, pasażami,
pawilonami i wieżyczkami.
Obok
znajduje się Sheesh Mahal, czyli Pałac Luster, obecnie zamieniony w dość
luksusowy hotel (na zdjęciu poniżej - po prawej).
Kolejny
pałac w tym kompleksie to Dżahangir Mahal, zbudowany jako wspaniały prezent
powitalny dla mogolskiego cesarza, odwiedzającego ów stan w XVII w. Mamy tu okazałą
bramę, na której można jeszcze dojrzeć pozostałości turkusowych płytek, które
niegdyś pokrywały znaczne połacie ścian. Tutaj również przechadzać się i
wspinać można po licznych tarasach, przejściach, ażurowych balkonikach – i spoglądać
na daleki krajobraz.
Po
drugiej stronie drogi, przy bazarze, znajduje się funkcjonująca świątynia Ram
Radża Mandir:
Zaraz obok wybudowany został Ćaturbhudź Mandir ze spiczastymi wieżami, bodaj najbardziej charakterystyczny – bo najbardziej wystający ponad wioskę – budynek. Świątynię zbudowano na planie krzyża, co miało symbolizować czteroramiennego Wisznu. Całość jest dość nietypowa, jak na indyjską architekturę, i znaleźć można tu elementy mogolskie, perskie i europejskie.
Z powodu informacji doczytanej w przewodniku, uparłam się, by
wspiąć się na dach świątyni. Ochroniarz specjalnie otworzył kłódkę, która
zamykała drzwi prowadzące na górę (i zamknął kłódkę, jak tylko te drzwi
przekroczyłam…) i zaczęłam mozolne wdrapywanie się po stromych, kręconych
schodkach na górę. Dobrze, że miałam ze sobą latarkę…
Z dachu
– widoki prześwietne :)
Przed
wyjazdem z Orćhy zakupiłam jeszcze lokalny przysmak, czyli rodzaj mlecznego ciasta. By
wrócić z powrotem do Jhansi wystarczyło (jak poinformował mnie lokalny fryzjer)
stanąć na drodze i poczekać. Po 10 minutach siedziałam (tzn. stałam) już w autobusie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz