Porozwieszane w każdym kolejnym odwiedzanym przeze mnie mieście kable z lampkami, świecidełkami, bombkami, Mikołajami, reniferami itd., stoiska ze specjalnym, świątecznym ciastem, stragany z Jezuskami różnej wielkości i innymi akcesoriami do budowania szopek, wzmożony ruch w sklepach z chińską sztuką ludową - to wszystko wskazuje na to, że jednak, mimo ciepła i braku śniegu, Święta się zbliżają...
Święta Bożego Narodzenia spędzę grzecznie w La Paz (3600 - 4100 m n.p.m.), w faktycznej stolicy Boliwii (konstytucyjną stolicą jest Sucre).
Co do Sylwestra... :) Rozważam kilka opcji, dwie najbardziej prawdopodobne to: albo Wyspa Słońca na Jeziorze Titicaca (m.in. z inkaskimi ruinami) albo pójdę za moimi skłonnościami masochistycznymi i w nocy 31.12/01.01 ślamazarnie wdrapywać się będę na Huayna Potosi, 6088 m n.p.m., w temperaturze -15, by o godz. 6 rano obejrzeć tam wschód słońca... :P
Cóż - życzę wszystkim czytającym, by - jeśli tylko chodzi im to po głowie - ruszyli w końcu tyłki z ciepłych domków w poszukiwaniu Przygody :D
A jeśli nie to Wam w głowie, to życzę Świętego Spokoju na kolejne dni, podejmowania odpowiednich decyzji, odrzucenia strachu przed zmianami (jeśli zmiany byłyby pożądane) i przede wszystkim satysfakcji z tego, co robicie, co planujecie, z kim, gdzie i kiedy jesteście.
Smacznego! :)
(Taki parujący, pikantny barszczyk z uszkami produkcji mojej Mamy/Siostry... mmm..)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz