29 gru 2013

Święta włóczęgi

[24.12.2013]

W innym czasie, ale w tym samym momencie...

INDIE, godz. 21.38

Trzecia z kolei córka i siostra zapewne myśli już o pasterce. Tegoroczne Boże Narodzenie spędza w gronie współpracowników, znajomych (być może już przyjaciół) i narzeczonego. Kilka godzin wcześniej wspólnie zasiedli do stołu, na którym wylądowały dość egzotyczne potrawy, ale dam głowę, że europejski i polski akcent też się na nim pojawił. 
Ale tak naprawdę liczy się to, że prócz ciepła unoszącego się w indyjskim powietrzu, ciepło bije też od tych, z którymi ten czas spędza...


POLSKA, godz. 17.08

26 gru 2013

Uyuni - pustynia solna, pustynie piaskowe, wulkany, gejzery...

[18-21.12.2013]

Odwiedzenie okolic Uyuni jest w zasadzie koniecznością, jeśli jest się w Boliwii. Same miasteczko nie oferuje zbyt wiele, ale jest bazą wypadową w miejsca, które na baaardzo długo pozostają w pamięci. Na względnie niewielkiej przestrzeni można zobaczyć tu najróżniejsze ekosystemy, krajobrazy, rośliny, zwierzęta...

W Uyuni jest masa różych agencji turystycznych, które organizują wycieczki 1-4 dniowe. Najbardziej popularna jest chyba 3-dniowa i ja też na taką się zdecydowałam. Wycieczki odbywają się dżipami, 6 osób + kierowca, cena zawiera transport, jedzenie, kierowcę-przewodnika (nie zawiera wstępów). Niestety agencja, na którą natrafiłam, okazała się być, że tak powiem, dość dupna... Najpierw wyjazd był opóźniony o godzinę, prawdopodobnie dlatego, że pozostałe osoby w moim dżipie zapisały się chwilę przed wyjazdem, więc najprawdopodobniej kierowca był dopiero co ściągany.

24 gru 2013

Plany świąteczne

Porozwieszane w każdym kolejnym odwiedzanym przeze mnie mieście kable z lampkami, świecidełkami, bombkami, Mikołajami, reniferami itd., stoiska ze specjalnym, świątecznym ciastem, stragany z Jezuskami różnej wielkości i innymi akcesoriami do budowania szopek, wzmożony ruch w sklepach z chińską sztuką ludową - to wszystko wskazuje na to, że jednak, mimo ciepła i braku śniegu, Święta się zbliżają...

23 gru 2013

Potosi - w Królestwie Diabła

A Diabła można tu spotkać pod wieloma postaciami...

[15-17.XII]

CERRO RICO DE POTOSI - GÓRA, O KTÓREJ LOSACH DECYDUJE DIABEŁ

Siedzimy w półmroku: Willy - przewodnik, Alejandro - górnik, Benito z olbrzymim fallusem na wierzchu... i ja, i pomału przeżuwamy liście koki. Od powierzchni ziemi dzieli nas około 600 metrów w poziomie, kilkaset metrów w pionie i kilkanaście stopni różnicy w temperaturze - tutaj jest cieplej. Jedyne światło, jakim dysponujemy, to latarki zamontowane na naszych kaskach.

19 gru 2013

Niedzielny targ w Tarabuco

Miało być bardzo tradycyjnie, ciekawie, dużo folkloru, muzyki, tańców, sporo rzeczy miało się dziać...

18 gru 2013

Andyjski survival w Diablim Gardle

Opowieść ta będzie długa... i chyba powinnam ją zacząć: osoby o słabych nerwach proszone są o opuszczenie tej strony :)

Bo tak w ogóle, to słowa "mam zamiar się zgubić" 3 posty temu były naprawdę pisane jedynie na przekór...

16 gru 2013

Coraz wyżej, coraz zimniej...

SANTA CRUZ, 416 m n.p.m., 25-40 stopni

SAMAIPATA, 1650 m n.p.m, 20-35 stopni
(Do Babiej jeszcze trochę brakuje :)

"W Samaipacie i jej okolicach występuje groźna tropikalna choroba, zwana chorobą Chagasa - roznoszona przez vinchucas - owady z rodzaju zajadkowatych (pluskwiaki)" - przypominam sobie fragment z przewodnika.

15 gru 2013

Zdjęcia: San Ignacio, Santa Cruz, Las Lomas de Arena

Wróciłam - o dziwo! - cała :D Nieco podrapana, tu i ówdzie posiniaczona, lekko głodująca... ale za to jaki survival mam na swoim koncie :D

Ale! Idźmy chronologicznie :) Fotki, które dotyczą poprzednich postów:

San Ignacio de Velasco (nadal Chiquitania):
https://plus.google.com/u/0/photos/114482896135643526362/albums/5957247071407339425?authkey=CKGewcvg56_FsQE

Santa Cruz (z rasta amigos):
https://plus.google.com/photos/114482896135643526362/albums/5957385059642950209

Las Lomas de Arena (pustynia):
https://plus.google.com/photos/114482896135643526362/albums/5957392452031628449


11 gru 2013

Rasta Amigos i błądzenie po pustyni


AKT I

Santa Cruz. Godzina 7.30 rano. Ze snu wybudza mnie muzyka Boba Marleya i unoszące się opary marihuany... Słyszę głosy dochodzące z patio - to zapewne Diego i Nico relaksują się od rana przed wyjściem do "pracy". Za chwilę słyszę krzyk: "Marija! Marija!" Zwlekam się z łóżka i wychodzę na balkonik przed moim pokojem. Na patio na dole stoi Diego i śpiewa serenadę w stylu: "Marija, mi amor..."

9 gru 2013

Garść zaległych fotek

Paraty i okolice:
https://plus.google.com/photos/114482896135643526362/albums/5954353955796195057

Sao Paulo:
https://plus.google.com/photos/114482896135643526362/albums/5954367443627745361

Boliwia:
https://plus.google.com/photos/114482896135643526362/albums/5954619191113954561

San Jose de Chiquitos
https://plus.google.com/photos/114482896135643526362/albums/5954623205378467873?authkey=CPeMtJbh_vXvFQ

8 gru 2013

Gdzie czas nabiera innego znaczenia...

Chiquitania składa się głównie z miejsc, w których się utyka... Zazwyczaj co najmniej na kilkanaście godzin, a nierzadko na ponad 20 albo i na 2-3 dni.

Autobus do San Ignacio ponownie robił za samochód dostawczy - nie sądziłam, że na dachu autobusu może być aż tyle miejsca...
(Poniżej nadal pakują dach, w tym prócz kartonów z produktami różnorakimi, np. taczka, prosta kuchenka gazowa, jakieś stelaże.)



7 gru 2013

San Rafael de Velasco

No dobra, bezdroża bezdrożami, ale ja tu dojechałam do San Rafael, kolejnej wioski misyjnej, i plan był taki, żeby obejrzeć kościół i najbliższym autobusem jechać do San Miguel (również kościół Misyjny, UNESCO) i jeszcze najlepiej tego samego dnia dojechać do San Ignacio de Velasco i tam zanocować. Pani w pozostawiającej wiele do życzenia "informacji turystycznej" w San Jose twierdziła, że jeżdżą tutaj lokalne busy, więc nie będzie problemu. A tu przysłowiowa d..a. Następny autobus kolejnego dnia rano. Yhm, no to utknęłam pośrodku Niczego... Jeszcze nie ma południa, zwiedzę kościół w max 20 minut - i co dalej?

Cóż, trza się dostosować i mimowolnie poddać...

6 gru 2013

Boliwijskie bezdroża

Przez boliwijskie bezdroża pędzi rozklekotany autobus, zostawiając za sobą tumany kurzu. Pędzi, czyli jedzie około 60-70 km/h. Jak na wypiaskowaną drogę, po której się porusza, to naprawdę sporo. Asfalt skończył się już dawno temu, zaraz za San Jose, a zacznie się dopiero po około 350 kilometrach w okolicach Concepcion.

Czerwona wstęga drogi najpierw prowadzi płaskim terenem, by po 50 kilometrach zacząć się wić pomiędzy nagle wyrastającymi wzgórzami. Krajobraz zmienia się, choć cały czas towarzyszy mu jeden element: dżungla. Czasem nagle gdzieś przy drodze pojawi się człowiek, który ma odebrać pakunek z autobusu lub jechać nim dalej. Czasem widać za nim pojedynczą chałupę lub drogę lub ścieżynę prowadzącą Gdzieś. A najczęściej nie ma nic - człowiek pojawia się Znikąd. Podobnie znikają ci, którzy po drodze wysiadają z autobusu - pośrodku Niczego.


4 gru 2013

Chiquitania

Niekoniecznie ma to coś wspólnego z bananami Chiquita (które pochodzą z Kostartyki)...

Chiquita to nazwa plemienia Indian, którzy zasiedlali południowo-wschodnią część Niziny Boliwijskiej. To, co jest tu najciekawszego, to przede wszystkim dawne misje jezuickie, po których ostały się kościoły, wpisane na Listę UNESCO.

Chciałam napisać: "to, co przyciąga turystów...", ale się powstrzymałam, bo mam wrażenie, że jestem tu jedyną osobą z zewnątrz. Miejsce widocznie jest dość niszowe - ale na pewno warte zobaczenia, zwłaszcza, gdy ma się nieco więcej czasu, niż przegonienie po łebkach po głównych atrakcjach Boliwii w tydzień.

3 gru 2013

W stronę Boliwii

Z racji wykonywanej pracy długa jazda autobusem mnie nie przeraża, stąd też 1500 km do pokonania za jednym zamachem jakoś mnie nie ruszyło. Choć z drugiej strony, skoro 260 km przejechaliśmy w 9 godzin, to ile godzin/dni zajmie nam 1500 km...?

Droga szła dość sprawnie, głównie jechaliśmy autostradami, autobus wygodny, spać się da... aż o 1 w nocy autobus stanął. Po 10 minutach kierowca otworzył drzwi do wnętrza autobusu (dla kierowcy i podróżujących są 2 osobne pomieszczenia) i w zlepku informacji, które nam przekazał zrozumiałam tylko "motor" - a więc pewnie padł silnik.

1 gru 2013

Boliwia!

I co najlepsze - granice brazylijsko-boliwijska przekraczalam od strony Boliwii! Ma sie ten talent! :D

Szczegoly wkrotce - i mam nadzieje, ze z polskimi znakami. Teraz musze sie troche przeorganizowac...