4-5.12.2016
Telde to drugie pod względem wielkości miasto Gran Canarii, a jego starówka jest niezwykle urokliwa. Są tu przynajmniej dwie dzielnice warte zobaczenia: San Juan i San Fransisco. Na spokojne zwiedzenie miasta wystarczą 2-3 h (z przerwą na kawę w jednej z licznych kawiarenek), warto jednak zajrzeć tu choć na chwilę.
Plaza de San Juan to malowniczy plac, na którym położony jest kościół św. Jana Chrzciciela z XV w. - ponoć wewnątrz znajduje się figura Chrystusa wykonana z masy kukurydzianej przez meksykańskich Indian (sama jej nie widziałam, akurat odbywała się msza św.).
Równie malownicze są uliczki wokół tego placu z tradycyjnymi domami, z których część posiada drewniane balkony:
Za Iglesia de San Pedro Martir znajduje się posąg Kanaryjczyka z kijem - ma to być ponoć Faycan de Telde, kapłan-szaman, który wraz z guartaname w XV w. skoczył z klifu, krzycząc: "Dla mojego kraju!". Śmierć obu była końcem oporu, jaki lokalni mieszkańcy stawiali wobec hiszpańskiej konkwisty.
Stąd można przespacerować się do dzielnicy San Fransisco śliczną uliczką Ines Chemida, gdzie znajduje się m.in. konwent San Fransisco.
***
Równie malownicze są uliczki wokół tego placu z tradycyjnymi domami, z których część posiada drewniane balkony:
Za Iglesia de San Pedro Martir znajduje się posąg Kanaryjczyka z kijem - ma to być ponoć Faycan de Telde, kapłan-szaman, który wraz z guartaname w XV w. skoczył z klifu, krzycząc: "Dla mojego kraju!". Śmierć obu była końcem oporu, jaki lokalni mieszkańcy stawiali wobec hiszpańskiej konkwisty.
Stąd można przespacerować się do dzielnicy San Fransisco śliczną uliczką Ines Chemida, gdzie znajduje się m.in. konwent San Fransisco.
***
Rano z okolic Playa de Vargas zabrała mnie samochodem Niemka w dość słusznym już wieku i podwiozła do kolejnej miejscowości, gdzie mogłam złapać autobus.
Swoją wizytę w Telde rozpoczęłam od - a jakże! - kawy w lokalnej kawiarence :) Przystojny kelner zabrał mój telefon do podładowania (na kempingu były tylko dwa gniazdka służące wszystkim, czyli temu, kto był najszybszy) i ucięliśmy sobie sympatyczną pogawędkę. Okazało się też, że mój hiszpański pomału się regeneruje (od czasu podróży do Ameryki Południowej niemal wszystko poszło w niepamięć...).
Swoją wizytę w Telde rozpoczęłam od - a jakże! - kawy w lokalnej kawiarence :) Przystojny kelner zabrał mój telefon do podładowania (na kempingu były tylko dwa gniazdka służące wszystkim, czyli temu, kto był najszybszy) i ucięliśmy sobie sympatyczną pogawędkę. Okazało się też, że mój hiszpański pomału się regeneruje (od czasu podróży do Ameryki Południowej niemal wszystko poszło w niepamięć...).
Tutaj też załączyłam mapę Googla, żeby w ogóle zobaczyć, dokąd się udać w Telde - w moich materiałach brakowało jakiejkolwiek mapy tego miasta.
Po obejściu starówki wyruszyłam do Las Palmas, gdzie odwiedziłam Museo Colon (Muzeum Kolumba), które w pierwszy weekend miesiąca jest otwarte za darmo dla zwiedzających. Tutaj spotkałam też Kinny'ego, który podwiózł mnie dzień wcześniej na koniec wąwozu Guayadeque :)
(O Museo Colon pisałam we wpisie o Las Palmas.)
Po obejściu starówki wyruszyłam do Las Palmas, gdzie odwiedziłam Museo Colon (Muzeum Kolumba), które w pierwszy weekend miesiąca jest otwarte za darmo dla zwiedzających. Tutaj spotkałam też Kinny'ego, który podwiózł mnie dzień wcześniej na koniec wąwozu Guayadeque :)
(O Museo Colon pisałam we wpisie o Las Palmas.)
Tym razem na nocleg trafiło na hostel HiTide, w którym wcześniej była Leslie i gdzie znowuż spotkałam Alexa z Finlandii. Ten to ma życie - ponoć pracuje z Las Palmas zdalnie na komputerze, ale natknęłam się na niego, gdy miał drzemkę na tarasie hostelu :)
HiTide położony jest tuż przy Plaży Las Canteras i jest naprawdę fajnym miejscem - zarówno pod względem położenia, jak i pokoi czy atmosfery.
Po południu przespacerowałam się wzdłuż całej plaży aż do La Isleta z zamkiem Castillo de la Luz i wróciłam przez Park Santa Catalina. (Info we wpisie o Las Palmas.)
Promy dla obcokrajowców są bardzo drogie. Za bilet w dwie strony zapłaciłam 64 euro, a Leslie z obywatelstwem hiszpańskim za siebie i samochód (!) w dwie strony płaciła ok. 24 euro. Bilety można kupić przez stronę Armas Naviera lub bezpośrednio przed wypłynięciem - wówczas dobrze jest być na przystani ok. 1,5 przed wypłynięciem. Drugim przewoźnikiem jest Fred Olsen, ponoć szybszy ale droższy.
Prom całkiem przyjemny, można siedzieć w środku na dużych, wygodnych fotelach lub na krzesłach na zewnątrz. Można też popluskać się w basenie :)
W środku dla zgubienia czasu wyświetlany jest film - tym razem włączono "Nothing Hill" z hiszpańskim dubbingiem i z angielskimi napisami :))
Podróż promem miała teoretycznie trwać ok. 2 h, ale w praktyce wychodzi 2,5-3 h.
W środku dla zgubienia czasu wyświetlany jest film - tym razem włączono "Nothing Hill" z hiszpańskim dubbingiem i z angielskimi napisami :))
Podróż promem miała teoretycznie trwać ok. 2 h, ale w praktyce wychodzi 2,5-3 h.
W Santa Cruz zakwaterowałam się na dwie pierwsze noce u Leslie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz