Przydługawa legenda opowiada o 2 braciach, królewskich synach, o imieniu Baratha i Bahubali. Pewnego dnia ojciec wezwał ich do siebie, gdyż postanowił oddać się medytacjom i podzielić królestwo między synów. Zachłanny Bahubali jednakże wyzwał brata do walki, którą - po kilku konkurencjach - wygrał. Z czasem, widząc porażkę brata oraz własną ślepotę, oddał mu całe królestwo, a sam udał się na wędrówkę, by podczas medytacji oczyścić swój umysł i ciało.
Baratha postanowił wystawić Bahubali olbrzymi pomnik, który w miarę upływu czasu zaczął zarastać, a pod nim zalęgły się węże. Ostatecznie mogli go zobaczyć tylko głęboko wierzący.
Tutaj dochodzi postać Kalala Devi, która słyszała ową historię od swej matki i zapragnęła zobaczyć ową statuę. Wyruszyła więc na pielgrzymkę z synem, po drodze zatrzymując się w Śravanabelagola. Syn ujrzał w swych snach proroctwo i rankiem ze wzgórza Ćandragiri wystrzelił strzałę z łuku, która trafiła na wzgórze Indragiri, ukazując na moment wizerunek posągu Bahubali. Wówczas jego matka postanowiła ufundować wyrzeźbienie ogromnego pomnika...
Posąg nagiego mężczyzny, pochodzący z X w. i zwany Gomateśwara, jest wysoki na 18 m i uważa się go (w większości publikacji) za największy wolnostojący posąg w Indiach (według niektórych źródeł - za największy na świecie).
Od razu było widać, że przyjeżdża tu nieco więcej turystów, bo ledwo z hotelu wyszłam i skierowałam się w stronę wzgórza, to już otoczył mnie wianuszek sprzedawców: a może pocztówki? paszminy? może kamienne posążki? Yhm, zwłaszcza to ostatnie.
Dostać się na wzgórze można w zasadzie 2 drogami, choć mało kto o tym wie :P Ja postanowiłam pójść tą drugą trasą, poza centrum, od tyłu (przez dziurę w płocie :P), by mieć chwilę spokoju od ludzi.
Zaczepiło mnie 2 chłopaczków, najpierw z tekstem: "Give me books!", a potem "Give me money, money, money!". Ech... Zapytałam młodego, czy czasem ojca nie ma i żeby do niego po pieniądze poszedł. Nigdy nie popierałam takiego rodzaju "pomocy" dzieciakom w biedniejszych krajach - uczy ich to, że bezczelność jednak popłaca, a w niektórych przypadkach dochodzi do tego, że dzieciaki w miejscowościach turystycznych rezygnują ze szkoły, bo żebranie od białych daje im większe profity.
Na wzgórze należy wchodzić boso, dlatego dobrze jest zaopatrzyć się wcześniej w skarpetki - kamienne stopnie wygrzane całodziennym słońcem potrafią nieźle poparzyć.
Widok z góry na miasto i wzgórze Ćandragiri:
Na górze kręciło się trochę białych turystów, ale większość to byli pielgrzymi indyjscy.
Ogromna postać Gomateśwary dominuje nad całym kompleksem:
Jest tu też sporo ciekawych rzeźbień:
Poczekałam na zachód słońca, choć nie dane mi było zostać do końca, bo odźwierny zamykał kompleks o 18.00 i po prostu mnie wyrzucił...
Śravanabelagola jest obecnie przede wszystkim znanym ośrodkiem dżinizmu - nonteistycznego systemu filozoficznego (przypominającego w wielu aspektach religię), który w swoich głównych założeniach ma nieszkodzenie innym istotom żywym (ludziom, zwierzętom i roślinom) oraz przyjaźń i dbanie o dobro całego wszechświata (wiąże się z tym wiele nakazów i zakazów - warto się w temat bardziej zagłębić - może przy innej okazji nieco więcej o tym).
Wzgórzem istotnym dla dżinijskich pielgrzymów jest także Ćandragiri, gdzie - według podań - około IV w. p.n.e. niejaki Ćandragupta, władca z dynastii Maurjów, zagłodził się na śmierć (zgodnie z zasadami dżinizmu).
Wybrałam się tutaj następnego dnia rano. Tuż pod wzgórzem zaczepiły mnie uczennice, by koniecznie zrobić sobie selfie... Skorzystałam i poprosiłam, by strzeliły mi fotkę na tle wejścia:
Babcia od pilnowania butów już z daleka wypatrzyła moją białą skórę i machała uradowana. Schowała moje sandały do parcianego worka, dała mi numerek, i zakrzyknęła: "Money, money, money!"... Standardowa opłata za zostawienie butów pod czyjąś pieczą to 2, maksymalnie 3 rupie. Dałam babci 5 rs (co jest, swoją drogą, też śmieszną sumą, bo to tylko 30 groszy, choć to dwukrotna stawka). Jakież niezadowolenie pokazało się na jej twarzy! Gdyby nie ten jej okrzyk, to może i dałabym jej nawet 10 rs (jakoś z napiwkami w Indiach nie mam problemu :P), ale znowu - takie coś może doprowadzić do tego, że zamiast widzieć białego człowieka, to w oczach lokalsów będzie pojawiać się "money, money"... Wolę trzymać się lokalnych cen, czasem w zależności od sytuacji trochę je podwyższając.
Kompleks świątynny na tym wzgórzu zawiera kilka świątyń w późnym stylu drawidyjskim z X-XII w.
W niektórych można wejść na dach po wąziutkich schodkach...:
Na wzgórzu można również zajrzeć do jaskini, gdzie czczony jest ślad stóp Srittakavali - podejrzewam, że to jakiś mistyk może być, ale inf o tym nie znalazłam (może kiepsko szukałam :P).
W mieście jest też oczywiście świątynia dżinijska z własną stołówką. Kuchnia dżinijstej religii zresztą ma też swoje własne wytyczne i opiera się na jedzeniu wegańskim, przy czym nie wszystkie warzywa są tu wykorzystywane. Rośliny, których korzenie są jadalne zostały wykluczone (czyli np. marchew czy ziemniaki), bo wierzy się, że wyrywanie ich z Matki Ziemi jest jej niszczeniem i szkodzeniem.
Warto pospacerować też po miasteczku, bo ma kilka malowniczych zaułków.
P.S. Żeby dostać się tu z Halebid, trzeba pojechać najpierw do Hassan, tam przesiąść się w autobus do Ćanarajapatna i tam znowu (na nowym dworcu) wsiąść w autobus do Śravanabelagola.
Na koniec - jedno z licznych selfie (na prośbę, rzecz jasna, tubylców):
"nieszkodzenie innym istotom żywym (ludziom, zwierzętom i roślinom) oraz przyjaźń i dbanie o dobro całego wszechświata" ... lubię to tak samo jak steki w restauranie na Sławkowskiej :P. Jak żyć?
OdpowiedzUsuń